Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
kontynuacja 4 rozdziału tej książki
W tym rozdziale bliżej przyjrzymy się naczyniu, które Bóg użyje, by odnowić
swój pierwotny cel. W każdej sytuacji, w której Boży ludzie, czy to Starego,
czy Nowego Testamentu, odsuwali Boże zamiary, Bóg musiał zareagować i
odnowić to, co zostało stracone. By odnowić duchowe fundamenty potrzebna jest
nowa misa, naczynie ukształtowane zgodnie z Bożą myślą. Musi to być naczynie
utworzone według nakazu i wymagań Ducha Świętego. Nie mam na myśli żadnego
ekskluzywnego grona lub jakiejś duchowo wyższej klasy. Jeśli spojrzymy wstecz
na historię wszelkiej duchowej odnowy, odkryjemy fakt, że naczynie używane do
tego celu zawsze było w jakiś sposób powiązane z innymi, nie było odizolowane
od reszty. Naczynie samo w sobie mogło być względnie nieduże, ale z pewnością
było reprezentatywne i powiązanie z wybraną grupą. Jeśli poszerzymy je chcąc
dodać coś od siebie, zniszczymy jego użyteczność.
Kolejną ważną rzeczą jest zrozumienie duchowego znaczenia stojącego za powołaniem takiego naczynia, czy służby. Jest ono dwuwymiarowe. Po pierwsze Bóg może mieć na ziemi takie naczynie, które jest najbliższe Jego sposobowi myślenia, tzn. takie, które stoi w opozycji względem dominujących norm religijnych. Więcej, Bóg chce mieć takie naczynie, które duchowo przełamuje bariery i czyni to dla innych. Sprawy zawsze się tak miały w czasie wojny. Specjalnie wyszkolone i zdyscyplinowane oddziały przełamywały umocnienie wroga i czynili to dla innych. Po drugie takie naczynie daje Bogu punkt odniesienia, względem którego działa. W związku z tym, że to Bóg jest sprawcą pojawienia się potrzeby w swoich ludziach, budzi ich, by dostrzegli pustkę w swych wnętrzach. On także ma to naczynie, które stanie się Jego odpowiedzią na zaspokojenie tej potrzeby. Bóg kieruje pragnące serca do tych, którzy Go znają. Tę zasadę obserwujemy w Bożym Słowie. Korneliusz został przyprowadzony do Piotra ( Dz.Ap. 10 ), Apollos do Akwilli i Pryscylli ( Dz.Ap. 18 ). Istnieje coś takiego jak wybranie do szczególnego rodzaju służby. Kiedy Jezus angażował Piotra, Jakuba i Jana w bardziej duchowe działanie objawiając im swoje życie, nie można obwiniać go o dokonywanie podziału w swoim Ciele. On nie czynił z nich szczególnie uprzywilejowanej i oddzielonej grupy. Wkrótce miało pojawić się wiele potrzeb, a to był Boży sposób przygotowania się na zaspokojenie tych potrzeb. Ludzie nigdy nie docenią szczególnych środków, które stosuje Bóg, do momentu, kiedy nie pojawi się świadoma potrzeba. To ona będzie uzasadnieniem dla tych zastosowanych przez Boga środków. Bóg zawsze miał przygotowaną ucieczkę zanim wybuchł pożar, łódkę zanim przyszła powódź, spiżarnię zanim przyszedł głód, krzyż zanim przyszło przekleństwo i naczynie zanim nastąpi odnowa.
Pytanie, które sobie dzisiaj stawiamy brzmi: Czy my, w dwudziestym pierwszym wieku, możemy powtórzyć sukces pierwszego Kościoła ? Odpowiedź brzmi twierdząco, więcej nawet, nie tylko możemy, bowiem znajdzie się naczynie, które sprosta Bożym zamiarom. Słowo Boże mówi: "To, co było, znowu będzie, a co się stało, znowu się stanie: nie ma nic nowego pod słońcem."
(Kaz. Sal. 1,9). Pod koniec wieków przyjdzie przebudzenie, które dorówna temu z Dziejów Apostolskich. By jednak to się mogło stać, musi znaleźć się naczynie, które przyniesie nowy początek.
1 Sam. 1,15-20: "Anna zaś odpowiedziała, mówiąc: Nie, mój Panie ! Lecz jestem kobietą przygnębioną. Ani wina, ani innego trunku nie piłam, ale wylałam swoją duszę przed PANEM. Nie uważaj swojej służebnicy za kobietę przewrotną, gdyż z głębi swej troski i zmartwienia dotychczas mówiłam. Wtedy odpowiedział Heli, mówiąc: Idź w pokoju, a Bóg Izraela da ci to, o co go prosiłaś. Ona zaś rzekła: Oby twoja służebnica znalazła łaskę w twoich oczach. I odeszła ta kobieta swoją drogą, i spożyła posiłek, i nie wyglądała już na przygnębioną. Następnego dnia wcześnie rano pokłoniła się PANU i wrócili do swego domu w Ramie; a gdy Elkana złączył się z Anną, żoną swoją, PAN wspomniał na nią. Po upływie pewnego czasu Anna poczęła i porodziła syna, i dała mu na imię Samuel, gdyż - jak mówiła: Od PANA go wyprosiłam."
W 1 Sam. 3,1-4 czytamy: "A pacholę Samuel służyło PANU przed Helim. Słowo PAŃSKIE było w tych czasach rzadkością, a widzenia nie były rozpowszechnione. Pewnego dnia, gdy Heli leżał na swoim miejscu, oczy jego zaś zaczęły słabnąć, i nie mógł widzieć, Lecz lampa Boża jeszcze nie zgasła, Samuel spał w przybytku PANA tam, gdzie była Skrzynia Boża. I zawołał PAN : Samuelu! A on rzekł : Oto jestem!"
Możemy zauważyć wiele uderzających podobieństw między duchowym klimatem czasów Samuela i naszych. Były to czasy, w których ani Boży ludzie, ani Boże dzieła nie były takimi jakich pragnął sam Bóg. Wszystko było tylko tolerowane przez boską zwierzchność. Była władza, było Boże błogosławieństwo na tyle na ile to możliwe, ale to wszystko nie było pierwszym Bożym zamysłem. Weźmy na przykład Saula, jest to oczywiste, że Saul nie był pierwszym Bożym zamysłem. Saul nie był wybranym naczyniem Boga. Bóg uczynił to, co było możliwe w tej sytuacji, ale to nie był Jego zamysł.
Nie trzeba być szczególnie duchowo oświeconym, by zauważyć te paralele między czasami Samuela a naszymi. Ciągle możemy dostrzec Boga w tym, co się dzieje na ziemi, Bóg działa na tyle na ile może, lecz jest ograniczony, ponieważ to co się dzieje, to zazwyczaj rzeczy drugoplanowe. Bóg ma swój zamiar, ale Jego ludzie nie realizują go. Jeśli dzisiaj, choćby w najmniejszym stopniu, jesteśmy zainteresowani obecną sytuacją dotyczącą efektywności, braku owoców, wytrwałości, czystości i mocy tego, co z powodu Boga dzieje się na ziemi, to musimy spojrzeć na to z perspektywy drugiego planu. Wiele z dzisiejszego chrześcijaństwa nie jest Bożym zamiarem, tym, co Bóg chciałby błogosławić i używać, lecz są to raczej ograniczenia, które nie były Jego pierwotnym zamierzeniem. Wiele z działań Kościoła nie wypływa z samego nieba, ale jest owocem zielonoświątkowej tradycji i może kiedyś było Bożym zamiarem.
Samuel pojawił się w momencie podobnym do tego, w którym sami się znajdujemy. Musiał on stawić czoła zadaniu, by z jednej strony sprzeciwić się rzeczom drugoplanowym, a z drugiej strony stanąć za tym, co najważniejsze. Samuel nie akceptował w pełni Saula. Był skłonny odrzucić samą myśl, by Izrael miał króla. Sam Bóg musiał mu wyjaśnić, że to nie nim wzgardzili, lecz samym Bogiem. Samuel cały czas pamiętał tę tajemnicę. On wiedział jak to wszystko będzie funkcjonowało i nie akceptował tego. Zadaniem Samuela było przygotowanie sytuacji i ludzi na przyjęcie w pełni pełnego Bożego planu. Czy możemy przyjąć to jako Boży cel dla naszego życia w tym miejscu historii, w którym się znajdujemy?
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz