Bert
Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
Teraz
przejdziemy do bardziej konkretnego rozważania natury i funkcji tego specyficznego
naczynia Bożego. Wspólne znaczenie soli łączy fragmenty ze Starego i Nowego
Testamentu. W całej Biblii sól symbolizuje odnowę, ochronę i stałość. W
pierwszym fragmencie czytamy o wodzie z Jerycha, której brakowało czegoś, co
powodowało jałowość ziemi i brak owoców na drzewach. Były drzewa, woda, pola i
pracownicy, było wiele wysiłku, dobre intencje ale wszystko spełzło na niczym,
po prostu mały brak powodował, że wszystko było daremne.
Wiemy
oczywiście, że to sól jest nieodzownym i najważniejszym elementem, jednak
chcemy skupić naszą uwagę na naczyniu. W tym fragmencie najpierw zauważamy, że
Elizeusz poprosił o nową misę, małe naczynie lub garnek i pojawia się w związku
z tym pytanie: Dlaczego nowa misa ? Dlaczego w ogóle misa ? Czy nie wystarczyłaby
garść soli ? Przesłanie dotyczące „nowej misy” jest następujące – zanim
rozpocznie się duchowa odnowa trzeba najpierw przygotować specjalne naczynie.
Zawsze pozostawała resztka Izraela, która tak jak Samuel widziała, że zły król
zasiada na tronie i rządzi cielesność. Ta właśnie resztka nie dawała się nabrać
na blask i widowiskowość religii. Oni patrzyli i widzieli więcej niż tylko
zewnętrzność, byli w stanie dostrzec, że Boża uwaga jest skupiona na
znalezieniu naczynia, poprzez które Bóg wyleje samego Siebie. Nowa misa to
narzędzie dostosowane do Bożego sposobu myślenia, to narzędzie sporządzone
zgodnie z wymaganiami Ducha Świętego.
Jaka jest natura
pracy, która musi być wykonana i jaki jest stan rzeczy, z którym trzeba się
zmierzyć? Nie istnieje, bądź został utracony istotny element, wszystko inne już
jest ale brakuje tego szczególnego elementu, bez którego nie może dojść do
żniwa. Taki był właśnie stan rzeczy w czasach Elizeusza. Współczesnym duchowym
odpowiednikiem takiego stanu jest inny stan, w którym wszystko zdegenerowało
się do nieokreśloności, niejasności i niepewności względem prawdziwego
znaczenia życia i duchowego celu. Przeciętny chrześcijanin nie wie po co
Kościół istnieje i nie wie dokąd on sam zmierza. Może mówić, że idzie do nieba,
ale nie ma pojęcia po co się na nowo narodził i dlaczego Bóg nakazuje mu być
wypełnionym Duchem Świętym. To co kiedyś było nazywane absolutami, dzisiaj jest
bliżej nieokreślone i niepewne. Dzisiaj tak wiele rzeczy straciło swe dawne
znaczenie. Modlitwa, chodzenie z Bogiem, świętość, uświęcenie to mgliste
pojęcia, które rzadko się definiuje we współczesnym Kościele. Taka jest właśnie
natura pracy, która musi być wykonana. Dla tego właśnie celu trzeba wykuć w
ogniu nowe naczynie ponieważ nie wlewa się młodego wina do starych butelek,
jeśli chcemy uniknąć zanieczyszczenia.
Jeśli spojrzymy
na Dzieje Apostolskie i Listy jako wzorzec objawiający prawdę, Boże
zamierzenia, które stały się podstawą wszystkich wydarzeń z okresu Dziejów
Apostolskich, musimy być pod wrażeniem obecności pewnego czynnika, który
ożywiał wszystko. Możesz mieć świetną oprawę nabożeństwa, najlepszego
kaznodzieję, znakomitego mówcę, lecz jeśli brakuje tego czynnika, który
znajdujemy w Dziejach Apostolskich, ostateczny Boży cel pozostanie poza twoim zasięgiem.
Co to właściwie było, co ożywiało wszystko ? To było zmartwychwstańcze życie.
Ten brakujący element w dzisiejszej religii to życie, życie wieczne. Wszelkie
życie pokazuje czym jest poprzez to w jaki sposób się manifestuje. Kiedy
człowiek staje się chrześcijaninem, naturalnym procesem jest, że żywy Chrystus
łączy się z jego duchem i wtedy i tylko wtedy rozpoczyna się rozwój. Boże życie
przejmuje odnowionego ducha wraz ze wszystkimi otaczającymi go elementami i
rozpoczyna kształtowanie zgodnie z prawem upodabniania się do danego rodzaju.
Kształtowanie to przybiera specyficzną formę. Przez całe nasze życie ten
wspaniały, mistyczny, chwalebny aczkolwiek dokładnie określony proces zachodzi
do czasu gdy Chrystus zostanie już w nas uformowany. Taka jest natura i proces
tego co nazywamy uświęceniem. Życie chrześcijańskie to nie jakiś niejasny
wysiłek mający uczynić nas sprawiedliwymi. Prawa rządzące życiem naturalnym i
duchowym są identyczne. W wypełnionych Duchem Świętym świętych widać święte
Boże życie kontrastujące z życiem tego skrzywionego i perwersyjnego pokolenia.
„W nim było
życie, a życie było światłością ludzi” ( J 1,4 ) Ludzie bardziej umiłowali
ciemność niż światłość ponieważ ich uczynki są złe. Jezus powiedział, że jest
światłością świata. Co Jego uczyniło światłem ? Źródłem Jego światła było Boże
życie. Kiedy Jego czas odejścia nadszedł powiedział do Swojego Kościoła : „Ja
prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki. Duch
prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go
znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami
przyjdę do was.” ( J 14,16-18 ).
Ten, który był światłością świata, obiecał powrócić w osobie Ducha Świętego, by
w nich żyć i na podstawie tej obietnicy Kościół miał stać się światłością
świata. W dniu zesłania Ducha Świętego, kiedy obietnica się wypełniła,
nikczemni ludzie wołali: „Co mamy czynić, aby by zbawionymi ?”Nie trzeba
teologa do tego, by stwierdzić, że tym czego brakuje jest „światłość życia”.
Bez tej światłości życia wszelkie religijne działania są bezsensowne. Nie ma w
nich Boga. On nie jest Bogiem martwych, On jest Bogiem żywych.
Niby ciemność,
mieszanina ciała i ducha jest bardziej niebezpieczna od zupełnej ciemności.
Kiedy moja córeczka była mała, bała się ciemności, więc włączaliśmy jej na noc
małą lampkę nocną w pokoju i w korytarzu, który prowadził do łazienki. Mała
lampka w korytarzu była na samym końcu i dokładnie w połowie korytarza. Światła
nie było wystarczająco dużo by oświetlić cały korytarz, ale kiedy się szło w
kierunku światła wiedziało się, że wszystko będzie w porządku, chyba że któreś
z dzieci zostawiło na ziemi łyżwę. Duchowo jest tak samo. W niby ciemności,
mieszaninie ciała i ducha niewinni potykają się o fałszywych nauczycieli,
upadłych diakonów i cudzołożnych kaznodziei. Potrzebą nowoczesnego Kościoła nie
jest nowy program, już wystarczy naszego cudzołóstwa z Hagar, trzeba nam, by
ktoś włączył światło!
Dla ogólnej
duchowej odnowy, by można było włączyć ponownie światło, Pan potrzebuje
naczynia uformowanego w ogniu, któremu udzieliłby szczególnego poznania Siebie
samego. Takie naczynie będzie musiało stać na nieskażonym fundamencie życia w
Bogu. Bez względu na to co inni by robili, ono nie może opierać się na ich
prowadzeniu. Jego metody, środki i standardy to takie, w których niedojrzałe
elementy zostały odrzucone. Tak więc naczynie będzie musiało ponieść znacznie
wyższe koszty, będzie w nim mało miejsca dla dumy, jeśli tylko zostanie duchowo
ukształtowane, a nie ledwie pojmie coś rozumem. Największą próbą wytrzymałości
takiego naczynia, kształtowanego Bożym poznaniem poprzez cierpienie, to
wiedzieć jak to wszystko utrzymać w relacjach ze innymi Bożymi ludźmi.
Jakakolwiek interwencja ciała spowoduje wycofanie się z danej pozycji i
patrzenie na ludzi, którzy mówią: „Musisz do nas dołączyć”.
Tym brakującym
składnikiem jest życie. Mamy budynki, organizacje, edukację, muzykę,
kaznodziei, lecz to wszystko do czego dochodzimy. Co tworzy atmosferę i daje
Ducha Życia w Kościele dwudziestego pierwszego wieku? Jezus Chrystus osobiście!
Jezus został uwielbiony i Duch Święty zstąpił jako Duch uwielbionego Jezusa, by
uwielbić Go na ziemi poprzez Kościół. Jezus był żywy w Kościele pierwszego
wieku i świat to wiedział. Oni nie musieli dawać reklamy na całą stronę w
Dzienniku Jerozolimskim. Tam, w tym Kościele coś się działo co przyciągało uwagę
świata. Hipokryci padają martwi przed ołtarzem, umarli są wzbudzani do życia,
tysiące się nawracają a kaznodzieje to absolutni fanatycy. Są aresztowani i
bici na ulicach a kiedy przywódcy religijni naradzają się co z nimi zrobić, oni
w synagodze głoszą Chrystusa. To właśnie Życie naciskało i popychało ich. Kiedy
Jezus był na ziemi mówił:” Muszę pójść do Samarii”, „Muszę pójść w pewne
miejsce”. Co znaczy słowo „muszę” ? To było przynaglenie, które nie zrodziło
się z człowieka, lecz z Życia, Bożego Życia. Dokładnie to samo Życie
zaprowadziło Kościół pierwszego wieku na krańce świata. Jeremiasz, po tym jak
został potraktowany gorzej niż zwierze powiedział :”...Nie wspomnę o nim i
już nie przemówię w jego imieniu, to stało się to w moim sercu jak ogień płonący,
zamknięty w moich kościach. Mozoliłem się, by go znieść, lecz nie zdołałem”
( Jer. 20,9 ) Religijny świat tego nie pojmie.
c.d.n w następną sobotę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz