Są ludzie, którzy są zdeterminowani, żeby
swoim nauczaniem wywrzeć wrażenie na umysłach innych. Ciągle otrzymuje listy od
ludzi, którzy usiłują mnie ponownie ochrzcić. Widziałem takich, którzy czują, iż są powołani przez Boga. aby dzielić
jakiś mały „teologiczny włos” na czworo. Podczas gdy świat zmierza w kierunku
piekła, ludzie sprzeczają się, czy człowiek jest uświęcony dzisiaj czy jutro.
Kościół musi zostać wskrzeszony. Zycie zaczyna się od Chrystusa. Biblia
mówi: „my, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana” (lTes. 4,15).
Jeśli jesteśmy żywi dla Boga, jesteśmy bliżej Nieba niż ziemi, mamy więc
usługiwać życiem. Ludzie są martwi w przewinieniach i grzechu i muszą zostać
przywróceni do życia. Życiem jest Jezus Chrystus. On nie jest ideą łączącą
ludzi, nie jest psychologicznym „czymś”, co ludzi pociąga, ale jest osobą,
którą ludzie muszą znać, aby żyć.
Ponieważ jestem narodzony na nowo, Jezus
jest we mnie. On żyje i chodzi we mnie. A to, czym mam usługiwać innym, to Jego
życie. „Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki
wody żywej” (J.738). W siódmym rozdziale Jana czytamy, że Żydzi obchodzili
święto namiotów. Mieli świecznik, który reprezentował światło i wodę, która
reprezentowała życie. Dzień ósmy był dniem bez wody i kiedy Żydzi wyszli, Jezus
stanął koło ołtarza i powiedział: „Ja jestem wszystkim, co reprezentuje
świecznik, i jestem wszystkim, co reprezentuje woda. Ja jestem życiem i Ja
jestem światłem. We Mnie jest życie, a życie to jest światłością ludzi”. On
przyszedł na ziemię i ludzie zobaczyli w Nim Boga. Jan powiedział: „Dotykaliśmy
go, czuliśmy go”. Przedtem nikt nie mógł zobaczyć Boga i pozostać przy życiu.
Jezus stał się pryzmatem, który ukazał bezgraniczną świętość Boga, tak że ludzie
mogli zobaczyć wszechmocnego i pozostać przy życiu. „A z Jego pełni myśmy wszyscy wzięli” (J. 1,16). Możemy prawdziwie
widzieć Boga. Przebudzenie nigdy nie przyjdzie, dopóki ludzie nie zobaczą Boga
takim, jakim naprawdę jest. Aby Go widzieć, Kościół musi oddać mu naczynie,
przez które będzie On przepływał.
Diabeł nie może zabić Kościoła. Job był
doskonały w tamtych czasach. Był Bożym człowiekiem i Bóg w nim mieszkał.
Każdego ranka składał Bogu swoją ofiarę. Pewnego dnia, kiedy się obudził
okazało się, że jego wielbłądy zniknęły; następnego dnia skradziono mu kozy, a
jeszcze następnego dnia zginęły jego dzieci. Oto nagle jeden z najbogatszych
ludzi Wschodu stał się człowiekiem zubożałym. Stracił wszystko, nawet zdrowie.
Skończył na swoim podwórzu, pokryty wrzodami od czubka głowy do stóp, skrobiąc
się ułamanym kawałkiem garnka. Bóg dopuścił do tego. Zapytał diabła: „Czy zwróciłeś uwagę na mojego
sługę, Joba?”. Diabeł odrzekł: „Czy Ty nie otoczyłeś go zewsząd opieką...?”.
Wtedy Bóg odpowiedział diabłu: „Zabiorę to. Możesz dotknąć wszystkiego, oprócz
jego życia”. Diabeł odebrał mu wtedy bogactwo, i Job powiedział: „Pan dał, Pan
wziął. Niech będzie błogosławione imię Pańskie”. Nie ma diabła, który może
zabić Kościół. Jedynym sposobem, w jaki Kościół może się z tego wszystkiego
wycofać, jest popełnić samobójstwo. Jeśli angażujesz się w rzeczy, w których
Boga nie ma, to już jesteś na tej drodze.
Bóg powiedział diabłu o Jobie: „Możesz
zrobić z nim wszystko, ale go nie zabijaj”. Nawet kiedy Job siedział w podwórzu
dotknięty wrzodami, diabeł bał się go tak samo, jak wówczas, gdy jeszcze był
bogaty. Twój intelekt czy twoje pieniądze nie są w stanie przestraszyć diabła.
Nie obawia się on też rozmiaru czy piękna twojego kościoła. Diabeł boi się
tylko życia. Najmniejsze przejawy życia powodują w nim strach. Siedząc tak i
zdrapując z siebie wrzody, Job wciąż miał w sobie tyle samo Boga co wtedy, gdy
był człowiekiem zamożnym. Diabeł miał tylko jedną nadzieję - zabić Joba. Ale Bóg
mu na to nie pozwolił. Dlatego też poszedł do żony Joba i zapytał: „Dlaczego
nie poprosisz swego męża, by popełnił samobójstwo?”. Powiedziała więc do męża:
„Dlaczego nie miałbyś przekląć Boga i nie umrzeć?”. Ale Job upomniał ją za jej
głupotę. Boże życie ciągle było w nim, dlatego diabeł wciąż miał problem. Tak
długo, jak będziemy podtrzymywać w sobie Boże życie, nie będzie dla nas, dla
Kościoła Jezusa Chrystusa, nic niemożliwego.
Znaki i cuda. W Nowym Testamencie mowa
jest o znakach i cudach. Jezus dokonywał nie tylko cudów, ale i znaków.
Pierwszym dokonanym przez Jezusa znakiem była zamiana wody w wino. Wino zawsze
reprezentowało życie. W tym cudzie (znaku) Jezus demonstruje wyższość nowego
życia w Chrystusie nad starym, cielesnym, egoistycznym życiem. Ja sam żyłem dla
diabła przez 27 lat i częściej byłem „w dołku”, niż „w górze”. Ale od kiedy
znalazłem to nowe wino, wspinam się na szczyt swoich kłopotów i odchodzę ze
zwycięstwem. Zaraz po swoim zmartwychwstaniu Jezus szedł z dwoma uczniami drogą
do Emaus. W swoich sercach uczniowie byli zniechęceni. Wszystko było dla nich
stracone. Stare, egoistyczne życie złamało się na skutek przeciążenia. Ale
przypatrzcie im się w dniu Pięćdziesiątnicy: pili nowe wino Bożego, wiecznego
życia. Zniechęcenie odeszło i zaczęli górować nad diabłem.
Życie wieczne nie jest ograniczone przez
odległość. Znak, który przez to nowe życie jest dany Kościołowi nie zna
odległości. Możemy modlić się w naszych
domach i mieć wpływ na cały świat. To życie dociera do celu ponad murami. Ono
dotrze do Nieba i z powrotem. To jest znak tego życia. Kiedyś zadzwonił do
mnie pewien człowiek z Luizjany, oddalonej o kilometrów. I histerycznie
płacząc, mówił: „Proszę, módl się o moją żonę. Przeżywa załamanie nerwowe,
zawinąłem ją w prześcieradło i czekamy na przyjazd karetki”. Zgromiłem wtedy
diabła przez telefon i natychmiast zostawił tę kobietę. Nie jesteśmy
ograniczeni odległością. Jesteśmy przycumowani do tronu Boga. Ktoś napisał taką
piosenkę: „Panie, nie chcę cię niepokoić”. To jest niemożliwe! Nie ma takiej
możliwości, byśmy niepokoili Boga! Jego zaopatrzenie jest nieograniczone. Każdy
z nas może w tym samym czasie ciągnąć linę, gdyż dla każdego wystarczy.
W Ewangelii Jana 6 czytamy, że kiedy
Jezus nakarmił tłumy, postąpił z tymi kaznodziejami tak, jak oni chcieli, by
postąpił z tłumami: odesłał ich. Wsiedli więc do swej małej łódki, wiosłowali
całą noc i nigdzie nie dopłynęli. Widzimy tu obraz Kościoła, ze wszystkimi jego
sporami i zabawami. Nie zmienił się za bardzo od czasu, kiedy powstał. Może
nauczył się organizować najlepsze akcje dobroczynne w mieście, ale nie jest
bliżej nieba niż wtedy, gdy powstawał. Ci pierwsi uczniowie wiosłowali całą
noc, bawili się w religię, mieli swój mały zestaw „zrób to sam”, ale w końcu zrezygnowali, rzucili wiosła i
postanowili umrzeć. W tym czasie pojawił się Jezus, chodząc po wodzie. Idąc do
nich, mówił: „Spójrzcie tylko i wierzcie. Wszystko, co jest ponad waszymi głowami,
jest pod Moimi stopami.”.
„Odnowienie
przesłania Pięćdziesiątnicy” z rozdziału - Życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz