Bert Clendennen

Bert Clendennen

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Boże przesłanie płynęło przeze mnie przez godzinę i dwadzieścia minut

Przepływ rzeki i towarzyszące jej rezultaty są automatyczne. (Ez. 47,9)  Jest to sprawa usunięcia ograniczeń i uwolnienia duchowego człowieka. W mojej służbie urzeczywistniło się to bardzo wcześnie. Rozpocząłem prowadzenie spotkań przebudzeniowych w kościele, który wcześniej był kościołem wielkiego przebudzenia, ale potem stał się martwy. Kiedyś w nabożeństwach uczestniczyło kilkaset osób, a kiedy się w nim pojawiłem, bywało mniej niż pięćdziesiąt. Spotkania zaczęły się od niedzieli wieczorem. Na pierwszym nabożeństwie odczuwałem, że było coś bardzo złego. Czułem moce ciemności, gdy głosiłem Słowo. Duch Święty uświadamiał mi, że w tym zgromadzeniu był głęboki i okropny grzech. Gdy głosiłem tego pierwszego wieczora, sam ledwie wierzyłem, że mówiłem to, co mówiłem. W ciągu całego tygodnia, gdy kontynuowałem zagłębianie się w Słowo, coraz bardziej upewniałem się, że mam do czynienia z konkretnymi grzechami ciała, z grzechami, których nikt by w tym zgromadzeniu nie podejrzewał.

Ciągnęło się to do soboty wieczorem, a każdego wieczora przychodziła ta sama grupa czterdziestu osób. Ludzie przychodzili, słuchali Słowa i wychodzili. Wydawało się, że Słowo nie odnosiło żadnego skutku. W sobotę na wieczornym nabożeństwie pastor ogłosił, że następnego dnia będzie wieczerza. Wiedząc o tym, zdecydowałem, że w niedzielę rano będę głosił. Powiedziałem sobie: „Nigdzie się nie posuwam z tym przesłaniem o grzechu i sądzie, więc zmienię przesłanie”. W niedzielę o 4:30 w nocy nagle się obudziłem. Gdy tak leżałem, byłem świadomy obecności Pana. Kiedy oczekiwałem przed Nim w ciszy, usłyszałem takie słowa: „Nie łam chleba z nikim, dopóki nie przełamiesz go ze Mną”. Od razu wiedziałem, o czym On mówi. Natychmiast wstałem z łóżka i zacząłem się szykować do kościoła. Moja żona obudziła się i chciała wiedzieć, co takiego robię. Powtórzyłem jej, co usłyszałem od Pana i powiedziałem, że idę do kościoła, aby pościć i czekać na Boga. Mieszkaliśmy wtedy u pastora i jego żony, więc powiedziałem, żeby przyszła do kościoła z nimi.

Byłem w kościele chwilę po piątej i natychmiast zacząłem się modlić. Gdy się modliłem i czekałem przed Bogiem, bardzo mocno odczułem, Żeby przeczytać fragment z Pierwszego Listu Piotra  4,17. Otworzyłem Biblię na tym miejscu i kiedy przeczytałem słowa: „Nadszedł bowiem czas, aby się rozpoczął sąd od domu Bożego”. Pan przemówił i powiedział: „To będzie twoje przesłanie dzisiaj rano”. Pastor poprosił mnie za kazalnicę o 11:05. Bez notatek, bez żadnego wcześniejszego przygotowania, zacząłem głosić. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś odkręcił kurek. Słowa zaczęły wypływać z mojego ducha. Boże przesłanie płynęło przeze mnie przez godzinę i dwadzieścia minut. Mówiłem do tych ludzi nie wierząc, że mówię to, co mówię. Mówiłem o takich grzechach, że nikt by nie uwierzył, iż ktokolwiek w tym zgromadzeniu mógłby je popełnić. Kiedy namaszczenie ustało, przepływ słów zatrzymał się tak nagle, jak się zaczął. Stałem przed tymi ludźmi, nikt się nie ruszał.

Cisza była ogłuszająca. Wydawało mi się, że każdy w tym pomieszczeniu mówił swoimi oczami: „Dlaczego mówisz nam o takich rzeczach?”. Gdy pastor zapraszał mnie na kazalnicę powiedział, żebym nie oddawał mu już głosu, ale żebym raczej po skończeniu wezwał ludzi do przodu, do wzięcia udziału w wieczerzy.
Przerwałem tę śmiertelną ciszę, mówiąc do usługujących przy wieczerzy: „Przyjdźcie i przygotujcie się do usługiwania”. Wtedy też zaprosiłem ludzi, by podchodzili do stołu. Kiedy wydałem te polecenia, nikt się nie poruszył, dosłownie nikt. Byłem osłupiały. Wiedziałem, że mnie słyszeli. Zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić. Drugi raz poprosiłem ich, by przyłączyli się do mnie i przyjęli wieczerzę. Ani jedna osoba nie zrobiła nawet najmniejszego ruchu. Gdy zaczynałem głosić, pastor siedział za mną na dużym krześle. Kiedy więc ludzie nie chcieli się ruszyć, obróciłem się do niego, aby spytać, co powinienem zrobić. Gdy się odwróciłem, krzesło pastora stało puste. Przez chwilę byłem zdezorientowany, ale zaraz zobaczyłem, że leży na podłodze, z głową pod krzesłem.

Wlazłem pod krzesło obok niego. Płakał tak mocno, że miałem problemy, by mnie usłyszał. Kiedy zwrócił na mnie uwagę, zadałem mu pytanie: „Co się dzieje z tymi ludźmi?”. Spojrzał na mnie ze łzami spływającymi po policzkach i powiedział: „Synu, zabiłeś nas wszystkich”. Zapytałem go, co w takim razie zrobimy, a on odpowiedział: „Nie będę niczego robił”. Wstałem więc i wróciłem za kazalnicę. Zdecydowałem, że poproszę ich jeszcze raz. Jeśli nadal nie będą chcieli się ruszyć, zabiorę rodzinę i wyjdę. Bardzo wyraźnie powiedziałem: „Proszę, przyjdźcie i przygotujcie się do usługiwania ludziom”. Czekałem minutę, dwie. Skoro nie było żadnego odzewu, zacząłem zbierać swoją rodzinę. W tym momencie starszy człowiek z tylnej ławki zaczął krzyczeć. Trzeba by chyba zejść do piekła, żeby usłyszeć taki dźwięk. Ten starszy człowiek podbiegł do kazalnicy, rzucił pastorowi dziewięć dziesięciodolarowych banknotów i zawołał: „Boże, przebacz mi. „Przysiągłem, że cię zagłodzę.” Potem upadł na podłogę w agonii, jak ktoś, kto umiera.

Po tym wydarzeniu całe miejsce eksplodowało. Każdy w tym budynku stał na swoich nogach. Ludzie płakali, pokutowali, prosząc innych o przebaczenie i wyznając straszliwe grzechy. Składali na ołtarzu setki dolarów. Przez dwie godziny stałem za kazalnicą i obserwowałem najbardziej niesamowity widok, jaki kiedykolwiek widziałem. Było to całkowite oczyszczenie tego kościoła. Opuściliśmy kościół około 14,00. Kiedy wróciliśmy na wieczorne nabożeństwo, kościół był wypełniony do granic możliwości. Nie robiliśmy żadnej reklamy, nie było żadnych ogłoszeń w radiu, a mimo to kościół był pełny. Nie tylko był przepełniony ludźmi, ale był przepełniony Bogiem. Kiedy zaczęliśmy śpiewać i uwielbiać, dziwna rzecz się wydarzyła. Z sufitu zstąpił obłok i zatrzymał się na wysokości wyciągniętych w górę rąk. Kiedy to się stało, każda osoba w budynku została napełniona Duchem Świętym. Gdy dom został oczyszczony, popłynęła rzeka. Gdy rzeka płynęła, uzdrawiała wszystko, czego dotykała. „I zaspokoisz pragnienie strapionego”.

To jest przesłanie Pięćdziesiątnicy. Bóg postanowił wylać Samego Siebie w całej Swojej pełni na Swoje dziedzictwo poprzez człowieka! Przeczytajmy razem werset z Listu do Efezjan 1,20-23: „Jaką okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w niebie ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i wszelkim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym; i wszystko poddał pod nogi jego, a jego samego ustanowił ponad wszystkim Głową Kościoła, który jest ciałem jego, pełnią tego, który sam wszystko we wszystkim wypełnia”. Teraz wiecie, o czym jest mowa w Liście do Efezjan. List ten mówi przede wszystkim o Chrystusie na tronie. Następnie wspomniany jest Dom, Kościół jako Jego Ciało, Nowy Człowiek, „zbiorowy człowiek”, którego On jest Głową. Od Niego do Kościoła i poprzez Kościół płyną rzeki wody żywej. „A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż Jezus nie był jeszcze uwielbiony” (Jana 7,37-39).

To jest zatem zamysł Boga zarówno względem Kościoła, „jednego nowego człowieka”, jak i względem każdego wierzącego. To jest Jego zamiar: „jeśli kto pragnie...”, „ten, kto wierzy..., z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej”. Bożym zamiarem wobec nas indywidualnie jest to, by popłynęły z nas rzeki wody żywej. Nie możemy wymuszać tego, co duchowe, ale możemy złamać to, co cielesne. Nie możemy upodobnić się do obrazu Chrystusa, ale możemy upodobnić się do ołtarza. Jeśli złożymy nasze ciała jako żywe ofiary i będziemy posłuszni Bogu, rozprawiając się z naszą starą naturą, i jeśli potem poprzez modlitwę pozwolimy, aby ten nowy człowiek się objawiał, wtedy będziemy oglądać Bożą chwałę. Świadectwo Boże będzie umocnione poprzez nas, gdyż Bóg „sprawi, że twoje członki (w angielskim „kości”) odzyskają swoją siłę, i będziesz jak ogród nawodniony i jak źródło, którego wody nie wysychają. Twoi ludzie odbudują prastare gruzy, podźwigniesz fundamenty poprzednich pokoleń i nazwą cię naprawiaczem wyłomów, odnowicielem, aby w nich można było mieszkać” (Izaj. 58,11-12). Jeżeli dostarczymy naczynie. Bóg zatroszczy się o rzekę. To jest przesłanie Pięćdziesiątnicy.

„Odnowienie przesłania Pięćdziesiątnicy” z rozdziału  - Czy to nie jest post?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz