Bert Clendennen

Bert Clendennen

wtorek, 27 września 2011

nadaremno dekorujemy ściany, jeżeli nie ma fundamentów

W czasach, w jakich żyjemy, w wieku przestępstwa, pogrążania się w przyjemnościach dla samego siebie i we wszelkim złu, musimy posłuchać głosu, który grzmi jak głos granatu, druzgocze wszystko i bez żadnego wahania. Kaznodzieja musi zwiastować, że Bóg będzie nas sądził, oskarżenie kierować do tzw. ludu Bożego, że uciska biednych i grzebie potrzebujących. Musi piętnować problem samolubstwa, miłowanie samych siebie więcej, niż Boga. To jest oskarżenie skierowane do tych, którzy kiedyś nazywali się ludem Bożym. To nie jest jakieś dawne, zamierzchłe oskarżenie, to jest bezbożność, która dzisiaj panuje. Amos zadaje pytanie: „Czy dwóch pójdzie razem, jeżeli się nie zgodzą?” Jaki jest sens takiego pytania? „Jak mogę Ja, żywy, prawdziwy Bóg iść z wami, jeżeli jesteście odstępcami, pełnymi oszustwa: jedno mówicie, drugie czynicie! Wasze życie jest zupełnie czymś innym!”. Ale to pytanie również odnosi się do moralnego rozważania: Jak człowiek uczciwy i złodziej mogą być partnerami w tym samym interesie? To pytanie dotyczy etyki, ponieważ mówi o możliwości Boga, który idzie z człowiekiem. Pan oświadcza, że On nie może mieć żadnej łączności z ludźmi obłudnymi, dwulicowymi. Modlitwy bezbożnych są obrzydliwością dla Boga! Kiedy idą do kościoła, to kalają świątynię, kiedy śpiewają, to fałszują muzykę. Mówię teraz o takim kąkolu, który jest podobny do świętych. Nie mówię o ludziach, którzy są całkowitymi grzesznikami. Bóg opuścił każdy kościół, który Jego opuścił. Gdzie są ci Amosowie, którzy by te rzeczy nam mówili?! Ja każdego dnia modlę się do Boga, aby posłał takiego Amosa.

On zostanie ukrzyżowany, ale Bóg go przyjmie w chwale. Słowo Boże mówi, że Pan przysiągł na swoją świętość, więc widzimy, że to jest sprzeczność moralna i nic, co nie spełnia Bożych wymagań, nie może być przyjęte. Bóg nie przysięga na swój majestat, ale na swój charakter. Ponieważ Bóg jest święty , to również Jego lud musi być święty. Tam, gdzie świętość zostaje skonfrontowana z niesprawiedliwością, działają najpotężniejsze siły znane człowiekowi, zaangażowane w dzieło budowy lub destrukcji. Kaznodzieja sprawiedliwości jest najbardziej zdeterminowanym oponentem zła. Świętość nigdy nie poddaje się, a święci ludzie nigdy nie poprawiają Ewangelii. Na całym świecie spotykamy tzw. poprawiaczy. Mówią ci: „Nie wydaje ci się, że tutaj jesteś zbyt ostry, może będzie lepiej, jeżeli przymkniesz oko”. Ale spójrzcie na człowieka, którego świadomość jest ożywiona, którego umysł stał się organem moralnym i którego dusza oddana jest sprawie sprawiedliwości. On nigdy się nie podda, jego nie można zmienić. Taki człowiek jest przedstawicielem wiecznych zasad i niezmiennych nowin. Ten świat potrzebuje moralnego przesłania, ale to się nigdy nie stanie, jeżeli nie będzie zwiastowane z kazalnicy. My mamy inteligencję, ale potrzebujemy włączyć w nią sumienie i to z wielką pasją. Kiedy świadomość przyjmuje kurs prawdy, to prawda ta będzie słyszana w wielu językach. Ale sumienie zostało zgubione dlatego, że w większości przypadków kościół dzisiaj nie ma przekonania o grzechu. Bywałem w takich zborach w Ameryce, gdzie kobiety, które śpiewają w chórze, miały na sobie mniej ubrania, niż pozwoliłbym mieć na sobie mojej córce, kiedy kładzie się spać.

Może ktoś powie, że to jest legalizm, ale ja powiem więcej. Bóg tego nienawidzi. Kiedy z opętanego wyszły demony, to człowiek ten ubrał się. Nie ma tutaj znaku zapytania. Kiedy doszedł do zdrowego umysłu, ubrał się. Przyglądałem się, jak Kościół Zielonoświątkowy [ta sprawa dotyczy i innych kościołów i wspólnot]dochodzi do miejsca, w którym nie ma już przekonania o grzechu. Zawsze, tak to bywa, są wyjątki od zasady, ale mówię o kościele ogólnie. Przepisy bez przekonania to szkielet. Bóg jest stanowczo przeciwny złu, a wy i ja musimy zadowolić Jego moralny osąd. Bóg przyjmuje tylko to, co jest prawe i jeżeli to, co robimy nie jest prawe, nic nie osiągnęliśmy. Nadaremno dekorujemy ściany, jeżeli nie ma fundamentów. Żeby zmienić ten kurs, Bóg musi mieć kaznodzieję, który będzie głosił jego poselstwo. Jedyna rzecz, którą kaznodzieją musi wiedzieć jest to, że Bóg go powołał. Wtedy może być odważny.

Amos powiedział: „ja nie byłem prorokiem ani nie byłem synem proroka”. Przeczytajcie to z naciskiem: „nie byłem prorokiem ani nie byłem synem proroka”. Tutaj jest podkreślony czas. I tak jak Amos, tak i my musimy pamiętać naszą historię, pamiętać swoje ubóstwo. Pamiętaj swój poprzedni ból serca. Pamiętaj, jak Pan Bóg zachował cię w słabości. Przypomnij sobie historię i to ci pomoże zrobić następny krok z większą łaską. „Kiedy szedłem za stadem Pan Bóg mnie powołał i powiedział mi: idź i prorokuj, mów do mojego ludu”. Amos mówi: „Pan mnie wziął”. Mówi: „byłem biedny i do nikąd nie zmierzałem. Szedłem za owcami i miałem zamiar robić to do końca życia. Nigdy nawet nie śniło mi się, że takie powołanie otrzymam. Nie prosiłem o taką odpowiedzialność”. Mówi: „jestem prorokiem dlatego, że Bóg mnie namaścił”. Dla Amazjasza Amos był konspiratorem. Dla tego fałszywego człowieka był to fałszywy prorok. Ale kiedy Amos wstaje, podnosi to zagadnienie na nowy poziom. Mówi: „jeżeli w ogóle czymkolwiek jestem, to jestem wybranym Bożym sługą. Powiedziałem tylko to, co mi powierzono. Byłem tylko tym, który przekazuje wiadomości. Doręczyłem poselstwo, które mi zostało powierzone”.

Prawdziwego człowieka zawsze poznamy, kiedy go widzimy. Kiedy ktoś przechodzi do historii, ktoś, kto postanowił zmienić jej bieg, to jest w nim coś, co wskazuje na jego realność czy rzeczywistość. Jezus Chrystus poddał się takiej próbie. On był gotowy, by być sprawdzonym w agonii życia. Nie jestem żadnym prorokiem, tylko narzędziem. Czy powiedziałem coś rewolucyjnego? To pochodzi od Boga. jeżeli przekazałem wielką zasadę, to przekazałem tylko to, co Bóg mi powierzył do przekazania. To mówi Apostoł Paweł: przekazałem wam to, co otrzymałem od Pana. Mówi: nie tworzę ewangelii, ja tylko wziąłem tę ewangelię, którą znalazłem i według moich możliwości i moich zdolności ją oznajmiam. I to jedynie jest prawdziwa służba. Kaznodzieje nie kształtują samych siebie. Musimy być bardzo ostrożni, kiedy chcemy powiedzieć, że Pan uczynił nas kaznodziejami. Niech to wejście do służby będzie wielką pasją. Niech to będzie sprawa wielkiego bólu. Niech to dotrze do naszej świadomości, że jest pewnego rodzaju strata. Niech każdy będzie świadomy swojej wielkiej potrzeby, swojej niewystarczalności.  Niech twoje życie, jako życie męża Bożego, wyraża wielkie poważanie. Pan znajdzie takich kaznodziejów. Niech ci, których Bóg powołał, będą sobą. Nie próbujcie naśladować kogoś innego. Bóg ma poselstwo, które posyła do każdej służby, do każdego kaznodziei, którego powołuje. On zawsze powołuje właściwego człowieka do właściwej służby.

Nigdy nie ma potrzeby, byśmy się czuli niedowartościowani. Wystarczy że wiemy, że On nas powołał. Niektóre zadania będą trudne. Może będziesz bez przygotowania teologicznego, ale będziesz mówił, kiedy Pan Bóg ci poleci. Tacy ludzie być może będą musieli torować sobie drogę przez społeczną dżunglę. Z jednej strony będą palić i odrzucać, ale dla innych będą delikatnymi, miłującymi pasterzami. Przemawiając do pysznych i sprawiedliwych w samych sobie, prawdziwy prorok Boży będzie przejawiał święty gniew. Ale kiedy będzie przemawiał do wyrzutków społeczeństwa, do ludzi samotnych, do zmęczonych i zgubionych, powie: „idź i więcej nie grzesz” albo: „wstań, Mistrz cię woła”. To nie będą ludzie, którzy będą mieli z góry ustalone klucze do otwierania pewnych szuflad, w których ukryta jest pewna prawda, która może być rozumiana przez ludzi, którzy mają pewien poziom wykształcenia. Jeszcze raz powiadam: Bóg nie ma żadnej nagrody dla takich naukowców. Chyba nie ma gorszej rzeczy, jak być przekonanym o tym, że do Królestwa Bożego potrzebny jest tytuł naukowy. Bóg wziął prostych, nieuczonych ludzi i przez nich, tak jak zostało powiedziane, przewrócił świat do góry nogami. Mówię o tym, żebyśmy nie byli zawstydzeni przez tych, którzy są ponad nami. W krzyżu Bożym nie ma nic takiego, co wymagałoby tytułu naukowego. Inaczej zbawienie byłoby z uczynków. Polegałoby na zdolności pojmowania intelektem i byłoby wtedy uzależnione od umysłu, a nie od serca. Jest to ugruntowana służba dlatego, że jest to prawdziwa służba. Nie ma na tym świecie nikogo zacniejszego, niż powołany przez Boga człowiek, który pozostał wierny swemu powołaniu. Najwyższy zaszczyt, jaki kiedykolwiek może otrzymać człowiek, to kiedy Bóg wybiera cię spośród miliardów ludzi, abyś był Jego ustami. Dlatego człowiek musi być w swoim życiu bardzo ostrożny.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz