Bert Clendennen

Bert Clendennen

środa, 17 października 2012

w czasach przebudzenia na kościół spada osądzenie

Bóg zawsze uzyskiwał uwagę Swojego ludu albo przez przebudzenie, albo sąd. Jeżeli nie może nas doprowadzić do miejsca przebudzenia, zdobędzie naszą uwagę za pomocą sądu. Kontynuujemy nasz cykl z pytaniem, „Co to jest przebudzenie ?” Widzieliśmy, że przebudzenie, to wkroczenie Boga. Kiedy On przyjdzie, wiele z tego, co człowiek robi, idzie na bok, a Bóg działa w świętości i mocy. Kiedy Bóg przyjdzie, coś się dzieje. Kiedy już wiemy, czym jest przebudzenie, przypatrzmy się jego prawom. W Psalmie 85:7 Dawid mówi, „Czyż nie ożywisz nas znowu, Aby lud twój rozradował się w tobie?” Nikt nie może studiować przebudzenia nawet powierzchownie, żeby nie był uderzony podobieństwem efektów w tych, których ogarnęła fala przebudzenia. Dwa z nich wyróżniają się i są wspólne dla wszystkich. 

Każde prawdziwe przebudzenie w pojedynczych ludziach i w kościele przynosi głęboką świadomość grzechu. Teraz jesteśmy świadkami przebudzenia, które manifestuje się śmiechem. Wszyscy zanoszą się od śmiechu, upadają na podłogę w napadach śmiechu. Jednak śmiech nie jest znakiem przebudzenia. Może to być rezultat przebudzenia, ale nie jego powód. Nic nie umiera bez grzechu. Gdyby Adam nie zgrzeszył, mógłby dzisiaj siedzieć tu ze mną. Grzech sprowadził śmierć. Nie może być przebudzenia, póki nie rozprawimy się z elementem grzechu. W nowoczesnym kościele ewangeliści się zagubili. Mamy objazdowych kaznodziejów, którzy promują program, ale nie prawdziwych ewangelistów. Zadaniem ewangelisty jest badanie kościoła. Ja jestem ewangelistą. Jeżeli zaprosicie mnie do waszego zboru, będę natychmiast wiedział, jeżeli jest coś złego , jeżeli grozi śmierć, a nie może być śmierci w was indywidualnie, ani kolektywnie w kościele, jeżeli nie ma grzechu. Jeżeli mamy mieć przebudzenie, muszę ten grzech ujawnić. 

Byłem pastorem jednego zboru przez 35 lat. Od dnia, kiedy rozpoczęliśmy, w tym zborze był duch przebudzenia. Na każdym nabożeństwie oglądaliśmy ludzi dożywających zbawienia, napełnianych Duchem i uzdrawianych. Tak było przez cztery lata, a potem to zamarło. Wiedziałem, że coś jest źle i gdzieś wkradł się grzech. Pastor jest tak blisko ludzi, że Duchowi Świętemu trudno jest objawić grzech w tych ludziach. Niektórzy byli ze mną od trzydziestu lat. Gdyby ktoś mi powiedział, że ktoś z nich jest zamieszany w cudzołóstwo, pomyślałbym, że diabeł chce go zniszczyć. Dla tego potrzebujemy ewangelistów. Ewangeliści są z zewnątrz. Mogą obiektywnie spojrzeć na to, co się dzieje. Kiedy przebudzenie zaczęło zamierać, zaprosiłem ewangelistę. Zaczęliśmy nabożeństwo w niedzielę wieczorem. W środku śpiewania on wszystko przerwał i wezwał zbór do modlitwy.

Powiedział zgromadzonym, by uklęknęli koło ławek, a on im powie, kiedy wstać. On sam odwrócił się tyłem do zebranych, upadł i zaczął wzdychać przed Bogiem. Trzydzieści minut później wstał i kazał wszystkim wstać. Kiedy wstali, powiedział, „Bóg mi pokazał, że jeden człowiek w przywództwie zboru chodzi do żony kogoś innego”. Pomyślałem, że jeżeli on ma rację, to ja jestem zrujnowany, ale jeżeli on się myli, to dopiero jestem zrujnowany. Widziałem, że to nie ja. Ewangelista wezwał nas ponownie do ołtarza i powiedział, „Z czymś takim nie możemy mieć przebudzenia”. Nie trwało ani 5 minut, a kierownik szkółki niedzielnej klepnął mnie po ramieniu, blady, jak trup. Powiedział, „Nie będę mógł przyjść na nabożeństwo”. Odpowiedziałem, „Na pewno nie”. Później zostawił on swoją żonę i ożenił się z tą drugą kobietą.

Kiedy przychodzi Duch Święty, przychodzi by objawiać. W żywym spotkaniu duchowym grzech i poczucie winy duszy widać, jako przerażającą ciemność. Nie tylko są obnażane kardynalne grzechy w ich obrzydliwości, ale ci osądzeni widzą siebie tak, jak widzi ich Bóg. Każdy upadek, każda podłość, każde kłamstwo, każdy akt egoizmu, zdrady i dwulicowości stają przed grzesznikiem w strasznej obecności Boga. Ich grzechy prowadzą przed sąd. Wołają w rozpaczy. Ile z tego widzicie w tym całym śmiechu? Powinniśmy płakać między przysionkiem i ołtarzem w agonii osądzenia, otwarcie wyznając nasz grzech, aż naszym jedynym pragnieniem będzie odrzucenie naszych grzechów i pojednanie z Bogiem. Nawet w Chinach, gdzie trudno jest wzbudzić poczucie winy, kiedy przyszło przebudzenie przez wielkiego ewangelistę Gofortha, do kościoła weszła taka sama agonia przekonania o grzechu.

Widziałem to, kiedy zaczęło przychodzić przebudzenie do Rosji. Na początku każdego semestru studenci wydawali się być zahipnotyzowani słowem Bożym. Nie słyszeli tego, co im mówiłem. Potem gdzieś w czwartym lub piątym tygodniu zaczynało się przebudzenie. Ktoś wyskakiwał i płakał. W środku lekcji wychodził do przodu i prosił Boga o przebaczenie. To jest przebudzenie. To jest znak przebudzenia. W czasach przebudzenia na kościół spada osądzenie. W luźnych czasach przytłumione sumienie kościoła pozwala, by wkradło się wiele rzeczy, które same w sobie nie są złe, ale przytępiają ostrze życia duchowego. Pozwalamy na to, na co kiedyś byśmy nie pozwolili. Jesteście chrześcijanami już długo. Chodziliście z Bogiem. Pamiętacie, jak byliście ostrożni, kiedy przyszliście po raz pierwszy do Chrystusa? Każda mała rzecz, o której myśleliście, że Jemu się nie podoba, powodowała reakcję, pokutę i złamanie. A co teraz? Czy pozwalacie sobie na to, na co wtedy nie pozwalaliście? Czy mówicie sobie, że teraz już więcej wiecie? Nie, nie wiemy więcej. Jak Samson, mamy wyłupione oczy i nie widzimy co jest dobre, a co złe.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Przebudzenie, z rozdziału – Prawo Przebudzenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz