Te słowa zostały potwierdzone w dzień Pięćdziesiątnicy. Kiedy usłyszeli słowo, byli przekonani w sercach i wołali, „co mamy czynić?” Po raz pierwszy zobaczyli, że są grzesznikami. Zobaczyli, czym jest „Ja”. Słowa „co mamy czynić” są głębokim wołaniem każdego człowieka, który nagle uświadomi sobie, że jest uzurpatorem i siedzi na skradzionym tronie. Chociaż jest to bolesne, właśnie ta ostra konsternacja prowadzi do prawdziwego upamiętania i czyni z człowieka mocnego chrześcijanina, kiedy skruszony zostanie zdetronizowany i znajdzie pokój i przebaczenie. Do tego miejsca może człowieka przyprowadzić jedynie wierne zwiastowanie Słowa Bożego. Musimy głosić zakon, aż serce człowieka zostanie obnażone. Nie można człowieka zbawić, póki nie jest zgubiony. Nie można go namówić do pokuty i odwrócenia się w przeciwnym kierunku, jeżeli nie będzie najpierw przekonany przez Słowo Boże, że kierunek, w którym zdąża, jest zły. Kiedy bogaty młodzieniec przyszedł do Chrystusa, jego pytanie brzmiało, „co mam czynić, aby odziedziczyć żywot wieczny?” (Mar. 10:17). Było przypuszczenie, że jest on przestępcą zakonu. On nie mógł się upamiętać, aż Chrystus przez służbę słowa doprowadził go do miejsca, gdzie zobaczył w swoim sercu chciwość. Odszedł smutny. Nie musisz się upamiętać. On też się nie upamiętał i odszedł, jednak nie ma dla niego nadziei, jeżeli się nie upamięta.
Ktoś powiedział, „Czystość serca, to chcieć jednej rzeczy”. Możemy również powiedzieć, że „Istotą grzechu jest chcieć jednej rzeczy”. Stawianie naszej woli przeciw woli Boga, to detronizowanie Boga i czynienie siebie władcą w tym małym królestwie ludzkiej duszy. Znajdziecie to obecnie w teologii zielonoświątkowej [ewangelicznej]. Jest przeżywanie na nowo Rzymian 1:19, gdzie Paweł mówił o „tłumieniu prawdy przez nieprawość”. Dalej mówi, że „poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy”. Oni postawili się wyżej od Boga. Dzisiaj oddają cześć gwiazdom religijnym. Jeżeli ogłosisz nabożeństwo modlitewne i powiesz ludziom, że będzie tam tylko Jezus, nie przyjdą, ale jeżeli ogłosisz, że będzie tam jakaś religijna gwiazda, przyjdą. To stało się ich bogiem. To jest grzech i ma złe korzenie. Z tego wyrasta wszelki inny grzech. Grzechy mogą się mnożyć, ale jest to jeden grzech. Są grzechy, bo jest grzech. Jest to racjonalne uzasadnianie wielu doktryn o naturalnym zepsuciu, które twierdzą, że nie skruszony człowiek może tylko grzeszyć, a jego dobre uczynki naprawdę nie są wcale dobre. Tego uczy Biblia. Człowiek przez upadek stał się zepsuty i całkowicie zdeprawowany; nie ma w nim nic dobrego. Nie ma w nim nic, co może tworzyć dobro. Tego nie chce przyjąć „samolubny” człowiek. Bóg odrzuca najlepsze uczynki religijne tak, jak odrzucił ofiarę Kaina. Tylko wtedy, kiedy zwróci skradziony tron Bogu, jego uczynki mogą być przyjęte. Zmagania chrześcijanina, by być dobrym, kiedy jest jeszcze pewny siebie, kiedy żyje w nim jeszcze pewien rodzaj moralnego odruchu, jest opisane przez Pawła w liście do Rzymian.
Świadectwo Pawła zgadza się z nauką proroków, „Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył.” (Izaj. 53:6). Nie ma dokładniejszego opisu grzechu nigdzie na świecie Bożym, niż określenie apostoła Pawła w trzecim rozdziale listu do Rzymian. Świadectwo świętych wszystkich wieków potwierdza, że wewnętrzne „Ja” leży u źródła ludzkiego zachowania, obracając wszystkie uczynki człowieka w zło. To nie otoczenie lub wychowanie; to wewnętrzne źródło w człowieku. By nas zbawić, Chrystus musi odwrócić to skrzywienie natury. Musi w nas wszczepić nowe zasady, by nasze zachowanie wynikało z pragnienia rozgłaszania chwały Bożej.
Co musi się stać? Stare „Ja” musi umrzeć, a jedynym narzędziem do jego uśmiercenia jest krzyż. Jedynym ratunkiem jest krzyż Chrystusa. Kiedy widzimy, że „Ja” jest korzeniem i powodem wszelkiego grzechu, widzimy to, co widzi Bóg. W tym przekonaniu widzimy siebie, jako buntowników względem Boga. Tylko wtedy możliwe jest upamiętanie. Tylko wtedy możliwe jest, byśmy nawrócili się z naszych nieprawości do Chrystusa. Jeżeli chcesz przyprowadzić ludzi do miejsca, gdzie możliwe jest upamiętanie, musisz być wierny Słowu Bożemu. Przez głoszenie Bożego Słowa, Bożego zakonu, doprowadzamy grzesznika tak, jak Jezus doprowadzi! bogatego młodzieńca do świadomości, że jest buntownikiem przed Bogiem. Wtedy doprowadzamy go do miejsca, gdzie jego opinia o grzechu się zmienia. Wtedy widzi siebie, kim jest; istotą samolubną, zasiadającą na skradzionym tronie. Będąc pod przekonaniem, tak siebie widzi. Musimy głosić Ewangelię tak, by zobaczył siebie takim, jakim widzi go Bóg. Jezus doprowadził tego młodzieńca do tego miejsca i pokazał mu, że upamiętanie, to nawrócenie się do Boga. To jest upamiętanie. On ma siłę do upamiętania. Chrystus go tam doprowadził.. On nie bawi się ludzkimi uczuciami. Porządkujcie to sobie w waszych umysłach. Jeżeli Bóg przekonuje, to daje też siłę do upamiętania. Kiedy ten bogaty młodzieniec zobaczył tą prawdę, odszedł zasmucony. Miał wiele majętności i to było jego bogiem. „Ja” było jego bogiem. Odszedł zasmucony, chociaż miał siłę do upamiętania.
Doprowadź człowieka przez Słowo Boże do przekonania, a wtedy będzie miał siłę do upamiętania. Jeżeli prawidłowo się upamięta, otrzyma łaskę wiary. „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar” (Efezjan 2:8). Z upamiętaniem przychodzi łaska wiary lub siła do uwierzenia. Z wiarą przychodzi nowe stworzenie. Taka jest Boża droga. Głoście Słowo, bądźcie temu wierni i doprowadzajcie ludzi do tego miejsca, w którym zobaczą samych siebie. Zachęcajcie ich do upamiętania. Przez upamiętanie nie tylko zmieni się ich opinia na temat grzechu, ale też ich uczucia do grzechu. Zobaczą to tak, jak widzi to Bóg.
Szkoła Chrystusa” - cykl Upamiętanie, z rozdziału – Jestem, który jestem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz