Mam wielkiego przyjaciela, który jest jednym z największych misjonarzy wszech czasów. Urodził się w Afryce i jego ojciec był też misjonarzem. Jest Szwajcarem, ale urodził się w Afryce i tam był misjonarzem przez całe swoje życie. Pracowałem z nim w Kinszasie, w Zairze. Były takie chwile, kiedy przeżywał to, co dla naturalnego człowieka jest niemożliwe. Przy jednej takiej okazji byłem z nim. Płakał w swoim pokoju i opowiadał mi, że co drugi dzień był stawiany przed sądem i jeżeli ktoś nie był jeszcze w takiej sytuacji, nie może sobie tego nawet wyobrazić. Pewne siły chciały go deportować Były to duchy kłamliwe, użyte przez szatana. Była to ciągła walka. Powiedział do mnie, „umarłem już tysiącem śmierci”. Ja mu odpowiedziałem, „ale popatrz, jakie życie powstało z tej twojej śmierci”. Paweł powiedział, „umieram codziennie”, ale z tej jednej śmierci [starego człowieka, poprzez nowe narodzenie, czego świadectwem był chrzest zanurzający] powstawało życie dla innych. Mój przyjaciel ma zbór, w którym zgromadza się dwanaście tysięcy ludzi każdej niedzieli rano, by słuchać ewangelii. Ten zbór zrodził już kilka innych zborów w tym wielkim mieście, które ma około dwóch tysięcy ludzi. Ze śmierci powstaje życie.
To jest przedstawione wyraźnie w ziarnie pszenicy, które wpada do gleby i umiera po to, by wydać wiele owocu. To o tym nowym człowieku Paweł mówi, „Zawsze nosząc umartwienie Patia Jezusa na moim ciele, aby życie Jezusa mogło się objawiać w naszym ciele”. Jest to fałszywa interpretacja, która prowadzi do wierzenia, że Bóg mógłby umieścić niebiański skarb w czymś innym, prócz nowego człowieka. Popatrzcie na cztery urywki Pisma Świętego często mylone ze starym człowiekiem, które odnoszą się do nowego człowieka. Musi to się odnosić do nowego człowieka, gdyż jest to służba, która jest „w niebezpieczeństwie” każdej godziny. Z tego powodu Paweł mówi, „umieram codziennie”. Nie odnosi się to do grzechu - wyraźnie wskazuje na to kontekst Apostoł mówi o codziennej gotowości do narażania swojego życia dla ewangelii. Czytamy „Jeżeli umarli w ogóle nie bywają wzbudzeni, dlaczego my każdej godziny narażamy się na niebezpieczeństwo? Tak ja codziennie umieram, Jeśli ja na sposób ludzki walczyłem z dzikimi zwierzętami w Efezie, jaki z tego dla mnie pożytek, jeśli umarli nie bywają wzbudzeni?”
To jest znaczenie codziennego umierania. Tak, jak mój brat w Afryce codziennie stawał przed śmiercią, to jest codzienne umieranie, by przez nas mogło powstawać życie Jezusa. Inne miejsce często interpretowane, jako mówiące o śmierci dla grzechu, znajduje się w Jana 12:24, „Jeśli ziarnko pszeniczne, które zapadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje. Farmer zawsze sieje dobre ziarno, które ma w sobie życie. Nigdy nie sieje celowo złego ziarna. Ziarno jest siane nie dla oczyszczenia, ale dla reprodukcji. My jesteśmy ziarnem w Jego ręce”. „Nie chcemy bowiem, abyście nie wiedzieli, bracia, o utrapieniu naszym, jakie nas spotkało w Azji, iż ponad miarę i ponad siły nasze byliśmy obciążeni tak, że nieomal zwątpiliśmy o życiu naszym; doprawdy, byliśmy już całkowicie pewni tego, że śmierć nasza jest postanowiona, abyśmy nie na sobie samych polegali, ale na Bogu, który wzbudza umarłych” (2 Koryntian 1:8 i 9).
Podobieństwo do krzyża po stronie zmartwychwstania oznacza głębokie przyznanie się do słabości. Nie zależy mi na tym abym się czuł silny i mógł zrobić to lub owo. Nasza słabość to droga krzyża, ponieważ żyjemy życiem kogoś innego. Podzielę się z wami na ten temat świadectwem pani Penn-Lewis. Oto jej słowa: „Kiedy czytałam tę książkę [prawdopodobnie chodzi tu o podręcznik Szkoły Chrystusa Berta Clendennena] , wyraźnie zobaczyłam drogę krzyża i wszystko, co ona oznacza. Z początku odrzuciłam książkę i powiedziałam - Nie, ja tą drogą nie pójdę, gdyż straciłabym moje chwalebne przeżycie. Jednak następnego dnia chwyciłam książkę znowu, i Pan wyszeptał tak delikatnie, - Jeżeli pragniesz głębokiego życia i nieprzerwanej społeczności z Bogiem, to jest to ta droga. Pomyślałam, czy iść? Nie! Znowu odłożyłam książkę. Trzeciego dnia wzięłam ją znowu. Jeszcze raz Pan przemówił, - Jeżeli chcesz owocu, to jest to ta droga. Nie zabiorę ci radości, możesz ją sobie zatrzymać, jeżeli chcesz; ale możesz mieć albo twoją świadomą radość dla siebie, albo owoc. Co chcesz? Wtedy, z Jego łaski powiedziałam, - obieram drogę owocności, a zamykam każdą cząstkę świadomego przeżycia. Od tej chwili każda część doświadczeń duszewnych się skończyła. Przez pewien czas chodziłam w tak zupełnej ciemności - ciemności wiary, że wydawało się, jakby Bóg nie istniał. Znowu, z Jego łaski powiedziałam, - Tak, będę miała tylko to, na co się zgodziłam, i udałam się na pewne nabożeństwa, gdzie zobaczyłam moc. Od tej godziny zrozumiałam i wiedziałam, że nie uczynki, ale umieranie przynosi duchowy owoc. Sekret owocnego życia, to dawać innym i nie chcieć nic dla siebie, i oddać się całkowicie w ręce Boże, nie troszcząc się, co się z tobą stanie”. Czy chcesz takiego życia ?
„Szkoła Chrystusa” - cykl Krzyż z rozdziału – Droga krzyża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz