Mówimy o przebudzeniu i widzimy, że musi być z
powrotem do kościoła wprowadzony realizm. Jeżeli mamy oglądać przebudzenie, o
które modlą się nasze serca, musimy być świadomi, że to, co ludzie nazywają
przebudzeniem, w większości nie jest prawdą. Istnieje resztka i ta resztka musi
powstać. Boże narzędzie, ta resztka musi
powstać i reprezentować realność, którą głosimy. Kiedy wszystko jest niepewne i
nierealne, cienie są brane za materię. Kościół w takim stanie staje się łatwą
zdobyczą dla zwiedzionych i zwodzicieli. Zniknęła miłość prawdy i kościół jest
pełen imitacji. Prawda stała się niemodna i każdy zaczyna robić to, co wydaje
mu się słuszne. Kościół w takich czasach jest prowadzony od jednej sztuczki
religijnej do drugiej, od uczenia się mówienia na językach, do bawienia się w
wydłużanie nóg, od imitacji darów do guru wewnętrznego uzdrawiania. To wszystko
weszło, gdyż bawiono się z prawdą. Na to nie powinno się było pozwolić.
Wzrost możliwości wyboru i zmiany doprowadziły do zmniejszenia się poświęcenia
i stałości. Kiedyś czytałem o człowieku, który odziedziczył antyczną chustkę
jedwabną. Kiedy zgubił tą chustkę, zaangażował całą rodzinę w poszukiwanie tej
jedwabnej chustki. Ona była cenna. Nigdy nie słyszymy, by ktoś poszukiwał zgubionej
chusteczki jednorazowej. Kościół wszedł w nowoczesny świat wyrzucania. Prorok
powiedział o ludziach Bożych, „...tułali się po górach, schodzili z góry na pagórek,
zapomnieli o swoim legowisku.” (Jerem. 50:6). To jest obraz kościoła lat 90- tych – od góry do pagórka, od jednego
pseudo przeżycia do drugiego.
Wielką szkodą jest to, że chrześcijańskie pomysły
utraciły swoją pierwotną pewność. Sekularyzacja powoduje, że wiara
chrześcijańska wydaje się mniej realna, a pluralizm sprawia, że wygląda, jak
jedna z wielu. Dochodzimy do punktu, gdzie zawartość wiary odzwierciedla
otoczenie. Pewność wiary była kluczem do przetrwania i zwycięstw kościoła. Była
to jego zbroja przeciw zwątpieniu, stalowa wola w trudnościach i
prześladowaniach i siła, która poruszała świat. Nie mówię, że pewność zupełnie
zniknęła. W niektórych miejscach została zastąpiona przez wątpliwości lub zracjonalizowana
przez uniżoność, dwuznaczność lub pozytywne wyznawanie. W większości miejsc
pewność nie tak bardzo upadła, ale się zmieniła. Wiele pewności, która
pozostała, jest subiektywna, zakorzeniona bardziej w subiektywnym doświadczeniu,
niż obiektywnych faktach. Zmiana jest widoczna w wielu punktach. Jeden, to
odnoszenie się chrześcijan do ich wiary. To doprowadziło do pozycji obronnej samej
wiary. Słuchajcie ich „pozytywnego, mentalnego podejścia” i ich „możliwego myślenia”.
Taka wiara nie potrzebuje faktów, ani Boga, tylko siebie. Innym, nowym źródłem
pewności jest wiara w odczucia i przeżycia. Słuchajcie ich pieśni i świadectw. Usłyszycie,
jak słowa wiedzy utorowały drogę do słów wiary, które z kolei prowadzą do słów
odczucia.
Wiara, która
pozostała, zaczyna brzmieć, jak coś na granicy stanu podniecenia Jest to
niewiele więcej, niż „fajne”, nie głębsze, niż poprzednie przeżycie i nie jest pewniejsze,
niż obecna społeczność, ani nie jest mocniejsze, niż ostatnie badanie opinii publicznej.
We mgle niepewności kościół nie wie, w co wierzy, więc biedne owce próbują
wierzyć we wszystko. Reguły gry są niejasne i pomieszane. Prawie wszystko może
obecnie być uznane za wierzenie chrześcijańskie i prawie wszystko jest dozwolone
w chrześcijańskim zachowaniu. Pokaż
to, a pójdą za tym. Zaślepione przez sekularyzację (która jest modernizacją),
zaślepione pluralizmem (wiele do wyboru), zaślepione prywatyzacją (oddzielenie
życia duchowego od codziennego, to znaczy, zostaw Boga u drzwi kościoła), biedne owce błąkają się od góry do pagórka,
od jednego przeżycia religijnego, do innego. Tak, jak narkoman, szukający
większego podniecenia w mocniejszym narkotyku, zagubione owce stały się łatwą
zdobyczą dla religijnych dealerów. Dlatego prorok mówi, „Wszyscy, którzy ich
znaleźli, pożerają ich...” (Jeremiasz 50:7)
Widziałem, jak to działo się w kościele w moich
czasach i jak stał się kierowanym sztuczkami, społeczeństwem religijnym,
produkujących takich, których wiara opiera się na przeżyciach, a nie na
wierności Bożej. Widziałem, jak tacy energiczni ludzie to wykorzystywali, a
biedne owce błąkały się od góry do pagórka. „W owych dniach i w owym czasie..”
(wiersz 4), to znaczy, kiedy zostaną pobite, obrabowane i ogołocone przez
religijnych szarlatanów, kiedy każda sztuczka zostanie ujawniona, „przyjdą
synowie izraelscy wraz z synami judzkimi, pójdą z płaczem i będą szukać Pana,
swojego Boga.” (Jeremiasz 50:4).
Jedną z realności życia jest to, że ludzie rzadko
patrzą w górę, póki nie spadną na dno. Religijnie tam jesteśmy. Przed wami jest
praca. Rozlega się wołanie wzdłuż i wszerz
chrześcijaństwa, z utrapionych i pogmatwanych kościołów, mówiące, „Pokażcie nam
drogę na Syjon”. Obecnie musi powstać naczynie reprezentujące tą prawdę nie tylko
przez to, co mówi, ale czym to naczynie jest. Rozlega się wołanie o realność.
My, jako gałązki, jako kościół, musimy stać się Ewangelią. To się nie stanie,
aż pasterze zobaczą, co jest złe i staną po stronie realności. Odwrócenie
przypływu będzie kosztować. Wielu odejdzie tak, jak w szóstym rozdziale
ewangelii Jana, kiedy Jezus przedstawił im prawdę, że naśladowanie Go, to
więcej, niż bochenki i rybki.
Ludzie są głodni. Nie chcą teorii, chcą realności.
Wołają, „Pokażcie nam drogę na Syjon”. Pokażcie nam drogę powrotu do realności.
W takim klimacie możliwe jest przebudzenie. Do takiej atmosfery głodu i
pragnienia realności wy i ja możemy przynieść Ewangelię i oglądać przebudzenie,
które będzie przemieniać. Tłumy mogą być wprowadzone do realności Ewangelii
Chrystusa. „Pokażcie nam drogę na Syjon”. Pokażcie nam drogę powrotu do
realności. Takie jest wołanie. Takie powołanie włożył Bóg na was, byście byli
naczyniami, przez które On może odpowiedzieć na to wołanie.
„Szkoła Chrystusa” - cykl Przebudzenie, z rozdziału – Pokaż nam drogę do Syjonu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz