Bert Clendennen

Bert Clendennen

piątek, 30 września 2011

pięćdziesiątnica musi nastąpić po Golgocie

Tylko Duch Święty może ci objawić Chrystusa. Zgodnie z nauką apostola Pawła, nie możesz naprawdę głosić Jezusa Chrystusa, jeżeli Chrystus nie zostanie objawiony w tobie. Paweł tak pisał do zborów w Galacji w 4:19: „Dziateczki moje, ja w bólach porodowych jestem dotąd, aż Chrystus będzie ukształtowany w was”. Słowa te kieruje do świętych. Czy Paweł uważał, że życie Galacjan będzie mniej podobne do życia Chrystusa, niż jego życie? Czy oczekiwał, że poprzez Ducha Świętego Galacjanie będą mniej manifestować Chrystusa, niż to się działo w jego życiu? Odpowiem słowem z 1 listu do Koryntian 11:1: „Bądźcie moimi naśladowcami, jak i ja jestem naśladowcą Jezusa Chrystusa”. „Czyńcie to, czego się nauczyliście i co widzieliście i słyszeliście u mnie; a Bóg pokoju będzie z wami” (Filipian 4:9). Dowodem na to, że stali się nowymi stworzeniami, że naprawdę uwierzyli w Chrystusa i że ten sam Duch Święty, który był w Chrystusie, był w ich życiu wewnętrznym była ich całkowita przemiana. Chrystus, Jego narodzenie w duchu człowieka, a następnie chrzest w Duchu Świętym stały się realne. Tak jak drzewo poznajemy po owocach, tak prawdziwy chrześcijanin poznawany jest po manifestowaniu się w jego życiu Chrystusa. A jakie  są znamiona tej manifestacji? Miłość, radość, pokój, cierpliwość, wiara - to jest właśnie charakter Chrystusa. Owocem Ducha jest charakter Pana Jezusa Chrystusa i taki był cel pięćdziesiątnicy. Dziecko Boże może być tak samo podobne do Chrystusa po swoim nowonarodzeniu, jak jego wcześniejsze życie było odzwierciedleniem życia pierwszego Adama. A dzieje się to nie poprzez jakieś zmaganie z przepisami czy dogmatami jakiejś religii, ale poprzez życie Boże, obecne w nas. Ja urodziłem się z tego Adama. Nie musiałem chodzić do szkoły, żeby się nauczyć kłamać. Nie musiałem się uczyć, jak się upijać czy popełniać cudzołóstwo. To był naturalny produkt mojego życia. Ale teraz narodziłem się na nowo, jestem człowiekiem napełnionym Duchem Świętym; Biblia nazywa mnie wierzącym, a to znaczy, że mogę wierzyć Bogu. We mnie jest Boże życie, więc naturalną rzeczą jest to, bym żył tak, jak Pan Jezus. Jednak pomimo tej prawdy konieczne jest poselstwo z kazalnicy i to kazalnicy zielonoświątkowej, a także chrzest w Duchu Świętym.

Nie tylko ty i ja zostaliśmy zbawieni. Paweł powiada do Tymoteusza, który był kaznodzieją ewangelii, że jeżeli wytrwa w Słowie, które mu podał i jeśli będzie nauczał według niego innych, to nie tylko zbawi swoją dusze, ale również tych, którzy go będą słuchać. Jest to dzieło progresywne i może ono postępować tylko wtedy, kiedy nowe stworzenie jest pełne Ducha Świętego. Obecnie rezultaty chrztu w Duchu Świętym nie są konieczne, co zauważamy w kościele poprzez przejawy świeckości, pożądliwości ciała, oszukaństwa, zwiedzenia, pychy, dwulicowości, plotki i zazdrości w miejsce radości, miłości i pokoju. Tam gdzie Duch Święty nie może mieszkać i nie może działać, naturalną rzeczą staną się walki i zmagania. Bez namaszczenia Ducha Świętego nasze modlitwy i głoszone kazania wypełniają kościoły ludźmi, w których nie dokonała się przemiana. Byłem pastorem jednego zboru przez 35 lat. Zastanawiałem się, dlaczego niektórych ludzi trzeba prosić, żeby przyszli do kościoła. Kiedyś obudziłem się z objawieniem, że ci ludzie po prostu nie mają natury Chrystusa. Przyjście Chrystusa, by zamieszkać i żyć poprzez Ducha Świętego w nas, jest pełnią Bożej odpowiedzi, zbawieniem i ratunkiem przed fałszywą religią i wysiłkami samego człowieka. Tylko wtedy, kiedy chodzę w Duchu, nie będę wypełniał pożądliwości ciała. Jan powiada, że kiedy Jezus przyjdzie, to będzie nas chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Biada człowiekowi, który zlekceważy świadectwo Jana, którego przyjście było przygotowaniem drogi dla Pana. „Ja chrzczę was wodą. Ale przychodzi po mnie ktoś większy niż ja, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka sandałów. On was będzie chrzcił Duchem świętym i ogniem”. Jeżeli nie wierzymy w poselstwo Jana Chrzciciela, oznacza to, że nie przyjmujemy go jako Bożego Słowa, na którym stoimy mocno, bez względu na to, jak bardzo jesteśmy ugruntowani w zdrowej doktrynie. Odrzucamy tym samym prawdę, tak samo jak Faryzeusze odrzucili Jezusa Chrystusa. Poselstwo o chrzcie w Duchu Świętym i ogniu to poselstwo Jana Chrzciciela, który głosił: „Przybliżyło się do was Królestwo Boże”. Kiedy Jezus ukazał się swoim uczniom po zmartwychwstaniu i rozmawiał z nimi o Królestwie, obiecał im właśnie chrzest Duchem Świętym, mówiąc, że jest on absolutnie konieczny, by móc świadczyć o Nim w mocy. Jeżeli nie otrzymaliśmy chrztu w Duchu - nie znaleźliśmy błogosławieństwa Królestwa Bożego, o którym świadczyli Jan i Jezus, że jest panowaniem Boga w ludzkim sercu.

Misja Jezusa polegała na tym, by wypełnić serce nowego stworzenia życiem Bożym poprzez ochrzczenie go w Duchu Świętym i w ten sposób stworzyć nowy porządek na świecie, w którym będzie kwitło życie. To jest Królestwo Boże. Tylko narodzony na nowo może przyjąć tę prawdę. Duch  Święty nigdy nie zstąpi tam, gdzie najpierw nie była zastosowana krew. Golgota musi być przed pięćdziesiątnicą, ale pięćdziesiątnica musi nastąpić po Golgocie. Kiedy kazalnica będzie zwiedziona przez ślepe oddawanie czci doktrynie, gdy zlekceważymy chrzest ogniem, nie będziemy odróżniać się od tych, o których Chrystus powiedział; „Biada wam uczeni w piśmie, faryzeusze, hipokryci, którzy zamykacie drzwi do Królestwa Bożego przed ludźmi, bo ani sami nie wchodzicie, ani nie pozwalacie wejść tym, którzy by chcieli.” (Mateusza 23:14). Miłość Boża, rozlana w sercach przez Ducha Świętego, cenna ponad wszystko inne, charakteryzuje tych ludzi, którzy weszli przez chrzest do życia wiecznego. Nic tak nie wynosi Jezusa Chrystusa na właściwe miejsce w naszych sercach, jak ta niebiańska miłość. Miłość oczyszcza tak jak ogień i wtedy egoizm ponosi klęskę. Wszystko, co jest dobre i święte, wyrasta z miłości i staje się ustawicznym źródłem, z którego pochodzi wszelka cnota i świętość. Ta miłość płynie do wszelkiego Bożego stworzenia. Ponieważ należę do Niego, miłość ta została do mnie skierowana. Jeśli kochamy Boga z całej duszy i z całej siły, to na pewno będziemy kochać stworzenie, ukształtowane na Jego podobieństwo. Jezus mówi wyraźnie, że niemożliwe jest, by tak nie było. Powiada, że kłamcą jest człowiek, który mówi, że kocha Boga, a nienawidzi brata. To z powodu naszych grzechów Chrystus musiał pójść na krzyż. Prawdziwym znakiem ochrzczenia Duchem wierzącego jest współczucie dla grzeszników.

Na początku, kiedy człowiek zostaje napełniony Duchem Świętym, mówi innymi językami tak, jak zostało to zapisane w dziejach Apostolskich. Ale za tym muszą przyjść  następne dowody. Miłość Boża musi być w nas widoczna. Nie ma większego znaku potwierdzającego chrzest, niż to, że jesteś pełen współczucia i miłości dla słabych i grzesznych, a szczególnie dla tych, którzy się tobie sprzeciwiają i wykorzystują cię. Kiedy możesz szczerze modlić się o tych, którzy cię nienawidzą i wyrządzają ci zło, pewne jest, że Chrystus żyje w tobie. „Kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka, a Bóg w nim”. (1 Jana 4:16). Najbardziej potrzebujemy pokuty wtedy, gdy gorszy nas niewłaściwe zachowanie innych. Człowiek cielesny uważa, że jego umiłowanie świętości nie pozwoli mu kochać tych, którzy tej miłości nie mają. Kiedy ciało uważa się za święte, nienawidzi wszystkiego, co nie jest do niego podobne. Nienawidzimy jednego, nie odpowiada nam drugi, nie możemy znieść społeczności z trzecim. Jest to dowód naszej skłonności do grzechu. Gdyby za takim nastawieniem stał Duch Święty, odkupienie grzechów nie  byłoby możliwe.

Chrystus umarł za mnie, kiedy byłem bezbożnym. Bóg tak ukochał świat, który nienawidził, że dał swojego własnego Syna, aby zbawić ludzki naród. Jakkolwiek Chrystus nienawidzi grzechu, to jednak miłuje grzeszników. Jeżeli mieszka we mnie Duch Święty i życie Chrystusa prawdziwie manifestuje się przeze mnie, to moje podejście do zgubionych będzie takie, jakie było podejście Chrystusa. Im więcej to Boskie życie będzie się w nas przejawiać poprzez Ducha Świętego, tym bardziej będziemy współczuć i żałować tych, którzy cierpią z powodu swojej ślepoty, którym bóg tego świata zaślepił oczy. Po tym właśnie świat pozna tych, którzy oddali siebie jako ofiarę dla Boga i są naprawdę wypełnieni Duchem Świętym. Walka między dobrem i złem dotyczy życia szatana i jego sprzeciwiania się Chrystusowi. Ludzie Ochrzczeni Duchem zostali pochwyceni przez tę prawdę. Zarówno ich słowa, jak i uczynki, poświadczają tę prawdę, która w potężny sposób oddziałuje na sumienie innych. Duch prawdy będzie nas wprowadzał we wszelką prawdę i przez tę prawdę zostaniemy uwolnieni.

Ci, których Syn Boży uwolnił, są naprawdę wolni - od więzów grzechu i od martwej litery zakonu; mogą służyć Bogu  w mocy Ducha Świętego. Owładnięci przez Niego, wrośli w prawdę, która jest w Jezusie Chrystusie. A być w tej prawdzie znaczy być wolnym od zwiedzenia i iluzji własnego rozumu. Prawda ta uwalnia ludzi od zasłony, jaką jest ludzka opinia i uwalnia ich od cienia tego poprzedniego okresu, którego końcem jest Chrystus. Oznacza to, że Chrystus duchowo został dosłownie objawiony w duchu człowieka. I teraz, w tym ostatnim okresie czasu, nie można o niczym myśleć ani niczemu ufać, nie można szukać niczego, oprócz ustawicznie mieszkającego w nas Ducha Świętego, dlatego że to poprzez Niego Chrystus chce manifestować w nas siebie. Chrystus powiada: „Jan chrzcił was wodą, ale wy po niewielu dniach będziecie ochrzczeni Duchem Świętym”. Przyjąwszy chrzest wodny, uczniowie - w ludzkiej gorliwości - naśladowali Chrystusa, słuchali nauki z Jego ust, czynili wspaniałe dzieła w Jego imieniu. I chociaż wszystkie te rzeczy były częścią ich życia, byli jedynie blisko Królestwa Bożego. Otrzymali więc polecenie, by nie odchodzili z Jerozolimy, dopóki nie zostaną przyobleczeni mocą z wysokości. Tę moc otrzymali, kiedy zstąpił na nich Duch Święty i wypełnił ich całą pełnią Boga, umieszczając Chrystusa na tronie ich serc.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału - Bądź napełniony Duchem

czwartek, 29 września 2011

musisz znać Boga!

Mówiliśmy o tym, jakie miejsce powinien zajmować kaznodzieja. Nie ma na tym świecie wyższego powołania, niż zostać kaznodzieją ewangelii; potencjał dla takiego życia przechodzi wszelkie ludzkie pojęcie. Jeżeli człowiek odda siebie Bogu całkowicie, bez żadnej rezerwy, to Bóg odda takiemu człowiekowi siebie. Jedynym ograniczeniem dla kaznodziei jest on sam. Jeżeli masz jakąś rezerwę w wobec Boga, to On będzie ją miał wobec ciebie. Nasz świat będzie wzrastał do takiego stopnia, do jakiego jesteśmy gotowi oddać Mu siebie i wszystko, co mamy. W 1929 roku zapadła się giełda. Miałem wtedy 9 lat. Mieszkałem na terenach, gdzie biedni ludzie nazywali nas biednymi. Dziś mogę powiedzieć, że byłem już prawie na całym świecie. Kończąc swój bieg, uświadamiam sobie, że gdybym mógł na nowo przeżyć życie, to chciałbym być o wiele bardziej oddany i poświęcony Bogu niż dotychczas. Od 49 lat jestem kaznodzieją tej wielkiej ewangelii. Jeżeli mnie posłuchacie, to nie będziecie musieli wpadać do wielu rowów, do których ja wpadałem po drodze. Otacza nas świat, który potrzebuje Boga. Kluczem do tego, by świat znalazł Boga, są powołani przez Boga mężowie, którzy są Jego głosem. Mowa ma wielką moc. Kiedy będziemy przemawiać w imieniu Boga, ziemia będzie topniała, zapewniam was.

Moje poselstwo brzmi: „Bądź napełniony Duchem!” . W liście do Efezjan 5:18 czytamy: „I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha”. Gdyby na początku Adam nie znał pełni Bożej, prawdy Bożego życia, to jego upadek i odkupienie byłyby tylko pustym frazesem, który nic nie znaczy. Z czego Adam mógł wypaść albo w co mógł wejść, gdyby jego relacja z Bogiem polegała tylko na wiedzy o Nim? Dlaczego Jan Chrzciciel pojawił się na scenie, głosząc chrzest upamiętania? Dlaczego Syn Boży przyszedł z chrztem w Duchu Świętym i w ogniu?

Dlatego że człowiek tego potrzebował, by móc otrzymać lepsze życie. Upadek Adama oczywiście zagasił Ducha niebiańskiego - pierwszą spójnię z Bogiem. Dlatego tylko odnowienie - w ogniu i w Duchu z nieba -może raz jeszcze uczynić człowieka podobnym do Boga. Żadne ludzkie religie i nauki tego nie dokonają. Adam spożył z niewłaściwego drzewa. Kościół XXI wieku robi to samo. Po prostu nabieramy przekonania, że wiedza o Bogu jest równoznaczna z poznaniem Boga. Uczymy też ludzi, by w to wierzyli. I to jest właśnie samo sedno naszego bałwochwalstwa. Możesz wiedzieć wszystko, co można wiedzieć o Bogu, a jednak umrzeć i pójść do piekła. Musisz znać Boga! Możesz wiedzieć wszystko na temat pożywienia czy odżywiania, a jednak umrzeć z głodu. Jedzenie musisz przyjmować. Jeśli Syn Boży przyjął na siebie podobieństwo grzesznego człowieka po to, by Jego święta natura mogła wstąpić w nas, to jaki powinien być sposób myślenia człowieka, by mógł usiąść u stóp mistrza mowy, który w pięknej formie przekazuje słowa ewangelii? Jak może to robić, jeśli nigdy nie doświadczył tego życia? W jaki sposób Boża natura może stać się w takim człowieku efektywna? Niechże kaznodzieje, którzy oczekują przy ołtarzu Bożym, ale nie chcą chrztu Ducha Świętego i ognia, bardzo dokładnie przeanalizują swoje życie. Mamy kapłaństwo i ołtarz, które nie są tym, czym były u Żydów. Nie na to może zstąpić święty ogień od Boga. Biblia nakazuje, byśmy stawiali siebie jako żywą ofiarę. Ogień nigdy nie spadnie na pusty ołtarz. Gdy jednak my będziemy na tym ołtarzu, ogień zstąpi. To ogień sprawiał, że kapłani i ofiary mogły być przyjęte przez Boga. Kiedy kaznodzieja nazywa chrzest Duchem Świętym fanatyzmem, zaprzecza tym samym wierze w ten święty ogień i odrzuca Pana, jak odrzucili Go rabini żydowscy.

Historia duchowości jest zawsze progresywna i postępuje od tego, co jest widoczne do tego, co niewidoczne. Taką progresję można zobaczyć u Boga. Pierwsze ukazanie Boga jest ukazaniem Ojca, ale Ojciec ma potomstwo. Tak więc następnie przychodzi Syn, ale tylko na krótki czas, ze względu na niebezpieczeństwo wcielenia, gdyż ludzie zawsze osądzają według tego, co widzą. Bóg chodził po tej ziemi w ciele. Może miał sześć stóp i dwa cale i ludzie osądzili Go według tego, co widzieli. Dlatego też ten święty człowiek musiał odejść, ale przyszedł z powrotem w Duchu Świętym. Właśnie do tego Bóg zmierzał cały czas. To jest manifestacja bez widzialności. Bóg jest tutaj, w nas, aby działać i wykonywać swoją wolę. Bóg żyje w nas. My jesteśmy miejscem najświętszym. Jeżeli ten świat zobaczy i znajdzie Boga, to znajdzie Go i zobaczy tylko w kościele żywego Boga. Kiedy człowiek przedstawia w niewłaściwy sposób istotę i rangę chrztu Duchem Świętym, to robi w kościele tę samą wywrotową robotę, jaką wykonują na zewnątrz sceptycy. Pan Jezus powiada: „Czyż nie wiecie, że Królestwo Boże jest w was?”. Jeżeli dotrze to do nas jako prawdziwe objawienie, to całkowicie zrewolucjonizuje nasze życie. Co miał On na myśli mówiąc, że Królestwo Boże jest w nas? To, że Ojciec i Duch, którzy są tą skuteczną mocą prawdziwego Królestwa, muszą znaleźć prawdziwy owoc i możliwość panowania w duchu człowieka. 

Kiedy Bóg powołuje człowieka do jakiegoś urzędu czy miejsca, to wkłada w niego zdolność do wykonywania tego, do czego go powołał. Wysyła go, aby wykonał pewną pracę. Daje mu moc nad wszelką mocą diabła, tak więc moc manifestacji Jego Ducha jest w tym człowieku. On Bóg może być zadowolony z pustego wyznawania naszymi ustami? Skoro nie tylko obiecał Go dać, ale dał nam polecenie, byśmy byli napełnień: Duchem? Nie mamy żadnego wyboru.

„Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe.”  2 Kor. 5:17  Nowe stworzenie jest tak samo niekompletne bez obecności Ducha Świętego, jak był Adam zanim Bóg tchnął w niego Ducha. To, co pochodzi od Boga, musi być w nas i mus: z nas wypływać, jeżeli mamy wykonywać Bożą wolę. Nikt nie może być nowym stworzeniem oprócz tych, którzy stali się nowym stworzeniem. Celem nowego stworzenia jest być napełnionym Duchem Świętym i ogniem, a nie być religijnym i debatować na temat religii Chrystus ma się w nas manifestować przez Ducha Świętego. Niech każdy kaznodzieja, każdy chrześcijanin usłyszy tę prawdę Bożą, jeśli nie zostaniesz napełniony Duchem Świętym i ogniem, nie podniesiesz się wyżej, bez względu na to, jak bardzo uczonym byłeś w tym względzie i jak bardzo logicznie potrafisz rozumować. Chrystus powiada: „Ja przyjdę do was i objawię wam samego siebie. W tym dniu poznacie, że Ja jestem w was. Mój Ojciec i Ja zamieszkamy w was i te uczynki, które ja czynię i wy czynić będziecie”. Ale to stanie się tylko wtedy, kiedy przez Ducha Świętego. Bóg Ojciec i Syn będą mieszkali w nas. Załóżmy, że te obietnice Chrystusa nie są dosłowną prawdą. Załóżmy, że Chrystusa można poznać tylko przez zdrową doktrynę. Właśnie tak sądzi około 90 % kościołów. Załóżmy, że Duch Święty, którego Chrystus obiecał, mówiąc: „On będzie wypływał z was, jak rzeki wody żywej”, to tylko takie sprytne mówienie - sprytnie dobrane słowa i sprytne rozumowanie. Ci, którzy tak wierzą, są tak samo martwi dla Królestwa Bożego, jak martwe są na tym świecie zwłoki. Jest to całkowite zaprzeczenie zdrowego rozsądku. Zwiastujemy, że człowiek koniecznie musi stać się członkiem ciała Chrystusa, a potem, jak gdyby pod płaszczykiem zdrowej nauki, zaprzeczamy żywej manifestacji Bożego życia w nas. „Niegdyś byliście umarli w waszych upadkach i grzechach - mówi Paweł - a teraz staliście się żywi”. Oznacza to, że Bóg objawia się w naszym śmiertelnym ciele. Paweł mówi: „Tak się upodobało Bogu, by objawić swego Syna we mnie. Dlaczego? Po to, bym mógł Go zwiastować pośród pogan”. Jezus powiada: „Nie odchodźcie z Jerozolimy dotąd, aż zostaniecie przyobleczeni mocą z wysokości”.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału - Bądź napełniony Duchem

wtorek, 27 września 2011

nadaremno dekorujemy ściany, jeżeli nie ma fundamentów

W czasach, w jakich żyjemy, w wieku przestępstwa, pogrążania się w przyjemnościach dla samego siebie i we wszelkim złu, musimy posłuchać głosu, który grzmi jak głos granatu, druzgocze wszystko i bez żadnego wahania. Kaznodzieja musi zwiastować, że Bóg będzie nas sądził, oskarżenie kierować do tzw. ludu Bożego, że uciska biednych i grzebie potrzebujących. Musi piętnować problem samolubstwa, miłowanie samych siebie więcej, niż Boga. To jest oskarżenie skierowane do tych, którzy kiedyś nazywali się ludem Bożym. To nie jest jakieś dawne, zamierzchłe oskarżenie, to jest bezbożność, która dzisiaj panuje. Amos zadaje pytanie: „Czy dwóch pójdzie razem, jeżeli się nie zgodzą?” Jaki jest sens takiego pytania? „Jak mogę Ja, żywy, prawdziwy Bóg iść z wami, jeżeli jesteście odstępcami, pełnymi oszustwa: jedno mówicie, drugie czynicie! Wasze życie jest zupełnie czymś innym!”. Ale to pytanie również odnosi się do moralnego rozważania: Jak człowiek uczciwy i złodziej mogą być partnerami w tym samym interesie? To pytanie dotyczy etyki, ponieważ mówi o możliwości Boga, który idzie z człowiekiem. Pan oświadcza, że On nie może mieć żadnej łączności z ludźmi obłudnymi, dwulicowymi. Modlitwy bezbożnych są obrzydliwością dla Boga! Kiedy idą do kościoła, to kalają świątynię, kiedy śpiewają, to fałszują muzykę. Mówię teraz o takim kąkolu, który jest podobny do świętych. Nie mówię o ludziach, którzy są całkowitymi grzesznikami. Bóg opuścił każdy kościół, który Jego opuścił. Gdzie są ci Amosowie, którzy by te rzeczy nam mówili?! Ja każdego dnia modlę się do Boga, aby posłał takiego Amosa.

On zostanie ukrzyżowany, ale Bóg go przyjmie w chwale. Słowo Boże mówi, że Pan przysiągł na swoją świętość, więc widzimy, że to jest sprzeczność moralna i nic, co nie spełnia Bożych wymagań, nie może być przyjęte. Bóg nie przysięga na swój majestat, ale na swój charakter. Ponieważ Bóg jest święty , to również Jego lud musi być święty. Tam, gdzie świętość zostaje skonfrontowana z niesprawiedliwością, działają najpotężniejsze siły znane człowiekowi, zaangażowane w dzieło budowy lub destrukcji. Kaznodzieja sprawiedliwości jest najbardziej zdeterminowanym oponentem zła. Świętość nigdy nie poddaje się, a święci ludzie nigdy nie poprawiają Ewangelii. Na całym świecie spotykamy tzw. poprawiaczy. Mówią ci: „Nie wydaje ci się, że tutaj jesteś zbyt ostry, może będzie lepiej, jeżeli przymkniesz oko”. Ale spójrzcie na człowieka, którego świadomość jest ożywiona, którego umysł stał się organem moralnym i którego dusza oddana jest sprawie sprawiedliwości. On nigdy się nie podda, jego nie można zmienić. Taki człowiek jest przedstawicielem wiecznych zasad i niezmiennych nowin. Ten świat potrzebuje moralnego przesłania, ale to się nigdy nie stanie, jeżeli nie będzie zwiastowane z kazalnicy. My mamy inteligencję, ale potrzebujemy włączyć w nią sumienie i to z wielką pasją. Kiedy świadomość przyjmuje kurs prawdy, to prawda ta będzie słyszana w wielu językach. Ale sumienie zostało zgubione dlatego, że w większości przypadków kościół dzisiaj nie ma przekonania o grzechu. Bywałem w takich zborach w Ameryce, gdzie kobiety, które śpiewają w chórze, miały na sobie mniej ubrania, niż pozwoliłbym mieć na sobie mojej córce, kiedy kładzie się spać.

Może ktoś powie, że to jest legalizm, ale ja powiem więcej. Bóg tego nienawidzi. Kiedy z opętanego wyszły demony, to człowiek ten ubrał się. Nie ma tutaj znaku zapytania. Kiedy doszedł do zdrowego umysłu, ubrał się. Przyglądałem się, jak Kościół Zielonoświątkowy [ta sprawa dotyczy i innych kościołów i wspólnot]dochodzi do miejsca, w którym nie ma już przekonania o grzechu. Zawsze, tak to bywa, są wyjątki od zasady, ale mówię o kościele ogólnie. Przepisy bez przekonania to szkielet. Bóg jest stanowczo przeciwny złu, a wy i ja musimy zadowolić Jego moralny osąd. Bóg przyjmuje tylko to, co jest prawe i jeżeli to, co robimy nie jest prawe, nic nie osiągnęliśmy. Nadaremno dekorujemy ściany, jeżeli nie ma fundamentów. Żeby zmienić ten kurs, Bóg musi mieć kaznodzieję, który będzie głosił jego poselstwo. Jedyna rzecz, którą kaznodzieją musi wiedzieć jest to, że Bóg go powołał. Wtedy może być odważny.

Amos powiedział: „ja nie byłem prorokiem ani nie byłem synem proroka”. Przeczytajcie to z naciskiem: „nie byłem prorokiem ani nie byłem synem proroka”. Tutaj jest podkreślony czas. I tak jak Amos, tak i my musimy pamiętać naszą historię, pamiętać swoje ubóstwo. Pamiętaj swój poprzedni ból serca. Pamiętaj, jak Pan Bóg zachował cię w słabości. Przypomnij sobie historię i to ci pomoże zrobić następny krok z większą łaską. „Kiedy szedłem za stadem Pan Bóg mnie powołał i powiedział mi: idź i prorokuj, mów do mojego ludu”. Amos mówi: „Pan mnie wziął”. Mówi: „byłem biedny i do nikąd nie zmierzałem. Szedłem za owcami i miałem zamiar robić to do końca życia. Nigdy nawet nie śniło mi się, że takie powołanie otrzymam. Nie prosiłem o taką odpowiedzialność”. Mówi: „jestem prorokiem dlatego, że Bóg mnie namaścił”. Dla Amazjasza Amos był konspiratorem. Dla tego fałszywego człowieka był to fałszywy prorok. Ale kiedy Amos wstaje, podnosi to zagadnienie na nowy poziom. Mówi: „jeżeli w ogóle czymkolwiek jestem, to jestem wybranym Bożym sługą. Powiedziałem tylko to, co mi powierzono. Byłem tylko tym, który przekazuje wiadomości. Doręczyłem poselstwo, które mi zostało powierzone”.

Prawdziwego człowieka zawsze poznamy, kiedy go widzimy. Kiedy ktoś przechodzi do historii, ktoś, kto postanowił zmienić jej bieg, to jest w nim coś, co wskazuje na jego realność czy rzeczywistość. Jezus Chrystus poddał się takiej próbie. On był gotowy, by być sprawdzonym w agonii życia. Nie jestem żadnym prorokiem, tylko narzędziem. Czy powiedziałem coś rewolucyjnego? To pochodzi od Boga. jeżeli przekazałem wielką zasadę, to przekazałem tylko to, co Bóg mi powierzył do przekazania. To mówi Apostoł Paweł: przekazałem wam to, co otrzymałem od Pana. Mówi: nie tworzę ewangelii, ja tylko wziąłem tę ewangelię, którą znalazłem i według moich możliwości i moich zdolności ją oznajmiam. I to jedynie jest prawdziwa służba. Kaznodzieje nie kształtują samych siebie. Musimy być bardzo ostrożni, kiedy chcemy powiedzieć, że Pan uczynił nas kaznodziejami. Niech to wejście do służby będzie wielką pasją. Niech to będzie sprawa wielkiego bólu. Niech to dotrze do naszej świadomości, że jest pewnego rodzaju strata. Niech każdy będzie świadomy swojej wielkiej potrzeby, swojej niewystarczalności.  Niech twoje życie, jako życie męża Bożego, wyraża wielkie poważanie. Pan znajdzie takich kaznodziejów. Niech ci, których Bóg powołał, będą sobą. Nie próbujcie naśladować kogoś innego. Bóg ma poselstwo, które posyła do każdej służby, do każdego kaznodziei, którego powołuje. On zawsze powołuje właściwego człowieka do właściwej służby.

Nigdy nie ma potrzeby, byśmy się czuli niedowartościowani. Wystarczy że wiemy, że On nas powołał. Niektóre zadania będą trudne. Może będziesz bez przygotowania teologicznego, ale będziesz mówił, kiedy Pan Bóg ci poleci. Tacy ludzie być może będą musieli torować sobie drogę przez społeczną dżunglę. Z jednej strony będą palić i odrzucać, ale dla innych będą delikatnymi, miłującymi pasterzami. Przemawiając do pysznych i sprawiedliwych w samych sobie, prawdziwy prorok Boży będzie przejawiał święty gniew. Ale kiedy będzie przemawiał do wyrzutków społeczeństwa, do ludzi samotnych, do zmęczonych i zgubionych, powie: „idź i więcej nie grzesz” albo: „wstań, Mistrz cię woła”. To nie będą ludzie, którzy będą mieli z góry ustalone klucze do otwierania pewnych szuflad, w których ukryta jest pewna prawda, która może być rozumiana przez ludzi, którzy mają pewien poziom wykształcenia. Jeszcze raz powiadam: Bóg nie ma żadnej nagrody dla takich naukowców. Chyba nie ma gorszej rzeczy, jak być przekonanym o tym, że do Królestwa Bożego potrzebny jest tytuł naukowy. Bóg wziął prostych, nieuczonych ludzi i przez nich, tak jak zostało powiedziane, przewrócił świat do góry nogami. Mówię o tym, żebyśmy nie byli zawstydzeni przez tych, którzy są ponad nami. W krzyżu Bożym nie ma nic takiego, co wymagałoby tytułu naukowego. Inaczej zbawienie byłoby z uczynków. Polegałoby na zdolności pojmowania intelektem i byłoby wtedy uzależnione od umysłu, a nie od serca. Jest to ugruntowana służba dlatego, że jest to prawdziwa służba. Nie ma na tym świecie nikogo zacniejszego, niż powołany przez Boga człowiek, który pozostał wierny swemu powołaniu. Najwyższy zaszczyt, jaki kiedykolwiek może otrzymać człowiek, to kiedy Bóg wybiera cię spośród miliardów ludzi, abyś był Jego ustami. Dlatego człowiek musi być w swoim życiu bardzo ostrożny.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

poniedziałek, 26 września 2011

książka „Upadek cywilizacji” w wersji PDF

Informuję, że na serwerze ftp Radia PIELGRZYM  w dziale Książki i art. elektroniczne umieszczona została w formacie .pdf bardzo wartościowa książka pastora Berta Clendennena pt.”Upadek cywilizacji”. http://pielgrzym.shoutcast.com.pl/ftp/Ksiazki%20i%20artykuly%20elektroniczne/Upadek%20cywilizacji%20-%20Bert%20Clendennen.pdf

chrześcijanin powinien być dowodem swego chrześcijaństwa

Kaznodzieja powinien być swoim poselstwem. Ludzie powinni widzieć, że to, co ten kaznodzieja mówi, jest prawdą dlatego, że on właśnie tak żyje. Jeżeli nie możemy zrozumieć wszystkich tajemnic Bożych, to przynajmniej możemy stanąć przed Nim z pokorą. Zobaczymy, co te tajemnice sprawią, kiedy zostaną ucieleśnione w Bogu. Bardzo ważne pytanie, które dotyczy nas, kaznodziejów, brzmi: „Czy jesteśmy pełni Ducha Świętego?”. Miałem kiedyś wypadek samochodowy. Kobieta zajechała mi drogę. Ale żeby firma ubezpieczeniowa wypłaciła mi odszkodowanie, musiałem znaleźć się w szpitalu na badaniach. Kobieta, która prześwietlała mnie i robiła wiele niepotrzebnych badań zapytała, jakie lekarstwa przyjmuję. Odpowiedziałem, że nie biorę żadnych. Spoglądając na moją kartę, zadała mi jeszcze kilka pytań, po czym powtórzyła: - „Dlaczego nie bierzesz żadnych leków?”- „Po pierwsze - nie wierzę w nie, a po drugie, ja ich nie potrzebuję”. - „No, to powiedz, jaka jest tajemnica twojego życia, przecież nie wyglądasz na swoje lata!” - „Tajemnica jest taka, wyjaśniłem, bądź pełen Ducha Świętego, nie pozwól, aby słońce zachodziło nad twoim gniewem, nie trzymaj goryczy w sercu do nikogo i chodź z Bogiem - to jest klucz!”. Każdy chrześcijanin powinien być dowodem swego chrześcijaństwa. Ja nie powinienem zadawać ci pytań, czy jesteś chrześcijaninem. Kiedyś w samolocie siedział koło mnie człowiek, który przez 12 godzin pił wino i próbował mi wmówić, że jest zbawiony. Ja wiedziałem lepiej, mimo tego, co mi powiedział. Chrześcijaństwo powinno być świadectwem samo w sobie. Może nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć kogo reprezentujemy, ale nigdy nie powinno być wątpliwości, jeżeli chodzi o nasze zachowanie, nasze postępowanie i nasz cel. Zawsze, w każdych warunkach, muszę być chrześcijaninem. Jeżeli na chwilę zawiodę, muszę pokutować. Jeżeli źle w stosunku do was postąpiłem, muszę pokutować. Nie mogę pozwolić na to, żeby cokolwiek w moim życiu było zaprzeczeniem tego, co mówię. Ktoś zapytał mnie kiedyś, w autorytecie czyjego imienia zwiastuję. W autorytecie sprawy, za którą stoi sam Bóg. A tą sprawą w XXI wieku jest to, aby mężowie Boży byli prawdziwie mężami Bożymi. Widzieliśmy, jakie efekty przyniosła ewangelia, dlatego ją zwiastujemy. Przyjmujemy ją dlatego, że wiemy.

Pierwszego stycznia pięćdziesiąt trzy lata temu wszedłem pijany do malutkiego zboru Assemblies of God. To była 7.30 wieczorem. Wyszedłem o 9.30 już jako nowe stworzenie. Wszedłem tam, kiedy byłem na drodze do piekła, a wyszedłem - idąc drogą prosto do nieba. Zupełnie zmieniony, narodzony na nowo, nowe stworzenie. Nie próbowałem tych 7 czy 12 kroków do zbawienia, ale zostałem wyzwolony przez ewangelię i dlatego taką ewangelię zwiastuję. Ona działa! Widzieliśmy ludzi uzdrowionych, oczyszczonych trędowatych. Byłem świadkiem tego, jak ludzie prymitywni zostali ucywilizowani a to wszystko się dzieje w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Dlatego zwiastuję, aby inni zostali dotknięci tą samą mocą ewangelii i odnowieni tą samą Bożą energią, doprowadzeni zostali do takiej samej jakości moralnego życia. Mówię ludziom wszędzie, gdziekolwiek ich spotykam, bez względu na stan ich życia moralnego. To może być człowiek zepsuty, narkoman, alkoholik, najróżniejszy. Mówię mu bez żadnej obawy i jakiejś sprzeczności: „Nie musisz taki być. Możesz być uwolniony nie za dwa miesiące, ale dzisiaj. Może wszedłeś tutaj jako homoseksualista, ale możesz wyjść jako wolny człowiek. Może wszedłeś tutaj związany narkotykami, ale nie musisz taki wychodzić”.

To jest ewangelia, która wybawia człowieka. Dlatego kaznodzieja musi być tym poselstwem. Najwyższym gwarantem kaznodziei - jeżeli chodzi o Chrystusa - jest to, że On sam był Słowem, które stało się ciałem. Jezus był zarówno tekstem, jak i kazaniem. On był nauką i jej ucieleśnieniem, przykładem. Jeżeli mamy wpłynąć na nasze pokolenie, to takie kwalifikacje musi mieć każde nowonarodzone dziecko Boże. Proś Boga, żeby cię uczynił świętym człowiekiem. To świętość była tajemnicą Jego mocy. Nie po to, żebyś biegał po ulicy, ale żebyś oczekiwał przed obliczem Bożym.
Jezus był nie tylko dobrym człowiekiem, był świętym człowiekiem. On miał głębokie Boże współczucie. Mieszkał w miejscu najświętszym Wszechmogącego. Jego mieszkanie było w Panu. Kaznodzieja musi mieć solidny, nienaganny charakter. Jeżeli mam zwiastować Święte Słowo, to ponad wszystko muszę być świętym człowiekiem. Będą niedoskonałości, niedociągnięcia i osądzenia. Będą takie działania, które czasem zaprzeczają zwykłemu ludzkiemu rozsądkowi. Kiedy mówię o charakterze, nie mówię o tym, co jest zewnętrzną i widzialną doskonałością, ale o wewnętrznym królestwie Ducha: przekonaniu o grzechu, współczuciu i doskonałości. Bramy piekła tego nie przemogą.  Jezus Chrystus nie tylko był święty, ale był też powołany i to powołanie było bardzo wyraźne. Powiedział: „Duch Pański jest nade mną, ponieważ namaścił mnie, abym głosił”. Jezus Chrystus, Święty - powołany przez Boga, aby głosił określoną Ewangelię, twierdził: „Oto przychodzę, aby czynić Twoją wolę, o Boże.” Każdy człowiek, powołany przez Boga, wierny swojemu powołaniu, musi być świętym człowiekiem, gdyż został powołany, żeby zwiastować określoną ewangelię. Każdy kaznodzieja jest takim Aaronem. Musi mówić to, co jemu powiedziano. Tacy kaznodzieje odróżniają się od innych nauczycieli dlatego, że Bóg daje im natchnienie. I kiedy wychodzi za kazalnicę oświadcza: „Stoję, Boże, za kazalnicą, aby wykonać Twoją wolę”.

Bóg powiedział, że święci ludzie muszą głosić świętą ewangelię. Oni, poprzez sam fakt tego powołania, mają do czynienia z życiem i sposobem życia pojedynczych ludzi i całego zboru. Wiele razy kaznodzieja musi głosić słowo oskarżające. Trudno jest przykuć uwagę ludzi do słów, które ich oskarżają. Takie słowa nie zawsze przyjmowane są przez słuchających. Zbór woli słuchać tego, co słodkie i mile. Jesteśmy gotowi dobrze płacić ludziom za to, że mówią nam kłamstwa. To jest ostrzeżenie skierowane przeciwko kazalnicy.

Kiedy panuje światowy pokój i nie ma wojen, nie jest to przyjemne być prorokiem Amosem, który został zabrany od pługa, aby napiętnował grzech swojego narodu. Prorocy nie byli powoływani na łatwy urząd. Byli jakby wyrzutkami świata, pozornie pozbawionymi uczuć. Zatraciło się to i zagubiło w naszym bałwochwalstwie i pogoni za szacunkiem. Chcemy, żeby wszyscy o nas dobrze myśleli. Ale są takie chwile, kiedy nie jesteśmy mili, bo mamy do czynienia z sercami ludzkimi. Jonasze, którzy krzyczeli na ulicach miasta, byli uznawani za wariatów i - będą zawsze za wariatów uznawani. Jeżeli na nowo będziemy zwiastowali ewangelię, to ten sam świat, który ukrzyżował Chrystusa, będzie pukał do naszych drzwi. Amos był sensacją swoich czasów, krzyczał, aż piana szła z jego ust. Kiedy ludzie przechodzili koło niego, to cieszyli się, kiedy go minęli. Kościół 2002 roku na pewno nie przyjąłby Amosa. Żadna kazalnica w Ameryce nie przyjęłaby go, by usługiwał i by przyniósł przebudzenie. Bardzo wątpię, że ktoś przyjąłby go w Polsce. Kłamstwem jest myślenie, że to, co kiedyś było sensacją, teraz już nią nie jest. Jeżeli zbór powstanie, aby z synagogi wyrzucić kaznodzieję, zrzucić go ze skały i zabić i jeżeli to przeżycie będzie w jakiś inny sposób opisane, niż jako sensacja, to ten kościół nie rozumie, czym powinien być zbór.

Amos żył w takich czasach, w jakich my żyjemy. Był to czas głodu, głodu słuchania Słowa Bożego. Głód był nie tylko sądem od Boga, ale był to naturalny rezultat kazalnicy, która nie głosiła prawdziwego Słowa Bożego. Kościół w Laodycei pojawia się na scenie. Jest głód w kraju i z powodu niewierności za kazalnicą do kościoła przyszedł duch naśladownictwa, który kontroluje zbór. Rodzą się supergwiazdy, zostaje wprowadzona nowa teologia i mamy wiarę, [wiarę w wiarę] , i czcimy czczenie [uwielbiamy uwielbienie]. Kościół jest wypełniony kąkolem, a ludzie oddają cześć bardziej stworzeniu niż Stwórcy. [Domy modlitwy zamienili na domy kultury, a „nudne” nabożeństwa w świetne imprezy] Bożą odpowiedzią w czasach Amosa był kaznodzieja sprawiedliwości, który nie bał się zwiastować tego, co słyszał od Boga. „Słuchajcie tego słowa - wy, krowy Baszanu, które pasą się na górach Samarii, które uciskają biednych i potrzebujących, i mówią do mistrza: dajcie wina i będziemy pić” (Amosa 4:1). Dawid mówił o bykach Baszanu, Amos mówił o krowach, o takich, których nie można określić. Cały lud pogrążył się w zmysłowość. Izraelici byli znani ze swego zniewieścienia. I ten chłopak z wioski, który został kaznodzieją, nie dobierał słów tego poselstwa po to, żeby ludzie chcieli tego słuchać. Amos zdecydowanie potępił zepsucie tamtego czasu. Patrzył na najbogatszych ludzi tego kraju i widział, jak wylęgają się na łożach z kości słoniowej i wołają: „Więcej wina!”. Mówił: „Wy, rodzaju Baszyński”, inaczej mówiąc: „Wy, zepsuci, brudni ludzie, słuchajcie!”. Dobrze, że Amos był zarówno farmerem, jak i robotnikiem, bo inaczej by go wyrzucili. Amos nie mówił: panowie szlachta, arystokraci, [kochani, drodzy Chrystusie]  tylko „wy, krowy baszańskie!”. Tak się do nich zwrócił, jak gdyby przemawiał do zebranych w stajni. Nie można posłać miękkich ludzi do wykonywania twardej pracy. Mężczyzna, który ma cztery kolczyki w uszach i z tyłu kucyk, nie jest człowiekiem, którego można do takiej pracy posłać. Instrumenty muszą być dopasowane do zadania, które mają wykonać i do tego, czego od nich oczekujemy.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

piątek, 23 września 2011

czy ktoś chce zrzucić cię ze skały - jak Jezusa?

Słuchajcie tego, co jest napisane: „i gdy oni przemawiali do ludzi, kapłani, przełożeni świątyni i Saduceusze przyszli do nich i byli rozgniewani, że przemawiali do ludzi; pojmali ich i wsadzili do więzienia.” To samo zrobiliby dzisiaj, gdybyśmy głosili tak, jak głosili apostołowie. My się boimy, że jacyś niewierzący się zgorszą, więc chodzimy wokół nich na paluszkach. Z kazalnicy nie płynie zdrowa prawda. Nie ma takiej mocy, która mogłaby być porównana z chrześcijańską religią, jeżeli chodzi o pobudzenie ludzkiej pasji. Chrześcijaństwo albo zabija, albo zbawia. Obawiam się, że my już tak dobrze jesteśmy zapoznani z tymi zewnętrznymi rzeczami, że prawie nie spotykamy się z opozycją. Nie atakują nas, bo nie mają za co atakować. Gdybyśmy głosili pełną Ewangelię, ludzie powstaliby, żeby nas atakować, żeby się sprzeciwić. Jest to najsmutniejsza rzeczywistość, że nominalni chrześcijanie przestali się interesować swoją wiarą, człowiek został przepełniony pustką dogmatyzmu. Boimy się ludzi, którzy będą głosić prawdę, ludzi, którzy staną i powiedzą: nie ma innej drogi do Boga. Nie ma innego imienia, danego ludziom pod niebem. Ani papież, ani Maria, ani Mahomet, ani Budda, tylko JEZUS!. A dzisiaj jesteśmy mieszaniną wszystkiego. W obecnym wieku ludzie boją się dogmatycznych kaznodziejów, którzy mówią prawdę prosto w oczy. Chrześcijaństwo jest niczym, jeżeli nie jest dogmatyczne. I jeżeli nie jest ono pozytywne, to nie ma prawa istnienia.

W lipcu ubiegłego roku byłem w Indiach, żeby otworzyć szkolę w języku Telugów. Pierwszego dnia rozpoczynaliśmy od modlitwy o ósmej rano. Powiedziałem ludziom, że nie spotykamy się, aby śpiewać, tylko modlić się. Gdziekolwiek jesteśmy i mamy zaplanowaną godzinę modlitwy, to w ciągu tej godziny śpiewają 10 refrenów. Ciało lubi śpiewać, ale nie chce, żeby je rzucić na twarz albo na kolana. Stałem w kącie i słyszałem, jak rozpoczynają śpiew. Odwróciłem się do prowadzącego i powiedziałem: „Mówiłem ci - żadnego śpiewu nie będzie!”. „Pastorze - odrzekł - to już trwa dwie godziny!”. Tak bardzo byłem zajęty, pochłonięty bardzo poważnym wyzwaniem, które stało mi przed oczyma. W Indiach jest około 3 milionów różnych bogów. Niemożliwość stała przed moimi oczami, programy socjalne po prostu nie zdają tam egzaminu. Jeżeli Chrystus nie będzie żywy wśród nas, to tracimy czas. Ale w czasie tej modlitwy Bóg do mnie przemówił i przypomniał mi, że 24 lata wcześniej przemawiałem w radiu w Sri Lance i program ten docierał do Indii. Z, Indii docierało do nas bardzo dużo korespondencji. Ludzie chcieli wiedzieć więcej o tym Chrystusie, którego głosiliśmy. Potem dostałem list od radia Pan American, którzy właściwie ten czas antenowy mi sprzedali. Przysłali przepraszający list: „przykro nam, ale musimy zdjąć pana z anteny, ponieważ rząd Indii zakomunikował nam, że nie może tolerować zwiastowania, w którym nie zostawia pan miejsca dla nikogo, oprócz Jezusa Chrystusa”. I wyrzucili nas. Gdy mi to oznajmił, powiedział: wtedy to nie był czas, ale czas jest teraz. W Indiach były krucjaty, w których uczestniczyły setki tysięcy ludzi, a każdy z nich chciał poznać Chrystusa Jednak większości nikt nie powiedział im, że nie mogą dodać Go do reszty swych bogów i dlatego tylko 3% tego społeczeństwa to chrześcijanie. Nie mówi się hindusom dogmatycznie, że nie ma innego Boga oprócz tego jedynego - Chrystusa.

Chrześcijaństwo albo musi być dogmatyczne, albo jest niczym. To nie jest jakaś bigoteria, to jest prawda. Ani Budda, ani Mahomet ani Maria, ani papież - Jezus Chrystus i tylko On. Chrześcijaństwo to nie jakaś propozycja, [jedna z wielu] to objawienie. On objawia, ogłasza, zwiastuje i nie miesza się z niczym innym. Chrześcijaństwo - to nie jakaś zagadka z tysiącami odpowiedzi. Chrześcijaństwo to jakby wyrok. Człowiek mówi w imieniu Boga. Kiedy tak się dzieje, ziemia topnieje. Psalmista mówi: „Bóg przemówił i ziemia stopniała”. W Dzień Pięćdziesiątnicy Bóg przemówił przez nieuczonego rybaka i „ziemia stopniała”. Trzy tysiące ludzi zostało zbawionych, choć wielu jeszcze kilka dni wcześniej stanowiło część tłumu, który ukrzyżował Zbawiciela. Teraz stali się świętymi ludźmi, dlatego że człowiek przemówił dogmatycznie: „Wy ukrzyżowaliście Księcia życia”. Nie było tam jakiejś mieszaniny słów. Opinia ludzka nie miała znaczenia. Rybak usłyszał głos Boga i przekazał to, co usłyszał. Prawdziwe kazanie jest przede wszystkim jasne i zrozumiałe. Jest jasne, jeśli chodzi o wymagania, ale również jest jasne, jeśli chodzi o nagrodę i karę. Czy można się wobec tego dziwić, że wiara chrześcijańska, która twierdzi, że jest głosem Bożym, narażona jest na tę straszną wrogość?

Dzisiaj na całym świecie rozlega się wołanie o tolerancję. Mówi się, że musimy szanować inne religie. Jednakże my powinniśmy występować przeciwko takim postawom, wiedząc, że to są fałszywe religie. Powinniśmy zwiastować Chrystusa, który jest jedyną odpowiedzią. My znamy prawdę, musimy więc głosić prawdę. W większości przypadków nie mamy wrogów dlatego, że nie przekazujemy ewangelii. Żyjemy i jesteśmy szanowani dlatego, że nic nie mówimy. Bardzo łatwo przechodzimy przez życie, dlatego że nikt się nam nie sprzeciwia. My nie rzucamy ich bogów na ziemię. Nie sprzeciwiamy się ich bałwochwalstwu, więc nie mamy wrogów. Nic ma nic, czego ludzie nienawidzą bardziej, niż osobiste kazanie. Jest bardzo niewiele zborów, z których członkowie nie odeszliby, gdyby kaznodzieja naprawdę głosił prawdziwe poselstwo. We wrześniu 1993 roku byłem w Mińsku, na Białorusi, na konferencji podobnej do tej. Zgromadziło się około 500 osób. W pierwszy wieczór mieliśmy wspaniałe nabożeństwo. Zamieszkałem w domu pastora, który mnie zaprosił i spytał: - „Jak za to zapłacimy?” - „Dlaczego mnie pytasz? - odpowiedziałem. - Przecież to ty mnie zaprosiłeś, żebym usługiwał. Przecież nawet nie zebrałeś dzisiaj kolekty.” - „Tutaj ludzie są tacy biedni!” - odrzekł. - „A czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego są tacy biedni? Ja nie głoszę nauki prosperity, ale Bóg powiedział, że jeżeli ja dam Jemu, to On da mnie”. A on na to - „A ja myślałem, że to ty za to zapłacisz”.- „Za dużo sobie wyobrażasz - odpowiedziałem. Ile to kosztowało?” - zapytałem. - „500 dolarów”.- „Pozwól, że dzisiaj ja zbiorę kolektę i jutro też, a to, co będzie brakowało, dołożę”. Dali dwa razy więcej. Nie ma już chyba takiego zboru na tej ziemi, który nie rozproszyłby się, gdyby kaznodzieja był bierny. My mamy wpływ na uczucia.

Ktoś chciał żebym mu pomógł kupić samochód. - „Czy zwróciłeś się w tej sprawie do zboru?” - zapytałem.- „Nie, oni nie mają pieniędzy”. odrzekł.-  „Może ktoś z nich ma telewizor, powiedz żeby go sprzedał”.- „No nie, tego to bym nie zrobił”.- „Widzisz więc, że nie jesteś wierny ewangelii. To i ciebie bardziej interesuje to, co myślą ludzie, niż to, co myśli Bóg”. Jak długo kazalnica taką pozostanie, tak długo nie będziemy przeżywać nawiedzenia z nieba. Jak bardzo kochamy poezję! Chcemy słuchać gładkich słów, żebyśmy się dobrze czuli, myśląc o sobie. Ale kiedy tylko człowiek zaatakuje grzechy, które są w zborze, niewłaściwą wiarę, hipokryzję fałszywych proroków albo fałszywą politykę, to ktoś zechce go zrzucić ze skały - jak Jezusa . Przypomnijmy to zdarzenie. Pewnego dnia, kiedy przemawiał do ludzi w świątyni i głosił ewangelię, kiedy zaangażował się w tę pracę, kapłani i uczeniu w piśmie przyszli do niego z zapytaniem: „Powiedz nam, w czyim autorytecie to robisz i mówisz. Gdzie jest zapisane twoje imię? Gdzie masz swoja legitymację? Kto dał ci takie prawo? Bo to, co my wiemy o tobie, jakoś nie zgadza się z tym, co słyszymy od Ciebie?”. Inaczej mówiąc, wytłumacz się przed nami. Jeżeli mąż Boży potrafi wytłumaczyć się, to znaczy, że ograniczył się do rzeczy tego świata.
Są tacy ludzie, którzy chcą na swój sposób ukształtować Bożego sługę. Ale jeżeli on się nie da według ich pojęcia kształtować, to go wyrzucają. Pamiętajmy: prawdziwa Ewangelia nie może nigdy być przez ludzi kształtowana. Prawdziwa Ewangelia obejmuje nieskończoność. Ona pochodzi od wieczności i autorytet tej ewangelii leży w tym, co ona czyni. Dlatego mówimy, że kaznodzieja powinien utożsamić się ze swoim kazaniem. Na ten temat usługiwałem kiedyś na konwencie składającym się z 500 pastorów. Powiedziałem tak: „Bardzo łatwo jest kaznodziei stanąć za kazalnicą, dopasować swój głos, sprawić, żeby łza zaczęła spływać po policzku słuchaczy odbierających go jako jakiegoś świętego”. Czy jesteś święty w domu? A czy twoja żona też tak myśli o tobie? Czy twoje dzieci uważają, że jesteś święty? Jeżeli ja w samolocie nie jestem taki święty, jak tutaj – za kazalnicą, to ta świętość jest tylko fasadą. Wszędzie, gdzie bywam jestem przedstawicielem Jezusa Chrystusa. Kiedy wsiadam do samolotu, to nie jest dla mnie ważne, czy mam na sobie marynarkę i krawat. Ale jeżeli ktoś zapyta, dlaczego się tak ubieram to powiem: „Bo ja reprezentuję króla. Jestem mężem Bożym i mój urząd wymaga tego, żebym taki był, abym tak chodził przed Nim”.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

czwartek, 22 września 2011

zbór żyje albo umiera, tak jak kaznodzieja

Będziemy czytali z pierwszego rozdziału Ewangelii św. Marka. Mówiliśmy na temat kaznodziei, a teraz będziemy mówili na temat zwiastowania. Mam nadzieję, że słyszycie to, o czym wam mówię. Kościół musi być odnowiony, zanim przyjdzie na ten świat przebudzenie. Ono zawsze przychodziło poprzez przygotowanych do tego ludzi. Biblia nazywa ich resztką. Musi być odpowiednie naczynie (jest to zapisane w Księgach Królewskich). Kiedy ludzie z Jerycha przyszli do proroka Eliasza i powiedzieli mu: „Coś u nas nie jest w porządku z wodą. Wydawało się, że będziemy mieli piękne żniwo, a tymczasem jakby nastąpiło poronienie. Nagle niedojrzałe owoce spadają z drzew. Mąż Boży, wysłuchawszy tego, rzekł: „Przynieście mi nowy dzbanek i nasypcie do niego soli”. Gdy wsypał tę sól do wody, została ona uzdrowiona. Cztery tysiące lat później piłem tę wodę i nadal jest zdrowa. Ale kiedy o tym czytałem, zadałem sobie pytanie: „Dlaczego musiał być nowy dzbanek? Dlaczego po prostu nie łyżka soli?”. 

Bóg mi pokazał, że musi być naczynie po to, by Bóg mógł wlać i wylać przez nie siebie. To naczynie nie będzie kompletne bez kaznodziei. Mąż Boży, który usłyszał Jego słowo, będzie mówił w imieniu Boga. Dzisiejsze kazanie będzie oparte na Ewangelii Marka 1:38 „Tedy im On rzekł: Idźmy do przyległych miasteczek, abym i tam kazał, bom na to przyszedł.” Jezus mówi, że musi kazać w pobliskich wioskach, bo po to przyszedł. Jezus Chrystus był kaznodzieją i powołał swoich sług, aby czynili to samo. Kazanie jest jednym z największych i najwspanialszych instrumentów na tej ziemi, gdyż służy do pobudzania ludzkiego umysłu i kształtowania społeczeństwa. Kiedy prawdziwy kaznodzieja wypowiada właściwe słowa, wtedy słyszymy Boga i odczuwamy Jego moc, gdyż Słowo Boże jest czynem. To nie są tylko wypowiedziane słowa, ale jest to czyn, który wszystko zmienia. Jezus powiada: „Słowa, które do was mówię, one was osądzą w ostatecznym czasie.” Kaznodzieje mogą zawieść, ale nie kazanie, które zostało ustanowione przez Jezusa Chrystusa, a przykład tego widzimy w Jego służbie, nigdy nie przestanie być najbardziej skutecznym instrumentem służącym Bożym celom i zamiarom. Mam nadzieję, że każdy kaznodzieja w tym pomieszczeniu mnie słyszy. Nie ma nic bardziej potrzebnego i ważnego w ludzkim społeczeństwie, niż kaznodzieje Ewangelii Jezusa Chrystusa.

Kazanie samo w sobie może być bezsilne i bez mocy. Ono będzie miało tylko tyle mocy, ile jest w nim z relacji Jezus Chrystus - kaznodzieja. Bo Chrystus jest Ewangelią. Chrześcijaństwo to Ewangelia, a nie argumentacja. Chrześcijaństwo to nie tylko przejęcie czegoś, ale objawienie. Chrześcijaństwo to odkupienie. Jest to chrzest krwią, coś świętego! Kaznodzieja nigdy nie powinien marnować czasu na rzeczy kontrowersyjne. Chrystus, jako kaznodzieja, zgodnie z ewangelią św. Jana, był słowem, które stało się ciałem. Jeżeli wy i ja jesteśmy naprawdę kaznodziejami Jezusa Chrystusa, to będziemy tym, co głosimy. Dlatego my, kaznodzieje, powinniśmy działać w tym kierunku, abyśmy byli ucieleśnieniem Ducha i doskonałości Bożej.

Fundamentem służby Chrystusa był święty charakter i to samo musi być w nas, którzy głosimy Ewangelię Chrystusową. Musimy być tym, co głosimy. Nie możesz czytać Starego Testamentu bez zrozumienia. Kiedy Bóg powoływał człowieka, to pierwszą rzeczą, jaką robił, było doprowadzenie go do tego, by utożsamił się poselstwem. Biblia mówi, że w czasie gdy Bóg powołał proroka Ozeasza, Izrael - małżonka Boża - był wszetecznicą. Bóg powołuje kaznodzieję Ozeasza, żeby zakochał się i poślubił wszetecznicę. Następnie Ozeasz wprowadza ją do swojego domu, a ona rodzi mu dzieci, po czym go zostawia i wraca do dawnej profesji. Można by powiedzieć, że to już koniec, ale tak nie było. Mąż Boży idzie za nią i ponownie ją kupuje. Dlaczego tak się dzieje? Jeżeli Ozeasz ma głosić swoje poselstwo, to musi odczuwać to, co czuje mąż wszetecznicy, która stale powraca do starego życia. Ale Bóg ponownie przyprowadza ją z powrotem. Jeżeli Ozeasz ma głosić i jeżeli wy macie głosić, to musicie odczuwać to, co czuje Bóg. Zasadnicze polecenie, jakie otrzymujemy od Boga, to utożsamienie się z poselstwem, które się głosi. Niech was to nie zniechęca, kiedy głosicie. Często zwiastujecie, a wydaje się, że nie ma owocu. Kiedy patrzymy na życie Chrystusa, moglibyśmy - na podstawie tego, co widzimy naszymi oczami - powiedzieć: po prostu nie udało się. Z niezliczonych tysięcy ludzi, których karmił, uzdrawiał i błogosławił, pozostało tylko 120 - tu, wiernych temu, co słyszeli. Są tacy ludzie, do których po prostu nie można przemówić. Mają uszy, ale nigdy nie usłyszą, pamiętajcie o tym. W takich okolicznościach, jeżeli nasze serce jest w porządku i mówimy to, co Bóg nam kazał powiedzieć, to nie my zawodzimy.

Noe był prawdopodobnie największym kaznodzieją, jaki kiedykolwiek istniał. Po 120 latach ewangelizacji tylko 8 osób zostało uratowanych. Nikt nie mógł go oskarżyć, bo on głosił wszystkim. Nikogo nie ominął. My mamy bardzo wyraźnie określoną Ewangelię, którą zwiastujemy. Jako kaznodzieje Boży, jeżeli jesteśmy wierni ewangelii, którą zwiastujemy i nowemu powołaniu, stwierdzamy, że Ewangelia naprawdę jest największą Bożą mocą. W pierwszej kolejności musimy widzieć, że Biblia chce, byśmy przekazywali tylko Boże Słowo. Następnie, musimy je głosić bez względu na to, czy ludzie chcą tego słuchać, czy nie. Cokolwiek Bóg włożył w twoje serce wypowiedz, bez względu na to, jakie będą tego konsekwencje. Kaznodzieja musi mówić wyraźnie i prosto, uprzejmie i gorliwie, a rezultaty pozostawić Bogu. Jeden sadzi, drugi podlewa, a tylko Bóg daje wzrost. Kazalnica robi zbyt duże ustępstwa. Kaznodzieja musi być na najwyższym poziomie duchowym w zborze. Od tego zależy, czy zbór będzie żył, czy umierał, tak jak kaznodzieja. On jest owocem swojej służby. Jeżeli zbór, którego jesteś pastorem, jest martwy, to jakiś kaznodzieja go zabił. Jeżeli żyje, to jakiś kaznodzieja go ożywił, kiedy głosił w imieniu Bożym. Zbór żyje albo umiera, tak jak kaznodzieja. Jezus Chrystus głosił Ewangelię i my musimy robić to samo. Kaznodzieja musi uzmysłowić sobie, że w XXI wieku nadal są demony, które trzeba wyganiać. W tym kontekście widzimy rzeczy pozytywne i negatywne. Ta część chrześcijańskiej służby, którą nazywamy kazaniem, pokazuje pozytywną stronę, a wyganianie demonów - negatywną. Misja kaznodziei jest dwukierunkowa. Musi mówić prawdę taką, jaka jest w Jezusie Chrystusie. Jeżeli tego nie robi, to zniesławia urząd, który piastuje. Ale również musi zająć stanowisko przed ludźmi jako człowiek, który przyszedł albo został posłany, aby ich wybawić od osobistej niewoli demonów.

Kazalnica jest wielką nadzieją dla człowieka. Kiedy dzięki zwiastowanej Ewangelii uświadomi sobie, że był pod dominacją szatana, że stał się niewolnikiem diabła, to istniejącą dla niego nadzieją jest kazalnica - postawiona na właściwym miejscu, po to, by go uwolnić. Kiedy kaznodzieja to sobie uświadomi, nie tylko musi uporać się z niewłaściwym myśleniem ludzi, ale musi również postępować we właściwy sposób z demonami, które trzeba wyganiać. Kiedy o tym wie, będzie pragnął pielęgnować najbardziej intymną społeczność z Jezusem Chrystusem. Kiedy sobie po raz pierwszy uświadomiłem, że jako kaznodzieja Chrystusa będę miał do czynienia z demonami, które wzięły w niewolę rodzaj ludzki, zdecydowałem, że muszę chodzić z Bogiem. Moje życie musi być życiem modlitwy i postu, jeżeli mam uwalniać więźniów. Prawdziwe poselstwo, które pochodzi od Boga, zawsze ekscytuje i raduje, gdy wychodzimy za kazalnicę, aby wystąpić jako glos Boga. W 4. rozdziale w wersetach 28. i 29. Ewangelii Łukasza widzimy rezultaty takiego zwiastowania. Kiedy mąż Boży usłyszał głos z nieba i z odwagą go przekazywał zgromadzonym, ci - napełnieni gniewem powstali, aby go wyrzucić z miasta. Wyprowadzili go na brzeg urwiska i chcieli strącić w dół. To Jezus zwiastował tę prawdę. Gdy ją usłyszeli, chcieli go zabić. Czy w naszych czasach zdarza się taka reakcja na to, co płynie z kazalnicy? Nie! Kaznodzieja kończy i wszyscy biją mu brawo, a za tym idą brudne, miłe komplementy i pochlebstwa. Największym pragnieniem nowoczesnego kaznodziei jest to, by go ludzie zaakceptowali. Czy znacie takie zdarzenie, że zbór powstał w gniewie, aby zabić zwiastującego? Ja nie mówię o jakichś zwariowanych ludziach z ulicy, ale o tym, że członkowie zboru chcieliby zabić kaznodzieję. Człowiek, o którym wspomniałem powyżej, nie był to jakiś wędrowny kaznodzieja, ale był to Syn Boży, mówiący tak, jak żaden inny człowiek nie przemawiał. Kiedy wypowiedział zaledwie kilka słów, całe zgromadzenie powstało, aby go zabić. Czy w kościele był ktoś, kto zwiastował w tak ekscytujący sposób, jak zwiastował Jezus Chrystus?

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

środa, 21 września 2011

człowiek w piekle szuka kaznodziei, który go oszukał

Świat jest chory. Nie potrzebuje on letnich i obojętnych kaznodziejów, żeby do jego melancholii dokładali jeszcze własną. Otaczający nas świat oraz biedny, odstępczy kościół potrzebują napełnionych Duchem i prowadzonych Duchem mężów Bożych, którzy nacierać będą na moce piekła z poselstwem Wszechmogącego. Tak mówi Pan - „wypuść lud mój!”. Kościół nie dostrzega możliwości, które są wokół niego. Człowiek, który jest naprawdę powołany przez Boga, nie jest niczym ograniczony, z wyjątkiem własnego ograniczenia. W takim stopniu, w jakim oddajesz siebie Bogu, On odda Siebie tobie. Nie ma innego ograniczenia, oprócz ciebie samego. Świat chce słyszeć prawdę i Bóg również czeka na człowieka, który gotowy byłby głosić tę prawdę. Ale zanim będziesz mógł to uczynić, musisz to usłyszeć. Nie usłyszysz Go w TV, nie usłyszysz biegając po drodze, musisz spędzać czas sam na sam z Bogiem. Kiedy kościół śpi, ludzie są w zamieszaniu. Do ich drzwi stale pukają Mormoni, świadkowie Jehowy i inni. Ludzie są tak zagubieni, że sami już nie wiedzą, w co wierzą i w jaki wierzą kościół. Żniwo tego świata jest dojrzałe i jeśli my go nie zbierzemy, zbiorą je inni. Miliony ludzi zbiera dziś hinduizm, New Age. Ludzie ci mogliby być w kościele, gdyby kościół naprawdę przedstawił im żywego Chrystusa. Przeciętny człowiek, słyszał ewangelię swoimi uszami, ale jego oko nigdy nie widziało i jego dusza tak naprawdę nigdy nie odczuła mocy Bożego nawiedzenia. Ma więc prawo pokazywać palcami na kaznodzieję i pytać: „Gdzie jest twój Bóg?”
.
Jedną z najboleśniejszych rzeczy w życiu jest stawianie czoła prawdzie. Nikt nie potrzebuje tego bardziej, niż kaznodzieja. Bo bez względu na to, czy on chce przez to przejść, czy nie, jest odpowiedzialny za skromny stan zboru. Bóg nigdy nie pokazywał palcem na owce, ale mówi: „Pasterz to zrobił”. W 50 rozdziale Izajasza lud Boży idzie drogą i płacze, wołając:„Pokażcie nam drogę na Syjon!”. Jeruzalem to pewien obraz kościoła. Nazwa Jeruzalem zastała nadana wtedy, kiedy człowiek czynił coś, czego Bóg nie zaplanował. Zaś Syjon to nazwa, która wskazywała na właściwą relację z Bogiem. Ludzie, którzy szli Bożą drogą, mówili: „my wiemy o Jerozolimie, my znamy religię stworzoną przez człowieka, ale czy ktoś nam może pokazać drogę na Syjon?” Wszędzie na zewnątrz słychać krzyk, ludzie szukają kogoś, kto pokazałby im drogę do rzeczywistości. W Iranie, Arabii Saudyjskiej i w innych miejscach, muzułmanie pukają do drzwi tych, którzy nazywają siebie chrześcijanami, szukając drogi do Boga. Przychodzą o północy, bo gdyby ich na tym przyłapano, oznaczałoby to wyrok śmierci. Mówią: „Pokażcie nam drogę do Chrystusa!” Żniwo na tym świecie jest dojrzale. Jesteśmy dzisiaj już dość dobrze ugruntowani w doktrynie. Każdy z nas wie, co przeciętny kaznodzieja będzie mówił. Zauważmy: prawdę Ducha można porównać z żyletką. Jest to krwawy instrument. Wy i ja, jesteśmy dzisiaj członkami Ciała Chrystusowego. Niech Bóg nam pomoże, abyśmy stanęli na wysokości zadania i wzięli na siebie odpowiedzialność za ginący świat.

Mężowie Boży utracili dwie rzeczy i dlatego nie ma ich w kościele. Dopóki te dwie rzeczy nie zostaną przywrócone, kościół nigdy nie będzie taki, jakim go Bóg zamierzył. Starzy wierzący śpiewali kiedyś taką pieśń: Błogosławieni Ci, którzy mają złamane serca, którzy płaczą wobec grzechu ukrytego. Zobaczcie - dwie ważne sprawy złamane serce i głęboki płacz z powodu grzechu. Bóg mówi, że sercem skruszonym i uniżonym nie pogardzi. Jezus wziął od chłopca dwa małe chleby i rybę, ale nie mógł nakarmić tłumu, dopóki nie zostało to złamane. Dopiero wtedy, kiedy alabastrowy słoik został rozbity, zapach mógł wypełnić pomieszczenie. Jeżeli chodzi o zbawienie naszego życia, to tracimy je wtedy, kiedy chcemy je ratować. Jezus powiada: „to jest moje ciało, które za was złamię”. Dzięki temu, że Ciało to zostało złamane, 6 miliardów ludzi na tej planecie może być zbawionych. Ponieważ Jego Ciało zostało złamane. On również potrzebuje złamać nas. Jesteśmy tacy sztywni, tacy dumni. Psalmista powiada: ci, którzy wychodzą z płaczem i sieją drogie ziarno, wrócą z powrotem z radością, niosąc swoje snopy. Dwóch oficerów Armii Zbawienia skierowało kiedyś do generała Boota prośbę o przeniesienie, argumentując ją tym, że już próbowali w swoim środowisku wszystkiego i nie nastąpiło przebudzenie. Generał Boot odpisał w dwóch słowach: „Spróbujcie łez”. I wtedy przyszło przebudzenie, i głęboki żal z powodu grzechu. Szkoły biblijne tego nie uczą, bo nie mogą tego uczyć. Duch Święty nigdzie cię nie zaprowadzi, bez względu na to, ile masz stopni naukowych, jeżeli nie będziesz przeżywał goryczy z powodu grzechu, jaki panuje wokół ciebie. David Livingstone modlił się tak: „Panie, kiedy rany grzechu tego Świata zostaną zagojone?”. Ja również zadaję wam pytanie: Czy w swoich modlitwach naprawdę jesteście tym dotknięci do głębokości i płaczecie? Czy nasze poduszki są mokre od łez, tak jak to było w przypadku Johna Weisa, kiedy bardzo bojował o dusze ludzkie? Andriu Bonor, leżąc w swoim łóżku w sobotę wieczorem w Szkocji płakał nad ludźmi, którzy szli ulicami, wracając z teatrów i gospód. Oni słyszeli ten płacz i krzyk jego rozdzieranego serca: „Oni giną! Oni giną! Oni giną!” Wy i ja nie nauczyliśmy się jeszcze tak Chrystusa. A co z grzechem? Tylko głupiec może wyśmiewać się z grzechu. Dzisiaj żartują sobie w TV z homoseksualistów i z rozwodów, głupcy śmieją się z tego.

W kościele ktoś stwierdził, że jest tylko siedem grzechów śmiertelnych. Ci ludzie są w błędzie, bo wiemy, że każdy grzech jest śmiertelny My, kościół XXI wieku, żyjemy wśród społeczeństwa, które jest zakochane w przyjemnościach. Ludzi Bóg nic nie obchodzi. Są izolowani obojętnością na rzeczy duchowe. Niezliczone miliony ludzi wykazuje daleko posunięte stadium niemoralności. Jest tylko jedna odpowiedź na bezbożność naszych czasów: kościół musi na nowo stać się kościołem, musi w płaczu i w gorliwej modlitwie, i w namaszczonym kazaniu, wyzwolić rzekę Ducha Świętego Wy i ja musimy jeszcze raz stać się narzędziem Bożym. Musimy w tych ostatecznych czasach stać się na nowo ludźmi martwymi na wszystko, co nie pochodzi od Jezusa Chrystusa. Jedyną osobą, która może prowadzić ludzi do Chrystusa jest mąż Boży. On musi zajmować poważne miejsce za kazalnicą.

Zakończę pytaniem: Kto z was w tym pomieszczeniu zechce być takim mężem Bożym? Będzie to oznaczało odrzucenie przez świat. Kiedy dotkniemy boga tego świata, będzie on z nami znowu walczyć i uderzać. Moje „ja” stało się bogiem nowoczesnego Kościoła Zielonoświątkowego [i innych kościołów w tym protestanckich i ewangelicznych]. Kiedy dotykamy tego boga, to uderzamy w bardzo czułą strunę i musimy zawsze pamiętać o tym, że Jezus wpierw oczyścił kościół, zanim zaczął go napełniać. Może będziemy musieli zrobić to samo? Jeżeli to zrobimy, zapłacimy cenę. Ale jeżeli nie zrobimy tego, będzie nas to kosztowało dużo więcej.

Miałem w swoim życiu bardzo niewiele wizji, zawsze coś odczuwałem w sercu. Pewnego razu, tak jak patrzę teraz na was, ujrzałem biegnącego człowieka. Wydawało się, że biegł jakby w płynnym ogniu. Był bardzo zmęczony i choć tego nie słyszałem, wiedziałem, że bardzo przeklina. W pewnym momencie wyciągnął z tego ognia innego człowieka, przeklinał i biegł dalej. Pamiętam, jak wołałem do Boga: Panie, powiedz, na co patrzę? Usłyszałem głos: „Patrzysz na człowieka w piekle, który szuka kaznodziei, który go oszukał”. Postanowiłem, że ja takim kaznodzieją nie będę.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – o Bożym poszukiwaniu

wtorek, 20 września 2011

nie możemy pozostawić ich w formie szkieletów

W II Księdze Mojżeszowej w 14 rozdziale czytamy, że Mojżesz modlił się o wybawienie swego ludu. Kiedy stanął pomiędzy Morzem Czerwonym a faraonem. Bóg go zgromił, napomniał: „Dlaczego wołasz do mnie? Przemów do narodu izraelskiego aby szedł naprzód. Podnieś swoja laskę i rozdziel te wody!”. Co Bóg chce przez to powiedzieć? Że to On daje nam moc, abyśmy mogli działać przeciw ciemności. Nie mamy siedzieć i prosić Boga, żeby coś zrobił, ale mamy iść w imieniu Jezusa, mówić w Jego imieniu i działać w Jego imieniu. On daje nam moc, ale my nie umiemy z niej korzystać. Bóg dał Mojżeszowi moc i autorytet, żeby mógł działać z odwagą i bez żadnych obaw, aby mógł pokonać każdego wroga, który stanie na drodze Jego ludu. Jeżeli jesteś w Bożej woli, to Bóg da ci moc, która może się przeciwstawić każdej mocy, która wystąpi przeciw tobie. Jeżeli nie chcemy odpowiedzieć na to wezwanie, jeżeli będziemy tylko błagali Boga, żeby On coś zrobił, to musimy uwierzyć, że On nam polecił: „wypędzajcie demony, uzdrawiajcie chorych, głoście ewangelię!” To jest Boże polecenie dla nas. Bóg kazał Mojżeszowi rozdzielić wody. I Mojżesz był posłuszny Jego głosowi. Słowo Boże mówi, że Bóg osuszył morze. Ta osobista identyfikacja i utożsamienie się z Bogiem jest tajemnicą mocy ku wybawieniu. Jezus powiedział, że tak jak On jest jedno z Ojcem, tak my mamy być jedno z Nim. Tak jak laska Boża czy [zamieniona w węża] laska Mojżesza stanowiły jedno, tak samo jedno stanowiły: słowo Boga i słowo Mojżesza. Widzimy więc, że działanie Mojżesza było działaniem Bożym. Mojżesz był narzędziem w Bożym ręku.

Najniebezpieczniejszym działaniem diabła jest skoncentrowanie się na tym ważnym zagadnieniu. Jeżeli szatanowi uda się sprzedać człowiekowi myśl, że nie ma żadnej mocy, żadnej odpowiedzialności, to może spowodować, że relacja człowieka z Bogiem będzie niepełna. Ale my jesteśmy jedno z Bogiem. On posłał nas, abyśmy wykonali Jego plan. Musimy tę relację utrzymywać na właściwym poziomie, wierzyć w to, co On nam powiedział. Kiedy Eliasz został zabrany do nieba, jego płaszcz opadł. Elizeusz nie spędził następnych siedmiu lat na mówieniu językami, ale poszedł prosto do rzeki, uderzył w wodę i zapytał: „Gdzie jest Bóg Eliasza?”. Wtedy woda się rozstąpiła. On uwierzył. W pierwszym rozdziale Dziejów Apostolskich Pan powiedział do uczniów: „Otrzymacie moc”. Piotr został napełniony Duchem Świętym. Otrzymał moc (II rozdział Dziejów Apostolskich). A w trzecim rozdziale Dziejów Apostolskich powiedział do człowieka chromego: „to, co mam, to ci daję” i dał mu moc chodzenia. Człowiek chromy podskoczył i zaczął chodzić. Piotr uznał, że jest jedno w Chrystusie. My jesteśmy ciałem Chrystusowym i my jesteśmy tymi, w których działa Jego moc. A to jak działa - to zależy od nas. To jest prawdziwa służba męża Bożego. Cała Biblia, od Mojżesza do Objawienia, potwierdza tę prawdę. Bóg daje ludziom swoją moc, aby wykonywali Jego dzieła. On namaszcza. On daje natchnienie i upoważnia ludzi, by mówili w Jego imieniu. Jezus zaoferował zwykłym ludziom, takim jak ty i ja, taką samą potężną moc, jaką sam posiadał, będąc na ziemi w ludzkim ciele. I powiedział apostołom: możecie wykonywać moje dzieła. Służba przemawiania w autorytecie imienia Boga została wprowadzona w życie w tamtym wieku przez samego Jezusa. Najpierw dał ją dwunastu, a potem siedemdziesięciu. Piotr i Jan wykorzystali ją przy bramie Pięknej, kiedy Piotr powiedział do chromego człowieka: „to, co mam, to ci daję”. Piotr uczynił to, co uczyniłby Jezus. Działał w mocy człowieka wierzącego i uzdrowił żebraka. Piotr był kimś więcej, niż religijnym człowiekiem. „Żyjemy w czasach okrutnych - mówił prorok Izajasz - przyszedł czas rodzenia dzieci, a nie ma siły ku narodzeniu”
.
W tej ciemnej godzinie kaznodzieja i kościół są bardziej zainteresowani podróżowaniem, niż walką i modlitwą. Dlatego nie ma narodzin. Kiedy Syjon był w bólach, rodziły się córki i synowie, ale jeśli kościół nie przeżywa takich bólów, to ci, którzy mają się narodzić, umrą i pójdą do piekła. Zwróćcie uwagę: Ezechiela prowadził Duch. Jako zwykły człowiek musiał się wzdrygać na widok góry suchych kości. Nie potrafię sobie wyobrazić strachu tego męża Bożego. Gdyby Ezechiel żył w naszych czasach, to zawołałby jakichś przedstawicieli gazety, żeby zrobić zdjęcie i na pewno ci, którzy kochają statystykę, policzyliby każdą kość. Zamiast tego Ezechiel bardzo ostrożnie postępował przed Bogiem. Jego jedynym towarzystwem była góra suchych kości. Jedynymi jego widokami były Niebo i Piekło. Ten mąż Boży powiedział: „prorokowałem jak mi polecono” i w tym jest rozwiązanie tej sprawy. Stał się „głupcem” - dla Boga. „Wy, suche kości, słuchajcie słowa Pana!”. Mówił do kości: „słuchajcie!”. A one nie miały uszu. Czy to nie jest wariactwo? Tak, to chyba jest głupota w oryginalnym wydaniu. Ezechiel zrobił tak, jak mu polecono. Oczywiście, my sobie modyfikujemy Boże przykazania i czyniąc to tracimy swoją pozycję. Ezechiel był posłuszny i dlatego Bóg działał. Ezechiel nie patrzył na te kości, ale patrzył na Boga. Nie patrzył na swoje możliwości, ale patrzył na wszechmoc Boga. Nie patrzył na beznadziejność sytuacji, ale patrzył na obietnicę. [Zachęcam Ciebie do przeczytania proroctwa Ezechiela, do poznania losów tego Bożego człowieka i proroctw jakie wygłaszał z polecenia Boga. Wiele z nich są ponad czasowe i zawierają prawdy aktualne i dzisiaj przemawiające do kościoła. Przypatrz się jak Bóg działał przez to naczynie o imieniu Ezechiel, poproś Boga by i Ciebie używał. Tylko bądź gotowy i posłuszny tak jak posłuszny był prorok Ezechiel.]  Kiedy my, jako kościół, nauczymy się tej prawdy, że lepiej być posłusznym niż składać ofiarę? Kiedy przestaniemy patrzeć na problem, a zaczniemy patrzeć na Boga? „I powstał wielki szum”. O, to by nam odpowiadało! Opuścilibyśmy zgromadzenie i opowiadalibyśmy, jak było wspaniale. A gdyby jeszcze udało się nam namówić niektórych, żeby trochę poskakali, pokrzyczeli, to poprzez następny miesiąc mielibyśmy o czym opowiadać. Jakie to było wspaniałe nabożeństwo! Ale Ezechiel tak nie zrobił. On nie pomylił tego szumu, zamieszania z dziełem twórczym. Nie pomylił stukania suchych kości z przebudzeniem. Przy pomocy jednego tchnienia Bóg może podnieść górę kości do życia. Ale tam było kilka działań. Kości połączyły się razem, jedna do drugiej. Taki fenomen mógłby spowodować wśród was histerie, ale u Ezechiela to nie nastąpiło. Teraz już nie była to dolina suchych kości, ale dolina pełna szkieletów. I cóż z tego, że była to dolina szkieletów? Czyż mogą one prowadzić walkę Pańską? Czy ta dolina pełna szkieletów może oddać chwałę Bogu? Ja ani przez chwilę nie chcę dyskredytować tego, co Bóg czynił, nie chcę też brać odpowiedzialności za to, by stwierdzić, czy ktoś jest zbawiony, czy nie. Kiedy ludzie przychodzą do ołtarza, to wierzę, że jako nowonarodzeni ludzie otrzymują od Boga święty żar, gorliwość, jakiej nie utracą przed następnym zgromadzeniem. Widziałem ludzi klęczących przed ołtarzem w niedzielę. Rano zbór ogłaszał, że 10 osób zostało zbawionych, ale na wieczornym nabożeństwie żadna z nich się nie pojawiła. Oni się nie narodzili na nowo, to tylko suche kości, które spotkały się i postukały jedna o drugą. Kiedy człowiek rodzi się na nowo, staje się nowym stworzeniem i kocha kościół, którego kiedyś nienawidził. Jeżeli człowiek nie kocha zboru, to nie narodził się na nowo. My jesteśmy bardzo chętni, by policzyć te szkielety, które podeszły do ołtarza, a nawet poruszyły się, ale w nich nie było życia! Byty przekonane, ale nie narodziły się! Ileż tysięcy ludzi przychodziło do ołtarza! Byli przekonani o grzechu. Ktoś im pokazał Jana 3:16 i spytał: „Czy wierzysz w to?”. Odpowiedzieli twierdząco i ten, który usługiwał przed ołtarzem powiedział: „Jesteś zbawiony”. Nie mam prawa powiedzieć komukolwiek, że jest zbawiony, jeśli nie mam w sobie świadectwa, potwierdzenia Bożego. Zbór musi doprowadzić ludzi do Boga, a kiedy już będą przy Nim, musimy im pomóc w tym, by trwali w Bogu.  Nie możemy pozostawić ich w formie szkieletów. Ale spójrzmy raz jeszcze na te szkielety. Potrzebne im teraz ciało, a potem skóra powlekająca ciało. I już mamy całą dolinę pełną zwłok. Czy jest to coś dobrego dla Boga? Jeszcze nie! „Mają oczy, a nie widzą,”, „mają nogi, a nie chodzą”, jeszcze nie narodzili się na nowo. Prorok Ezechiel mówi: „Tak prorokowałem jeszcze raz. Już było ciało na tych szkieletach, ale to było za mało i prorokowałem na nowo”. Zamiast zniechęcić się tym, że są tylko same szkielety Ezechiel rozumiał, że Bóg jest z nim i wraz z Bogiem zwyciężył. Sprytną reklamą możemy sprowadzić tłumy do kościoła, ale kto może powiedzieć: „prorokowałem jeszcze raz”? Czasami zastanawiam się, czy my w ogóle wiemy, że mamy takie polecenie od Boga? Czy w twoim sercu odczuwasz dzisiaj ból z powodu tego, że około dwa miliardy ludzi na tym świecie jeszcze nigdy nie słyszało Ewangelii? Czy te tysiące, które w każdej minucie umierają bez Chrystusa, zmieniają twój uśmiech w płacz? Czy możesz w tej chwili spojrzeć Bogu w twarz i powiedzieć: „Panie robię wszystko, co mogę”?

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – o Bożym poszukiwaniu

poniedziałek, 19 września 2011

niech On żyje!

[Niektóre rzeczy muszę powtarzać. Bert Clendennen nie jest moim idolem. Chcę to bardzo wyraźnie podkreślić. Nie był doskonały, nie był nieomylny. Popełniał błędy, zmagał się ze swoją cielesnością jak każdy z nas. Ja nie ze wszystkim się z nim zgadzam, kilka tematów takich jak przebudzenie czy dziesięcina spostrzegam inaczej.  Ktoś może zapytać, skąd więc moja fascynacja Bertem Clendenennem? Czy nie jest błędem, że polegam na człowieku ? Ja nie jestem zafascynowany osobą pastora Berta. Nie jestem jego zwolennikiem, a już tym bardziej twórcą Clendennizmu. Mnie ujęła fascynacja pastora Berta osobą Pana Jezusa Chrystusa, która zawiera się w cytowanych przez niego wielokrotnie, słowach apostoła Pawła, „nie żyję ja, ale żyje we mnie Chrystus” To co mnie łączy z Bertem Clendennenem to fascynacja osobą Jezusa. Ja jestem zafascynowany Jezusem. To Jezus jest moim idolem. To o Nim, o Jezusie chciałbym słyszeć kazania, to o Nim, chciałbym aby pisały gazety, to Jemu należy się chwała, Bogu i tylko Jemu. Bert był uczniem i sługą Jezusa i to nas łączy. Cytuję myśli pastora Berta Clendennena ponieważ jest w nich taka sama, jak we mnie, głęboka troska o stan duchowy współczesnego kościoła. Podobnie jak Bert Clendennen sprzeciwiam się zastępowaniu Ducha Świętego ludzkimi programami i strategiami oraz wszelką imitacją Bożej obecności w kościele. od autora Bloga] 

 

Czytałem o takim kaznodziei, który umieścił przed swoim kościołem następujący napis: „Ten kościół będzie miał przebudzenie albo pogrzeb”. Bogu się to bardzo podoba, gdy człowiek za wszelką cenę pragnie Jego obecności. Musimy o to zabiegać usilnie! Ja wiem, że świat jest oszalały i dlatego jest to dla niego szaleństwem. Człowiek chodzący dosłownie w pełni Ducha jest dla świata szaleńcem. Proroków uważa się za głupców. Duchowych ludzi uważa się za wariatów. Kiedy mówimy o takim człowieku jak Eliasz, zastanówmy się, skąd wzięło się to „szaleństwo”. O Chrystusie mówiono, ze ma demona. Pawła uważano za niespełna rozumu. Apostołowie musieli się bronić przed podobnymi oskarżeniami. Jest to takie „szaleństwo”, bez którego nie można dojść do wielkości Chrystusowej. Jeżeli mąż Boży nie będzie gotowy, żeby wyjść poza strefę ludzkiego rozumowania, to będzie z niego bardzo mały pożytek dla Królestwa Bożego. Jest niewielu takich „szalonych” ludzi dzisiaj. Jeżeli duchowość jest testem badającym poziom „szaleństwa”, to dzisiaj takiego „szaleństwa” jest bardzo mało. W większości chodzi mi tutaj o zawodowych kaznodziejów, których świat nazywa szaleńcami. Mogą to być również spryciarze albo ludzie wyrachowani. Tacy ludzie nie potrafią się modlić, tylko szaleni ludzie się modlą. Tylko ludzie, którzy znają Boga są do tego zdolni.

Jeżeli w tym pokoleniu mamy być tacy, jakimi Bóg chce nas mieć, to musimy przyjąć pogardę. Bóg nie szuka wielkiego ludzkiego sprytu, to nie spryt jest tym „Bożym szaleństwem”, o jakim mowa. Nigdy nie słabły polecenia. Kazanie, które świat może przyjąć mówi też coś o kaznodziei - że jest to fajny człowiek. Ale jego kazanie nie ma żadnego wpływu na ten świat. Tymczasem kaznodzieja powinien być najbardziej znienawidzonym i najbardziej kochanym człowiekiem w swoim mieście. Sama jego obecność powinna osądzać serca ludzi, do których mówi. Gdy kaznodzieja nie jest taki, wyrządza więcej szkody, niż wszyscy grzesznicy razem wzięci. Bezbożnicy czy poganie nie wyrządzają żadnej szkody kościołowi, ale należy stwierdzić, że profesorowie fałszywej religii nie robią też nic dobrego. Prawdziwym sprawdzianem na to, czy ty i ja mamy rację nie jest nasz umiejętność udowodnienia własnej racji na podstawie Słowa Bożego, ale to, czy stwarzamy ludziom warunki do duchowego życia. Czy ludzie są poruszeni naszą obecnością? Czy jest w nas Boża moc, która porusza ich serca? Lot do Egiptu pozwolił mi obejrzeć z góry pustynię - bez jakichkolwiek przejawów życia. Wszystko jest tam martwe. Ale kiedy dolatuje się do Nilu, widać piękne gospodarstwa, rosnące drzewa, warzywa. Jest tak dlatego, że rzeka stworzyła na pustyni warunki do życia. Czy tam, gdzie jesteś stworzyłeś warunki do życia?. Czy wierzysz Bożemu Słowu? Czy ludzie szukają Bożego Słowa dlatego, że ty tam jesteś? Jaki wpływ wywierasz na innych? Gdzie jesteś? Te pytania są bardzo ważne. Bóg szuka człowieka, przez którego płynie życie. Mechaniczni kaznodzieje nigdy nie ożywią pustyni, nie pomogą sprawie Chrystusa. Moglibyśmy pocieszyć świat, gdybyśmy mieli więcej „szaleństwa” za kazalnicą. Trzeźwy kościół niczego dobrego nie daje. Nikt nie zwróci uwagi na to, że tkwisz w ciemności. Potrzebujemy ludzi, którzy są „pijani” Duchem Świętym i są rozgniewani na diabla; którzy wiedzą, bez żadnej wątpliwości, że w Chrystusie jest odpowiedź na problemy tego świata.

Istnieje jedna prawda, której nauczyliśmy się bardo dawno: zanim ukształtujemy metal, musimy go najpierw rozgrzać. I właśnie ten proces przetapiania został zagubiony w religijności naszych czasów. Weźmy na przykład kowala. Bierze on kawałek metalu i młotek i próbuje coś z niego zrobić, ale nic mu nie wychodzi. Dlaczego? Brakuje ognia. Nie można kształtować metalu, dopóki się go nie rozgrzeje. Metal musi dostać się do ognia. To samo dotyczy duchowych spraw i badań teologicznych. Jeżeli wydaje się nam, że potrafimy ustalić wartości względne, to jesteśmy pokonani, zanim jeszcze zaczniemy. Georg Fox (jeżeli czytałeś jakieś jego dzieła, to o tym wiesz) był mężem pełnym Ducha Świętego. Nie potrafił trzymać języka za zębami. Kiedy widział coś złego, od razu reagował i za to całe jego pokolenie uważało go za szalonego. Kiedy patrzymy na zdjęcia Georga Foxa, to widzimy, że zawsze był w czapce i wszyscy, którzy te zdjęcia oglądali byli zafascynowani jej pięknem, świat nigdy nie brał jego słów za zwiastowanie, chociaż był on jednym z najpotężniejszych kaznodziejów.

Chodził w skórzanym garniturze, podróżował po kraju, tak jak Jan Chrzciciel. Był bity, więziony, nienawidzony, a dzisiaj jest szanowany. Świat pozwoli ci na założenie czapki. Chcę przez to powiedzieć, że możesz żyć w społeczeństwie, ale społeczeństwo nie będzie wiedzieć, po co istniejesz. Sąsiedzi mogą myśleć, że jesteś wspaniałym człowiekiem, ale jeżeli tylko podniesiesz swój głos i nazwiesz zło po imieniu, wszystko zacznie się zmieniać. Nie będziesz już dłużej takim miłym człowiekiem, jak wszyscy dotąd o tobie myśleli. Kościół jest skazany na potępienie. Świat potrzebuje takich „szalonych” kaznodziei w pozytywnym sensie, tzn. pełnych entuzjazmu, inteligencji w znaczeniu mądrości, połączonej z ogniem, w znaczeniu przekonania, które nie pozwoli się przekupić albo zawrócić z drogi. Aby stać się mężem Bożym, trzeba poświęcić wszystko. Mąż Boży nie będzie tolerowany W świeckim społeczeństwie, ale stanie się najbardziej znienawidzonym i jednocześnie najbardziej kochanym człowiekiem w mieście. Jeżeli mąż Boży jest wierny swemu powołaniu, to będzie dzisiaj tak samo prześladowany, jak niegdyś. Jedynym powodem, dla którego nie jesteśmy atakowani jest to, że nie ma w nas nic, co byłoby warte atakowania. Diabeł nigdy nie marnuje czasu na to, co dla niego nie ma znaczenia.

On bardziej akceptuje martwy kościół niż przebywanie jego członków w gospodzie. Ale jeżeli powstanie mąż Boży, który będzie zwiastował prawdę o Jezusie Chrystusie bez domieszki fałszu, to diabeł wystąpi przeciwko niemu. Co można zrobić, żeby rozwijały się prawdziwe wartości i jakość chrześcijaństwa? Ty i ja musimy przejść metamorfozę - musimy mieć rewolucyjną naturę. Nie możemy pozwolić, żeby wszystko trwało na poziomie duchowej martwoty, stopniowego marazmu, duchowej apatii. Pierwsza rzecz, która musi się stać, to rewolucja za kazalnicą, a to oznacza, że na nowo musisz stać się Bożym Głosem. Ludzie za kazalnicą nie powinni mówić o Bogu, ale występować w Jego imieniu. Kaznodzieja musi słyszeć to, co Bóg mówi i musi to powiedzieć, bez względu na to, co ludzie sobie o nim pomyślą. Czy Bóg za bardzo się narzuca w tych ostatnich czasach? Czy Wesley, Witney. Finey i Mudi byli jakimiś szczególnymi ludźmi? Nie, nigdy. Kiedy czytasz księgę Dziejów Apostolskich, widzisz, że występują w niej normalni ludzie. Bóg czeka na takiego człowieka, który odda mu do dyspozycji samego siebie. Jeżeli oddasz Bogu wszystko. Bóg odda wszystko tobie - to czym On jest. My bardzo strzeżemy naszego duchowego bankructwa, zbytnio podkreślamy suwerenność Boga, ale musimy zawrócić i spojrzeć na rzeczywistość czy wywieramy wpływ na społeczeństwo, w którym żyjemy. Znałem ludzi, którzy mieszkali w sąsiedztwie kościoła przez wiele lat i ani razu nie byli niepokojeni w swoim duchu o swój los, o swoją przyszłość. Po prostu nawet nie wiedzieli, w co wierzą.

Gdyby Jezus przyszedł teraz do tego ośrodka, tak jak to było w dzień Pięćdziesiątnicy, to całe miasto znalazłoby się tutaj, żeby zobaczyć, co się będzie dziać. Ujrzymy Jezusa na nowo. I to jest odpowiedź na wszystko! Niech On żyje! Musisz sobie uzmysłowić, że jako mąż Boży zostałeś powołany, by być w Nim i by On był w tobie, aby być z Nim jedno. Kiedy Mojżesz wątpił w to, czy ludzie mu uwierzą, że Bóg go posłał. Bóg kazał mu rzucić laskę na ziemię. I co się stało? Laska zamieniła się w węża, ale kiedy go podniósł, wąż znowu stal się laską. Zawsze wspominam tę laskę jako laskę Bożego cudu i laskę Mojżesza. Bóg i Mojżesz stali się jedno I dlatego on był w stanie wyprowadzić trzy miliony niewolników spod panowania najpotężniejszego imperatora na świecie. Jeżeli nie jesteśmy pewni, że jedyną naszą odpowiedzią na problemy jest modlitwa i oczekujemy z nadzieją, że Bóg sam coś zrobi, to musimy szukać właściwego rozwiązania w Bożym Słowie.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – o Bożym poszukiwaniu

piątek, 16 września 2011

w naszych zborach są całe sterty zeschłych kości

Mówiliśmy o tym, że Bóg potrzebuje kogoś, kto stanie w wyłomie i będzie zwiastował ewangelię. Ta ewangelia jest mocą Bożą ku zbawieniu, jest Bożym światłem, które działa wszędzie, nawet w najciemniejszym miejscu, jeśli tylko go użyjemy. Jeśli jesteśmy tym, kim powinniśmy być, to ludzie są zbawiani i ich życie się zmienia, gdyż światło, które w nas jest otwiera serca. Bóg potrzebuje takiego człowieka, który będzie stał za kazalnicą i głosił tę prawdę. Będziemy mówić o Bożym poszukiwaniu człowieka, który przemówiłby do martwych

„Spoczęła na mnie ręka Pana; i wyprowadził mnie w swoim duchu, i postawił mnie w środku doliny, która była pełna kości. I kazał mi przejść dokoła nich, a oto było ich bardzo dużo w tej dolinie i były zupełnie wyschłe. I rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy ożyją te kości? I odpowiedziałem: Wszechmocny Panie, Ty wiesz. I rzekł do mnie: Prorokuj nad tymi kośćmi i powiedz do nich: Kości wyschłe! Słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Wszechmocny Pan do tych kości: Oto Ja wprowadzę do was ożywcze tchnienie i ożyjecie. I dam wam ścięgna, i sprawię, że obrośnięcie ciałem, i powlekę was skórą, i dam wam moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie, i poznacie, że Ja jestem Pan. Prorokowałem, więc, jak mi nakazano. A gdy prorokowałem, rozległ się głos, a oto powstał szum; i zbliżyły się kości, jedna kość do drugiej. I spojrzałem: a oto pojawiły się na nich ścięgna i porosło ciało; i skóra powlokła je po wierzchu, ale ożywczego tchnienia w nich nie było. I rzekł do mnie: Prorokuj do ożywczego tchnienia, synu człowieczy, i powiedz ożywczemu tchnieniu: Tak mówi Wszechmocny Pan: Przyjdź, ożywcze tchnienie, z czterech stron i tchnij na tych zabitych, a ożyją. I prorokowałem, jak mi nakazano. Wtem wstąpiło w nich ożywcze tchnienie i ożyli, i stanęli na nogach -  rzesza bardzo wielka”. 37. rozdział Ezechiela l-10a.

Czy historia kiedykolwiek przekazała nam bardziej bezsensowny obraz niż to, o czym tutaj czytaliśmy? Widzimy człowieka, który dostał polecenie, by mówić do góry wyschłych kości. Jest to ucieleśniona bezradność. Prorocy zawsze mieli do czynienia z rzeczami niemożliwymi. Słowo prorok używane jest tutaj w ogólnym znaczeniu - w znaczeniu zwiastowania, przekazywania prawdy, a nie przepowiadania przyszłości. Ezechiel widział swój naród pełen ran powstałych w skutek choroby, która poczyniła tragiczne postępy i zamieniała go w kupę zeschłych kości, a nad całą tą sytuacją widzimy niemożliwość. Kiedy spoglądamy na dzisiejszy kościół na całym świecie, mamy świadomość beznadziejności. Wydaje się, że wszystko już zaszło za daleko. Dlatego Bóg pozwolił, by ta historia została zapisana w Biblii.

Oczywiste jest, iż nie potrzeba żadnej wiary, aby wykonać to, co jest możliwe. Wiarą nazywamy to, co jest potrzebne wtedy, gdy stoimy przed niemożliwością. Bóg stale poszukuje Bożych mężów, by robili to, czego nie można zrobić, a nie to, co jest wykonalne. Dlatego Bóg powołuje takich ludzi i ich oddziela. Nie powoła jakiegoś sławnego biznesmena. Ludzie tacy muszą być rzecznikami Wszechmogącego. [a nie siebie] Jest to Boży sposób na udowodnienie światu, że to nie jest żadna sztuczka, ale po prostu Boży mężowie łączą swoją niemoc z Bożą Wszechmocą, a kiedy to się dzieje, usunięte z nich zostaje słowo „niemożliwe”. Chcę wam powiedzieć, że kiedy wy i ja, jako mężowie Boży, będziemy tym, czym Bóg chce nas mieć, to przez nas Bóg rozwiąże każdy problem na tej planecie. Ci, którzy mają być zbawieni, będą zbawieni, chorzy zostaną uzdrowieni. Będziemy robić to, czego bez Boga zrobić nie można.

Mąż Boży musi dzisiaj, tak jak Ezechiel, stawiać czoła niemożliwości. W naszych zborach są całe sterty zeschłych kości i Bóg zadaje tobie i mnie pytanie: „Czy te kości mogą ożyć?”. Staramy się na nie odpowiedzieć przy pomocy naszych programów, przy pomocy naszych teologicznych rozwiązań. Odsyłamy ludzi do domów z przekonaniem, że jesteśmy bardzo sprytni, ale w większości przypadków pozostawiamy ich w duchowej ciemności. Jest tylko jedna odpowiedź na powyższe pytanie. Mąż Boży musi dojść do takiego miejsca, w jakim był Ezechiel i odpowiedzieć tak, jak on odpowiedział: „Ty Boże wiesz”. Musimy uświadomić sobie, że tylko wtedy, gdy będziemy złączeni z Bogiem, tylko wtedy, gdy pozwolimy, by Jego Syn w nas żył, suche kości XXI wieku ożyją przez nas. Jedyną naszą nadzieją jest to, by ożywić Jezusa Chrystusa [w nas i w kościele], dlatego się narodziliśmy. Czy nie wiecie, że ciało nasze jest świątynią Ducha Świętego? Bóg mieszka w nas. Czym  była świątynia w starym Testamencie? Czym była świątynia Salomona? Czym był Jezus jako człowiek? Tym samym musi być Kościół. Jesteśmy miejscem najświętszym, tym miejscem, w którym mieszka Bóg! Jeżeli ma się objawić Jego moc, to musi się to stać przez kościół. Prorok Ezechiel stanął przed niemożliwością, przed górą suchych kości. Musiał powiedzieć: „usuń się”. I powiedział. Tak też się stało. On wypowiedział to, co po ludzku jest niemożliwe i to niemożliwe wypełniło się. Nie usprawiedliwiał się, nie powiedział „no, spróbuję”. On po prostu przemówił do kości, które nie miały uszu, a te ożyły. Wy i ja jesteśmy powołani do takich samych dzieł. Nie mamy być sprytnymi opowiadaczami historii. Mamy być Słowem Bożym, które przemawia w sprawach niemożliwych. Tam było przekleństwo. Tam była śmierć. Czy Ezechiel miał lekarstwo? Czy mąż Boży może wprowadzić życie w to, co zmarło? Jest to pytanie, które rozlega się w całym kościele, na całym świecie, w kościele zaatakowanym odstępstwem, w kościele, który umiera z powodu fałszywych nauk i doktryn, Bóg szuka Ezechiela, który by przemówił w tej sytuacji. To nie jest kwestia dysputy czy doktryny. To sprawa życia lub śmierci. Tak musi być, jeżeli chodzi o ciebie i o mnie, którzy zostaliśmy powołani do Jego służby w tych dniach. Ten świat nie oczekuje na nową definicję ewangelii, ale oczekuje na nową demonstrację Jego mocy [i Jego obecności] . W czasach politycznej bezradności, ogólnego bezprawia i duchowej beznadziei wierzę, że Bóg zadaje pytanie: „Gdzie są ci mężowie wiary?”. On nie szuka polityków, ale szuka mężów wiary, ludzi, którzy wierzą w to, co czytają i mają odwagę, aby to powiedzieć. Niepotrzebna jest wiara, żeby przekląć ciemność i udowodnić, że jest ciemność. Mamy aż nadto doktryn. Spójrzmy wokół nas. Chory świat ginie z głodu! W tej poważnej godzinie zagrożenia dla tego świata kościół śpi i świat śpi  w ciemności. Kościół XXI wieku stał się kościołem bezsilnym, a cały czas błogosławiony Duch Święty szuka takich ludzi, którzy odrzucą swoja naukę, wypuszczą ze swego własnego ego powietrze i wyznają, że są ślepi. Bóg szuka takich mężów, którzy za cenę złamania i płaczu będą starać się o to, żeby ołtarz - kazalnica były namaszczone Duchem Świętym. Może to przyjść do nas tylko wtedy, kiedy przed Bogiem uznamy swoje duchowe bankructwo. Wtedy Bóg będzie mógł nas na nowo namaścić. Jeżeli uważasz, że sam masz odpowiedź, to nie otrzymasz żadnej odpowiedzi od Boga.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – o Bożym poszukiwaniu