Bert Clendennen

Bert Clendennen

sobota, 24 listopada 2012

Nowa misa cz. 2

Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik

Teraz przejdziemy do bardziej konkretnego rozważania natury i funkcji tego specyficznego naczynia Bożego. Wspólne znaczenie soli łączy fragmenty ze Starego i Nowego Testamentu. W całej Biblii sól symbolizuje odnowę, ochronę i stałość. W pierwszym fragmencie czytamy o wodzie z Jerycha, której brakowało czegoś, co powodowało jałowość ziemi i brak owoców na drzewach. Były drzewa, woda, pola i pracownicy, było wiele wysiłku, dobre intencje ale wszystko spełzło na niczym, po prostu mały brak powodował, że wszystko było daremne.

Wiemy oczywiście, że to sól jest nieodzownym i najważniejszym elementem, jednak chcemy skupić naszą uwagę na naczyniu. W tym fragmencie najpierw zauważamy, że Elizeusz poprosił o nową misę, małe naczynie lub garnek i pojawia się w związku z tym pytanie: Dlaczego nowa misa ? Dlaczego w ogóle misa ? Czy nie wystarczyłaby garść soli ? Przesłanie dotyczące „nowej misy” jest następujące – zanim rozpocznie się duchowa odnowa trzeba najpierw przygotować specjalne naczynie. Zawsze pozostawała resztka Izraela, która tak jak Samuel widziała, że zły król zasiada na tronie i rządzi cielesność. Ta właśnie resztka nie dawała się nabrać na blask i widowiskowość religii. Oni patrzyli i widzieli więcej niż tylko zewnętrzność, byli w stanie dostrzec, że Boża uwaga jest skupiona na znalezieniu naczynia, poprzez które Bóg wyleje samego Siebie. Nowa misa to narzędzie dostosowane do Bożego sposobu myślenia, to narzędzie sporządzone zgodnie z wymaganiami Ducha Świętego.

Jaka jest natura pracy, która musi być wykonana i jaki jest stan rzeczy, z którym trzeba się zmierzyć? Nie istnieje, bądź został utracony istotny element, wszystko inne już jest ale brakuje tego szczególnego elementu, bez którego nie może dojść do żniwa. Taki był właśnie stan rzeczy w czasach Elizeusza. Współczesnym duchowym odpowiednikiem takiego stanu jest inny stan, w którym wszystko zdegenerowało się do nieokreśloności, niejasności i niepewności względem prawdziwego znaczenia życia i duchowego celu. Przeciętny chrześcijanin nie wie po co Kościół istnieje i nie wie dokąd on sam zmierza. Może mówić, że idzie do nieba, ale nie ma pojęcia po co się na nowo narodził i dlaczego Bóg nakazuje mu być wypełnionym Duchem Świętym. To co kiedyś było nazywane absolutami, dzisiaj jest bliżej nieokreślone i niepewne. Dzisiaj tak wiele rzeczy straciło swe dawne znaczenie. Modlitwa, chodzenie z Bogiem, świętość, uświęcenie to mgliste pojęcia, które rzadko się definiuje we współczesnym Kościele. Taka jest właśnie natura pracy, która musi być wykonana. Dla tego właśnie celu trzeba wykuć w ogniu nowe naczynie ponieważ nie wlewa się młodego wina do starych butelek, jeśli chcemy uniknąć zanieczyszczenia.

Jeśli spojrzymy na Dzieje Apostolskie i Listy jako wzorzec objawiający prawdę, Boże zamierzenia, które stały się podstawą wszystkich wydarzeń z okresu Dziejów Apostolskich, musimy być pod wrażeniem obecności pewnego czynnika, który ożywiał wszystko. Możesz mieć świetną oprawę nabożeństwa, najlepszego kaznodzieję, znakomitego mówcę, lecz jeśli brakuje tego czynnika, który znajdujemy w Dziejach Apostolskich, ostateczny Boży cel pozostanie poza twoim zasięgiem. Co to właściwie było, co ożywiało wszystko ? To było zmartwychwstańcze życie. Ten brakujący element w dzisiejszej religii to życie, życie wieczne. Wszelkie życie pokazuje czym jest poprzez to w jaki sposób się manifestuje. Kiedy człowiek staje się chrześcijaninem, naturalnym procesem jest, że żywy Chrystus łączy się z jego duchem i wtedy i tylko wtedy rozpoczyna się rozwój. Boże życie przejmuje odnowionego ducha wraz ze wszystkimi otaczającymi go elementami i rozpoczyna kształtowanie zgodnie z prawem upodabniania się do danego rodzaju. Kształtowanie to przybiera specyficzną formę. Przez całe nasze życie ten wspaniały, mistyczny, chwalebny aczkolwiek dokładnie określony proces zachodzi do czasu gdy Chrystus zostanie już w nas uformowany. Taka jest natura i proces tego co nazywamy uświęceniem. Życie chrześcijańskie to nie jakiś niejasny wysiłek mający uczynić nas sprawiedliwymi. Prawa rządzące życiem naturalnym i duchowym są identyczne. W wypełnionych Duchem Świętym świętych widać święte Boże życie kontrastujące z życiem tego skrzywionego i perwersyjnego pokolenia.

W nim było życie, a życie było światłością ludzi” ( J 1,4 ) Ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światłość ponieważ ich uczynki są złe. Jezus powiedział, że jest światłością świata. Co Jego uczyniło światłem ? Źródłem Jego światła było Boże życie. Kiedy Jego czas odejścia nadszedł powiedział do Swojego Kościoła : „Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki. Duch prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami przyjdę do was.”  ( J 14,16-18 ). Ten, który był światłością świata, obiecał powrócić w osobie Ducha Świętego, by w nich żyć i na podstawie tej obietnicy Kościół miał stać się światłością świata. W dniu zesłania Ducha Świętego, kiedy obietnica się wypełniła, nikczemni ludzie wołali: „Co mamy czynić, aby by zbawionymi ?”Nie trzeba teologa do tego, by stwierdzić, że tym czego brakuje jest „światłość życia”. Bez tej światłości życia wszelkie religijne działania są bezsensowne. Nie ma w nich Boga. On nie jest Bogiem martwych, On jest Bogiem żywych.

Niby ciemność, mieszanina ciała i ducha jest bardziej niebezpieczna od zupełnej ciemności. Kiedy moja córeczka była mała, bała się ciemności, więc włączaliśmy jej na noc małą lampkę nocną w pokoju i w korytarzu, który prowadził do łazienki. Mała lampka w korytarzu była na samym końcu i dokładnie w połowie korytarza. Światła nie było wystarczająco dużo by oświetlić cały korytarz, ale kiedy się szło w kierunku światła wiedziało się, że wszystko będzie w porządku, chyba że któreś z dzieci zostawiło na ziemi łyżwę. Duchowo jest tak samo. W niby ciemności, mieszaninie ciała i ducha niewinni potykają się o fałszywych nauczycieli, upadłych diakonów i cudzołożnych kaznodziei. Potrzebą nowoczesnego Kościoła nie jest nowy program, już wystarczy naszego cudzołóstwa z Hagar, trzeba nam, by ktoś włączył światło!

Dla ogólnej duchowej odnowy, by można było włączyć ponownie światło, Pan potrzebuje naczynia uformowanego w ogniu, któremu udzieliłby szczególnego poznania Siebie samego. Takie naczynie będzie musiało stać na nieskażonym fundamencie życia w Bogu. Bez względu na to co inni by robili, ono nie może opierać się na ich prowadzeniu. Jego metody, środki i standardy to takie, w których niedojrzałe elementy zostały odrzucone. Tak więc naczynie będzie musiało ponieść znacznie wyższe koszty, będzie w nim mało miejsca dla dumy, jeśli tylko zostanie duchowo ukształtowane, a nie ledwie pojmie coś rozumem. Największą próbą wytrzymałości takiego naczynia, kształtowanego Bożym poznaniem poprzez cierpienie, to wiedzieć jak to wszystko utrzymać w relacjach ze innymi Bożymi ludźmi. Jakakolwiek interwencja ciała spowoduje wycofanie się z danej pozycji i patrzenie na ludzi, którzy mówią: „Musisz do nas dołączyć”.

Tym brakującym składnikiem jest życie. Mamy budynki, organizacje, edukację, muzykę, kaznodziei, lecz to wszystko do czego dochodzimy. Co tworzy atmosferę i daje Ducha Życia w Kościele dwudziestego pierwszego wieku? Jezus Chrystus osobiście! Jezus został uwielbiony i Duch Święty zstąpił jako Duch uwielbionego Jezusa, by uwielbić Go na ziemi poprzez Kościół. Jezus był żywy w Kościele pierwszego wieku i świat to wiedział. Oni nie musieli dawać reklamy na całą stronę w Dzienniku Jerozolimskim. Tam, w tym Kościele coś się działo co przyciągało uwagę świata. Hipokryci padają martwi przed ołtarzem, umarli są wzbudzani do życia, tysiące się nawracają a kaznodzieje to absolutni fanatycy. Są aresztowani i bici na ulicach a kiedy przywódcy religijni naradzają się co z nimi zrobić, oni w synagodze głoszą Chrystusa. To właśnie Życie naciskało i popychało ich. Kiedy Jezus był na ziemi mówił:” Muszę pójść do Samarii”, „Muszę pójść w pewne miejsce”. Co znaczy słowo „muszę” ? To było przynaglenie, które nie zrodziło się z człowieka, lecz z Życia, Bożego Życia. Dokładnie to samo Życie zaprowadziło Kościół pierwszego wieku na krańce świata. Jeremiasz, po tym jak został potraktowany gorzej niż zwierze powiedział :”...Nie wspomnę o nim i już nie przemówię w jego imieniu, to stało się to w moim sercu jak ogień płonący, zamknięty w moich kościach. Mozoliłem się, by go znieść, lecz nie zdołałem” ( Jer. 20,9 ) Religijny świat tego nie pojmie.

c.d.n w następną sobotę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz