Ciągnęło się to do soboty wieczorem, a
każdego wieczora przychodziła ta sama grupa czterdziestu osób. Ludzie
przychodzili, słuchali Słowa i wychodzili. Wydawało się, że Słowo nie odnosiło
żadnego skutku. W sobotę na wieczornym nabożeństwie pastor ogłosił, że
następnego dnia będzie wieczerza. Wiedząc o tym, zdecydowałem, że w niedzielę
rano będę głosił. Powiedziałem sobie: „Nigdzie się nie posuwam z tym przesłaniem
o grzechu i sądzie, więc zmienię przesłanie”. W niedzielę o 4:30 w nocy nagle
się obudziłem. Gdy tak leżałem, byłem świadomy obecności Pana. Kiedy oczekiwałem przed Nim w ciszy, usłyszałem
takie słowa: „Nie łam chleba z nikim, dopóki nie przełamiesz go ze Mną”. Od
razu wiedziałem, o czym On mówi. Natychmiast wstałem z łóżka i zacząłem się
szykować do kościoła. Moja żona obudziła się i chciała wiedzieć, co takiego
robię. Powtórzyłem jej, co usłyszałem od Pana i powiedziałem, że idę do
kościoła, aby pościć i czekać na Boga. Mieszkaliśmy wtedy u pastora i jego
żony, więc powiedziałem, żeby przyszła do kościoła z nimi.
Byłem w kościele chwilę po piątej i
natychmiast zacząłem się modlić. Gdy się modliłem i czekałem przed Bogiem,
bardzo mocno odczułem, Żeby przeczytać fragment z Pierwszego Listu Piotra 4,17. Otworzyłem Biblię na tym miejscu i kiedy
przeczytałem słowa: „Nadszedł bowiem
czas, aby się rozpoczął sąd od domu Bożego”. Pan przemówił i powiedział: „To
będzie twoje przesłanie dzisiaj rano”. Pastor poprosił mnie za kazalnicę o
11:05. Bez notatek, bez żadnego wcześniejszego przygotowania, zacząłem głosić.
Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś odkręcił kurek. Słowa zaczęły wypływać z
mojego ducha. Boże przesłanie płynęło
przeze mnie przez godzinę i dwadzieścia minut. Mówiłem do tych ludzi nie
wierząc, że mówię to, co mówię. Mówiłem o takich grzechach, że nikt by nie
uwierzył, iż ktokolwiek w tym zgromadzeniu mógłby je popełnić. Kiedy
namaszczenie ustało, przepływ słów zatrzymał się tak nagle, jak się zaczął.
Stałem przed tymi ludźmi, nikt się nie ruszał.
Cisza była ogłuszająca. Wydawało mi się,
że każdy w tym pomieszczeniu mówił swoimi oczami: „Dlaczego mówisz nam o takich
rzeczach?”. Gdy pastor zapraszał mnie na kazalnicę powiedział, żebym nie
oddawał mu już głosu, ale żebym raczej po skończeniu wezwał ludzi do przodu, do
wzięcia udziału w wieczerzy.
Przerwałem tę śmiertelną ciszę, mówiąc do
usługujących przy wieczerzy: „Przyjdźcie i przygotujcie się do usługiwania”.
Wtedy też zaprosiłem ludzi, by podchodzili do stołu. Kiedy wydałem te
polecenia, nikt się nie poruszył, dosłownie nikt. Byłem osłupiały. Wiedziałem,
że mnie słyszeli. Zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić. Drugi raz
poprosiłem ich, by przyłączyli się do mnie i przyjęli wieczerzę. Ani jedna
osoba nie zrobiła nawet najmniejszego ruchu. Gdy zaczynałem głosić, pastor
siedział za mną na dużym krześle. Kiedy więc ludzie nie chcieli się ruszyć,
obróciłem się do niego, aby spytać, co powinienem zrobić. Gdy się odwróciłem,
krzesło pastora stało puste. Przez chwilę byłem zdezorientowany, ale zaraz
zobaczyłem, że leży na podłodze, z głową pod krzesłem.
Wlazłem pod krzesło obok niego. Płakał
tak mocno, że miałem problemy, by mnie usłyszał. Kiedy zwrócił na mnie uwagę,
zadałem mu pytanie: „Co się dzieje z tymi ludźmi?”. Spojrzał na mnie ze łzami
spływającymi po policzkach i powiedział: „Synu, zabiłeś nas wszystkich”.
Zapytałem go, co w takim razie zrobimy, a on odpowiedział: „Nie będę niczego
robił”. Wstałem więc i wróciłem za kazalnicę. Zdecydowałem, że poproszę ich
jeszcze raz. Jeśli nadal nie będą chcieli się ruszyć, zabiorę rodzinę i wyjdę.
Bardzo wyraźnie powiedziałem: „Proszę, przyjdźcie i przygotujcie się do
usługiwania ludziom”. Czekałem minutę, dwie. Skoro nie było żadnego odzewu,
zacząłem zbierać swoją rodzinę. W tym momencie starszy człowiek z tylnej ławki
zaczął krzyczeć. Trzeba by chyba zejść do piekła, żeby usłyszeć taki dźwięk.
Ten starszy człowiek podbiegł do kazalnicy, rzucił pastorowi dziewięć
dziesięciodolarowych banknotów i zawołał: „Boże, przebacz mi. „Przysiągłem, że
cię zagłodzę.” Potem upadł na podłogę w agonii, jak ktoś, kto umiera.
Po tym wydarzeniu całe miejsce
eksplodowało. Każdy w tym budynku stał
na swoich nogach. Ludzie płakali, pokutowali, prosząc innych o przebaczenie i
wyznając straszliwe grzechy. Składali na ołtarzu setki dolarów. Przez dwie
godziny stałem za kazalnicą i obserwowałem najbardziej niesamowity widok, jaki
kiedykolwiek widziałem. Było to całkowite oczyszczenie tego kościoła. Opuściliśmy
kościół około 14,00. Kiedy wróciliśmy na wieczorne nabożeństwo, kościół był
wypełniony do granic możliwości. Nie robiliśmy żadnej reklamy, nie było żadnych
ogłoszeń w radiu, a mimo to kościół był pełny. Nie tylko był przepełniony
ludźmi, ale był przepełniony Bogiem. Kiedy zaczęliśmy śpiewać i uwielbiać,
dziwna rzecz się wydarzyła. Z sufitu zstąpił obłok i zatrzymał się na wysokości
wyciągniętych w górę rąk. Kiedy to się stało, każda osoba w budynku została
napełniona Duchem Świętym. Gdy dom został oczyszczony, popłynęła rzeka. Gdy
rzeka płynęła, uzdrawiała wszystko, czego dotykała. „I zaspokoisz pragnienie
strapionego”.
To jest przesłanie Pięćdziesiątnicy. Bóg
postanowił wylać Samego Siebie w całej Swojej pełni na Swoje dziedzictwo
poprzez człowieka! Przeczytajmy razem werset z Listu do Efezjan 1,20-23: „Jaką
okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w
niebie ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i
wszelkim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i w
przyszłym; i wszystko poddał pod nogi jego, a jego samego ustanowił ponad wszystkim Głową Kościoła, który jest
ciałem jego, pełnią tego, który sam wszystko we wszystkim wypełnia”. Teraz
wiecie, o czym jest mowa w Liście do Efezjan. List ten mówi przede wszystkim o
Chrystusie na tronie. Następnie wspomniany jest Dom, Kościół jako Jego Ciało,
Nowy Człowiek, „zbiorowy człowiek”, którego On jest Głową. Od Niego do Kościoła
i poprzez Kościół płyną rzeki wody żywej. „A w ostatnim, wielkim dniu święta
stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i
pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody
żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli;
albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze
uwielbiony” (Jana 7,37-39).
To jest zatem zamysł Boga zarówno
względem Kościoła, „jednego nowego człowieka”, jak i względem każdego
wierzącego. To jest Jego zamiar: „jeśli kto pragnie...”, „ten, kto wierzy..., z
wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej”. Bożym zamiarem wobec nas indywidualnie
jest to, by popłynęły z nas rzeki wody żywej. Nie możemy wymuszać tego, co
duchowe, ale możemy złamać to, co cielesne. Nie możemy upodobnić się do obrazu
Chrystusa, ale możemy upodobnić się do ołtarza. Jeśli złożymy nasze ciała jako
żywe ofiary i będziemy posłuszni Bogu, rozprawiając się z naszą starą naturą, i
jeśli potem poprzez modlitwę pozwolimy, aby ten nowy człowiek się objawiał,
wtedy będziemy oglądać Bożą chwałę. Świadectwo
Boże będzie umocnione poprzez nas, gdyż Bóg „sprawi, że twoje członki (w
angielskim „kości”) odzyskają swoją siłę, i będziesz jak ogród nawodniony i jak
źródło, którego wody nie wysychają. Twoi ludzie odbudują prastare gruzy, podźwigniesz
fundamenty poprzednich pokoleń i nazwą cię naprawiaczem wyłomów, odnowicielem,
aby w nich można było mieszkać” (Izaj. 58,11-12). Jeżeli dostarczymy
naczynie. Bóg zatroszczy się o rzekę. To jest przesłanie Pięćdziesiątnicy.
„Odnowienie przesłania Pięćdziesiątnicy”
z rozdziału - Czy to nie jest post?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz