Bert Clendennen

Bert Clendennen

piątek, 7 grudnia 2012

mój lud jest zabłąkaną owcą…

Jeremiasz 50:4-7, „W owych dniach i w owym czasie - mówi PAN, przyjdą synowie izraelscy wraz z synami judzkimi, pójdą z płaczem i będą szukać PANA, swojego Boga. Będą się pytać o Syjon, ku niemu zwrócą swoje spojrzenie: Chodźcie, a przyłączmy się do PANA w przymierzu wiecznym, które nie będzie zapomniane! Mój  lud był trzodą zabłąkaną; ich pasterze wiedli ich na manowce, tak że tułali się po górach, schodzili z góry na pagórek, zapomnieli o swoim legowisku. Wszyscy, którzy ich spotykali, pożerali ich, a ich wrogowie mówili: Nie my jesteśmy winni, że zgrzeszyli przeciwko PANU, niwie sprawiedliwości i nadziei ich ojców.” Ci ludzie nie byli grzesznikami w normalnym znaczeniu tego słowa – to był lud Boży. To Izrael, kościół Starego Testamentu, proszący o kogoś, kto wskaże im drogę z powrotem do rzeczywistości. „W owych dniach i w owym czasie - mówi PAN, przyjdą synowie izraelscy wraz z synami judzkimi, pójdą z płaczem i będą szukać PANA, swojego Boga.” „Będą się pytać o drogę na Syjon”. To jest najsmutniejszy, ale też dający największą nadzieję urywek Biblii. Jest to smutne i straszne, gdyż pokazuje, że cały system może zboczyć z drogi, ale w większości idzie dalej, jak zwykle. Jeżeli coś ma przemówić do was, którzy jesteście powołani przez Boga, by coś zrobić z tym, co się dzieje, to powinno wystarczyć. Cały system jest zgubiony.

Popatrzcie na historię. Nie tylko na Izrael, ale tych wszystkich, którzy powstali do istnienia przez poprzednie przebudzenia, chociaż została tylko forma, trwają w religijności. To jest smutne. Nadzieję daje resztka wśród nich, która się obudziła i uświadomiła sobie, że są zgubieni. „A to wszystko jest napisane ku naszej nauce…” W księdze Jeremiasza mamy doskonały przykład dzisiejszego kościoła; zagubionego w przebudzeniu religijnym, ale resztka została obudzona. Kiedykolwiek ludzie zaczynają sobie uświadamiać, co się dzieje, Bóg może coś z tym zrobić. Pierwsza część wiersza 6 mówi, „Mój lud jest zabłąkaną owcą…” Zauważcie, że Duch Święty używa czasu przeszłego, „która zginęła” i używa tego pomimo faktu, że ciągle są zgubieni. Kiedy kościół lub jakaś jego część przyzna, że zgubiła drogę i ma dany przez Boga głód powrotu do rzeczywistości, jeżeli chodzi o Boga, jest wolny. Słowo Boże do głodnych jest proste, „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, bo będą nasyceni”. (Mat. 5:6). Bóg poprowadzi każdego Jakuba do Peniel. Tam rozlega się wołanie, „Pokaż nam drogę na Syjon”.

Są tłumy, które uświadamiają sobie, że to, co człowiek sprzedaje na targowisku, jako przebudzenie, jest oszustwem. Nawet więcej, gdyż jest to odstępstwem. Ci, którzy zostali zwiedzeni, szukają kogoś, kto wskaże im drogę z powrotem do rzeczywistości. Dlatego Bóg powołał was do służby w tych czasach ostatecznych. „Mój lud się zgubił..” Nie tylko osoba, ale cały system. Jak to może być? Odpowiedź jest w wierszu 6, „Ich pasterze wiedli ich na manowce”. Kościół, bez względu na swój stan, jest produktem jego służby. Dla zgubionych kościół najpierw musiał być doprowadzony do miejsca niepewności odnośnie prawdy. Bawienie się z doktrynalną prawdą i wielki nacisk na przeżycia stworzyły klimat, w którym wierzy się w nonsens i błąd. W tym samym klimacie można nie wierzyć w niepodważalną prawdę, bez zadawania pytań odnośnie prawdy obiektywnej lub fałszu.

Jaki to straszny czas, a jednak jest to czas, w którym żyjemy. To spotykamy, kiedy idziemy głosić poselstwo Boże. Krótko mówiąc, został stworzony klimat, w którym rzeczy podobne do prawdy są mylone z rzeczywistą prawdą. Popatrzcie na zielonoświątkowe sztuczki, które przychodzą i odchodzą. Nie muszę patrzeć nawet sto metrów za siebie, by widzieć całą przyczepę sztuczek, które już się zestarzały, rzeczy, które zostały wymyślone przez ludzi, by poruszyć serca ludzi szukających prawdy. Przyjęto je za prawdę, chociaż nie były od Boga. Jak to zrobiono? Niszcząc wiarogodność kościoła. Wiarogodność ma do czynienia ze społecznym wymiarem wierzenia. Stopień, w jakim wiara lub niewiara jest przekonująca, jest bezpośrednio związany ze „strukturą wiarogodności”; to znaczy grupą lub społecznością, która daje społeczne i psychologiczne wsparcie temu wierzeniu.

Jeżeli struktura wspierająca jest mocna, łatwo jest wierzyć. Kiedy struktura wsparcia jest słaba, trudno jest wierzyć. Pytanie, czy to wierzenie jest prawdziwe, czy nie, może nigdy nie stanowić sprawy. Rzymski katolicyzm będzie bardziej wydawał się prawdą w Rzymie, niż w Egipcie, w Mormonizm łatwiej wierzyć w Salt Lake City, niż w Singapurze, a Marksizm w Moskwie bardziej, niż w Mekce. Wiarogodność staje się dla wierzenia nie tylko kołyską, ale podporą, bez której wierzący byłby w tarapatach. Zajęcie się kościoła wiarogodnością (problem intelektualny), a zaniedbanie słuszności (problem również o wymiarach społecznych ) jest typowy dla jego słabości. Boża doktryna zawsze mówiła, że wiara, to prawda praktykowana, to znaczy nadawanie jej potrzebnych wymiarów społecznych, a nie tylko wyznawanie czysto teoretyczne. Paweł sprowadził tą prawdę do naszego poziomu. Wiedział, że to kościół, a nie teoria, był „filarem i podwaliną prawdy” (1 Tym. 3:15). Tak, jak partia była strukturą wiarogodności Marksizmu, kościół jest strukturą wiarogodności dla wiary chrześcijańskiej.

Kościół musi „być” Ewangelią, modelem działania chrześcijaństwa i planem przewodnim. Kiedy ja stałem się chrześcijaninem, narodziłem się na nowo w kościele  zielonoświątkowym. Zawsze byłem jego częścią. W tym czasie kościół wierzył w świętość życia. Ja głosiłem poselstwo o świętości. Wierzyłem w to poselstwo i żyłem nim. Byłem działającym modelem chrześcijaństwa. To nie słowa, które słyszałem od kaznodziejów, ale życie tych, którzy mnie otaczali w kościele dawało mi siłę do wierzenia. Boże uzdrowienie było nie tylko doktryną, o której ludzie mówili, ale było to praktykowane przez kościół. Wszedłem w system wierzenia, który był nie tylko słowami, ale ludzie tym żyli. Kiedy ludzie byli chorzy, wołali starszych zboru. Przychodzili starsi i wierzyli. Był ktoś, kto stał z nami. Struktura społeczna była na swoim miejscu, by uczynić to wiarogodnym. Struktura wiary była otoczona tymi świadkami, którzy wierzyli Ewangelii, którą głosili.

Dzisiaj większość ludzi prosi o modlitwę, kiedy są już w szpitalu. Powód jest taki, że jeżeli przywołają starszych, w większości, kiedy namaszczą ich oliwą i modlą  się o nich, mówią im, „jeżeli pójdziesz do szpitala, to daj nam znać”. Nie było wiary, czegoś, co by temu choremu mówiło, że ktoś jest z nim. Wiecie, co mam na myśli? Została zniszczona wiarogodność kościoła. Teraz rozumiecie, że diabeł musi podkopać chrześcijaństwo i kościół nie tyle na poziomie prawdy, ile na poziomie wiarogodności. Możecie głosić świętość aż do utraty tchu, ale jeżeli kościół nie jest święty, nie może wierzyć i nie jest wiarogodny. Zwykłe głoszenie o uzdrowieniu nie wystarczy. Kościół musi stworzyć klimat do uzdrowienia, albo jest to szyderstwo z tego, co czynimy i mówimy. Jezus zademonstrował tą prawdę, kiedy nie mógł uczynić żadnego cudu w pewnych miastach. Jeżeli kościół żyje tym, czym jest, a nie tylko tym, co mówi, jego doktryna jest czysta i stoi na prawdzie, jaka jest w Chrystusie. Kiedy tworzy i zapewnia społeczne i psychologiczne wsparcie dla uzdrowienia przez to, czym jest, wtedy łatwo jest wierzyć w uzdrowienie. Kiedy nie ma takiego wsparcia, wierzenie jest prawie niemożliwe. Utrata wiarogodności jest naprawdę utratą realizmu.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Przebudzenie, z rozdziału – Pokaż nam drogę do Syjonu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz