Kontynuujemy publikację mysli pastora Berta z książki "Odnowienie przesłania Pięćdziesiątnicy" Dzisiejsze rozważania pochodzą z dwunastego rozdziału tej książki pt "Życie"
„W nim było
życie, a życie było światłością ludzi.”; „Odpowiadając Jezus, rzekł mu:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może
ujrzeć Królestwa Bożego.” Ewangelia Jana 1,4; 3,3; „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię
od zakonu grzechu i śmierci.” List do Rzymian 8,2
„Musicie się na nowo narodzić”. Służba Kościoła jest służbą życia. Nie ma
znaczenia, jak bardzo jest ortodoksyjna, ale jeśli nie jest służbą życia, to
jest tylko stratą czasu. Rodzaj ludzki jest martwy w przewinieniach i
grzechu. W jednym człowieku, Adamie, wszystko umarło. W Kadesz-Barnea Bóg
powiedział Mojżeszowi: „Zejdź mi z drogi. Zabiję cały ten naród i wzbudzę
ludzi, którzy pójdą za mną”. Mojżesz zaczął się za nimi wstawiać i Bóg ich oszczędził.
Ale Bóg i tak tego dokonał na Kalwarii. Kiedy Jezus umarł, wszyscy umarli: w
Jego zmartwychwstaniu wszyscy mogli być wzbudzeni.
Służba Kościoła jest służbą życia
- służbą wzbudzania ludzi z martwych. W Ewangelii Jana 1,4 czytamy: „W Nim było
życie, a życie było światłością ludzi”. To jest ewangelia, to jest przesłanie
Pięćdziesiątnicy. To nie przypadek, że pierwszym cudem po zesłaniu Ducha
Świętego (kiedy to narodził się Kościół) było uzdrowienie chromego przy bramie świątyni.
W Kościele jest wielu chromych, którzy
potrzebują stanąć na nogi. Musimy im usłużyć życiem. Kiedy Kościół będzie
chodzić w Duchu, oddychając Bożym powietrzem i pozwalając, by woda wypływała z
niego, wtedy będziemy widzieć zmianę. Nigdy nie będzie przebudzenia poza
Kościołem Jezusa Chrystusa, który jest dla Niego środkiem wyrazu.
Bóg żyje w ludziach. Nie mówimy
tutaj o jakiejś religijnej organizacji. Mówimy o Bożej rodzinie składającej się
z tych, którzy narodzili się na nowo, którzy poprzez potężną Bożą moc zostali
uczynieni duchowymi istotami. Każde przebudzenie w historii przychodziło
poprzez Kościół. Wszelkie życie Boże istniejące na tej ziemi jest w sercu
wierzącego. Bóg nie mieszka w budynkach kościelnych ani w organizacjach, Bóg
mieszka w ludziach! I zadaniem Kościoła (Jego ciała, napełnionych Duchem
wierzących) jest usługiwać życiem. Nie możesz rozmawiać z martwym człowiekiem.
Obserwowałem
chromego człowieka żebrzącego u bramy kościoła. Obserwowałem również Kościół i
jego dobroczynne akcje, sprzedaż słodyczy oraz konkursy szkółki niedzielnej,
wszystko to by ubłagać, by ktoś pozwolił Kościołowi w ogóle żyć. Niczego nie
jesteśmy winni temu światu oprócz ewangelii. Nie musimy błagać ich, aby
pozwolili nam tu zostać. „Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia” (Ps. 24,1).
Nie jesteśmy dzikimi lokatorami - to diabeł nim jest. To on musi
usunąć się z drogi. Jesteśmy tutaj pomimo diabla i wszystkich sił piekła. Obserwowałem
chromego człowieka siedzącego u bramy kościoła z małym pojemnikiem w ręku.
Przez czterdzieści lat jego jedynym zajęciem było żebranie, by pozwolono mu tam
zostać. Nigdy nie stał na nogach. Ale dwaj Boży mężowie przechodzili obok i
usłużyli mu życiem. Wtedy wstał biegając i krzycząc, nikogo o nic nie prosząc.
Zamiast tego ogłaszał światu, że Bóg przywrócił go do życia.
W Starym Testamencie człowiek,
który w jakikolwiek sposób był zdeformowany, nie mógł wejść na teren świątyni.
Kiedy jednak życie dotknęło tego człowieka pierwszym miejscem, do którego się
udał, była świątynia Boża. Został ożywiony przez Boga. O to właśnie chodzi w dzisiejszym Kościele. Z jego wnętrza powinny
wypływać „rzeki wody żywej”. Próbowałem kształtować, urabiać charakter ludzi,
ale nauczyłem się czegoś - niczego nie zrobisz z martwym człowiekiem, bo nie
słyszy on niczego, co mówisz.
Głosiłem kiedyś na pogrzebie
człowieka, który był alkoholikiem i zastrzelił się. Spojrzałem na niego gdy
leżał w trumnie; był w kościele raz czy dwa i znałem go przez jakiś czas.
Chciałem krzyczeć do niego: „Czy nie wiedziałeś, że alkohol cię zabije?”. Ale
nie było sensu krzyczeć do nieżyjącego człowieka. Gdybym potrafił go wzbudzić z
martwych i posadzić na brzegu trumny, mógłbym z nim porozmawiać. Kiedy już
wzbudzisz kogoś z martwych, będziesz mógł z nim porozmawiać. Biblia mówi o
proroku, dla którego pewna rodzina przygotowała w swoim domu pokój. Pewnego
dnia spytał kobietę, czy jest coś, co może dla nich zrobić: „Byliście względem
mnie tacy uprzejmi. Mógłbym w waszym imieniu porozmawiać z królem”. Ona jednak
podziękowała mówiąc, że nie wiedziałaby, jak się zachowywać w domu króla i że
wolałaby raczej mieszkać pośród swojego ludu. Wtedy prorok zauważył, że w jej
rodzinie nie było dzieci, więc spytał: „A co, gdybym poprosił Pana, aby dał ci
dziecko?”.
„Nie okłamuj mnie” -
odpowiedziała, gdyż jedyne czego pragnęła ponad wszystko, to mieć dziecko. W
Izraelu bezpłodność była dla kobiety hańbą. Prorok wypowiedział słowo wiary i
rok później urodził się chłopczyk. Kiedy miał około ośmiu lat, dostał udaru
słonecznego i umarł. Jego mama zaniosła go do pokoju proroka i położyła na jego
łożu. Następnie osiodłała oślicę i pojechała szukać męża Bożego. Gdy ten
zobaczył ją z daleka, polecił swemu słudze, by wybiegł jej naprzeciw i
dowiedział się, jaki ma problem. Ona jednak pominęła sługę i przyszła prosto do
męża Bożego, rzuciła się do jego nóg i powiedziała: „Czy ja prosiłam mojego
pana o syna?”. Prorok zrozumiał, że jej syn nie żyje, więc poinstruował swego
sługę, by wziął jego laskę i położył ją na chłopcu; i sługa usłuchał go.
Kobieta jednak nie chciała zostawić proroka: „Jako żyje Pan i jako żyjesz ty,
że nie odstąpię od ciebie” (2 Król. 4,30). To ty prorokowałeś, to ty
przyniosłeś życie mojemu ciału i sprawiłeś, że mogłam mieć dziecko.
Po drodze spotkali sługę, który
wracając powiedział: „Chłopiec się nie obudził” (werset 31). Po przybyciu na
miejsce prorok położył się na chłopcu i jego ciało się rozgrzało (werset 34).
Potem chodził po pokoju chwaląc Boga, a następnie wrócił i ponownie położył się
na chłopcu (werset 35). Nie próbował do niego mówić o głupocie, jaką było
wyjście na słońce bez kapelusza. Nie było potrzeby mówienia do martwej osoby.
Nie powiedział do niego nic, dopóki nie przywrócił mu życia. Mąż Boży ponownie
położył się na chłopcu, a wtedy on kichnął i życie wstąpiło w niego (werset
35). Kościół, jeśli ma być wyrazem
życia, musi zostać wzbudzony z martwych, gdyż nie może dawać tego, czego sam
nie ma. Człowieka, który żyje w harmonii z Bogiem nie można obrazić. Można
rozmawiać tylko z ludźmi, którzy żyją. Kościół musi usługiwać tym życiem.
„W Nim było życie, a życie było światłością ludzi”. Przez długi czas chodziłem
w kółko w moim fizycznym ciele. Przez 27 lat chodziłem naokoło oddychając Bożym
powietrzem, lecz byłem martwy, jeśli chodzi o Boga. Nie słyszałem niczego, co
głosili Boży ludzie. Musiałem zostać poruszony przez Ducha Świętego, zanim w
ogóle mogłem sobie uświadomić, że byłem zgubiony.
„Odnowienie
przesłania Pięćdziesiątnicy” z rozdziału - Życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz