Bert Clendennen

Bert Clendennen

poniedziałek, 26 września 2011

chrześcijanin powinien być dowodem swego chrześcijaństwa

Kaznodzieja powinien być swoim poselstwem. Ludzie powinni widzieć, że to, co ten kaznodzieja mówi, jest prawdą dlatego, że on właśnie tak żyje. Jeżeli nie możemy zrozumieć wszystkich tajemnic Bożych, to przynajmniej możemy stanąć przed Nim z pokorą. Zobaczymy, co te tajemnice sprawią, kiedy zostaną ucieleśnione w Bogu. Bardzo ważne pytanie, które dotyczy nas, kaznodziejów, brzmi: „Czy jesteśmy pełni Ducha Świętego?”. Miałem kiedyś wypadek samochodowy. Kobieta zajechała mi drogę. Ale żeby firma ubezpieczeniowa wypłaciła mi odszkodowanie, musiałem znaleźć się w szpitalu na badaniach. Kobieta, która prześwietlała mnie i robiła wiele niepotrzebnych badań zapytała, jakie lekarstwa przyjmuję. Odpowiedziałem, że nie biorę żadnych. Spoglądając na moją kartę, zadała mi jeszcze kilka pytań, po czym powtórzyła: - „Dlaczego nie bierzesz żadnych leków?”- „Po pierwsze - nie wierzę w nie, a po drugie, ja ich nie potrzebuję”. - „No, to powiedz, jaka jest tajemnica twojego życia, przecież nie wyglądasz na swoje lata!” - „Tajemnica jest taka, wyjaśniłem, bądź pełen Ducha Świętego, nie pozwól, aby słońce zachodziło nad twoim gniewem, nie trzymaj goryczy w sercu do nikogo i chodź z Bogiem - to jest klucz!”. Każdy chrześcijanin powinien być dowodem swego chrześcijaństwa. Ja nie powinienem zadawać ci pytań, czy jesteś chrześcijaninem. Kiedyś w samolocie siedział koło mnie człowiek, który przez 12 godzin pił wino i próbował mi wmówić, że jest zbawiony. Ja wiedziałem lepiej, mimo tego, co mi powiedział. Chrześcijaństwo powinno być świadectwem samo w sobie. Może nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć kogo reprezentujemy, ale nigdy nie powinno być wątpliwości, jeżeli chodzi o nasze zachowanie, nasze postępowanie i nasz cel. Zawsze, w każdych warunkach, muszę być chrześcijaninem. Jeżeli na chwilę zawiodę, muszę pokutować. Jeżeli źle w stosunku do was postąpiłem, muszę pokutować. Nie mogę pozwolić na to, żeby cokolwiek w moim życiu było zaprzeczeniem tego, co mówię. Ktoś zapytał mnie kiedyś, w autorytecie czyjego imienia zwiastuję. W autorytecie sprawy, za którą stoi sam Bóg. A tą sprawą w XXI wieku jest to, aby mężowie Boży byli prawdziwie mężami Bożymi. Widzieliśmy, jakie efekty przyniosła ewangelia, dlatego ją zwiastujemy. Przyjmujemy ją dlatego, że wiemy.

Pierwszego stycznia pięćdziesiąt trzy lata temu wszedłem pijany do malutkiego zboru Assemblies of God. To była 7.30 wieczorem. Wyszedłem o 9.30 już jako nowe stworzenie. Wszedłem tam, kiedy byłem na drodze do piekła, a wyszedłem - idąc drogą prosto do nieba. Zupełnie zmieniony, narodzony na nowo, nowe stworzenie. Nie próbowałem tych 7 czy 12 kroków do zbawienia, ale zostałem wyzwolony przez ewangelię i dlatego taką ewangelię zwiastuję. Ona działa! Widzieliśmy ludzi uzdrowionych, oczyszczonych trędowatych. Byłem świadkiem tego, jak ludzie prymitywni zostali ucywilizowani a to wszystko się dzieje w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Dlatego zwiastuję, aby inni zostali dotknięci tą samą mocą ewangelii i odnowieni tą samą Bożą energią, doprowadzeni zostali do takiej samej jakości moralnego życia. Mówię ludziom wszędzie, gdziekolwiek ich spotykam, bez względu na stan ich życia moralnego. To może być człowiek zepsuty, narkoman, alkoholik, najróżniejszy. Mówię mu bez żadnej obawy i jakiejś sprzeczności: „Nie musisz taki być. Możesz być uwolniony nie za dwa miesiące, ale dzisiaj. Może wszedłeś tutaj jako homoseksualista, ale możesz wyjść jako wolny człowiek. Może wszedłeś tutaj związany narkotykami, ale nie musisz taki wychodzić”.

To jest ewangelia, która wybawia człowieka. Dlatego kaznodzieja musi być tym poselstwem. Najwyższym gwarantem kaznodziei - jeżeli chodzi o Chrystusa - jest to, że On sam był Słowem, które stało się ciałem. Jezus był zarówno tekstem, jak i kazaniem. On był nauką i jej ucieleśnieniem, przykładem. Jeżeli mamy wpłynąć na nasze pokolenie, to takie kwalifikacje musi mieć każde nowonarodzone dziecko Boże. Proś Boga, żeby cię uczynił świętym człowiekiem. To świętość była tajemnicą Jego mocy. Nie po to, żebyś biegał po ulicy, ale żebyś oczekiwał przed obliczem Bożym.
Jezus był nie tylko dobrym człowiekiem, był świętym człowiekiem. On miał głębokie Boże współczucie. Mieszkał w miejscu najświętszym Wszechmogącego. Jego mieszkanie było w Panu. Kaznodzieja musi mieć solidny, nienaganny charakter. Jeżeli mam zwiastować Święte Słowo, to ponad wszystko muszę być świętym człowiekiem. Będą niedoskonałości, niedociągnięcia i osądzenia. Będą takie działania, które czasem zaprzeczają zwykłemu ludzkiemu rozsądkowi. Kiedy mówię o charakterze, nie mówię o tym, co jest zewnętrzną i widzialną doskonałością, ale o wewnętrznym królestwie Ducha: przekonaniu o grzechu, współczuciu i doskonałości. Bramy piekła tego nie przemogą.  Jezus Chrystus nie tylko był święty, ale był też powołany i to powołanie było bardzo wyraźne. Powiedział: „Duch Pański jest nade mną, ponieważ namaścił mnie, abym głosił”. Jezus Chrystus, Święty - powołany przez Boga, aby głosił określoną Ewangelię, twierdził: „Oto przychodzę, aby czynić Twoją wolę, o Boże.” Każdy człowiek, powołany przez Boga, wierny swojemu powołaniu, musi być świętym człowiekiem, gdyż został powołany, żeby zwiastować określoną ewangelię. Każdy kaznodzieja jest takim Aaronem. Musi mówić to, co jemu powiedziano. Tacy kaznodzieje odróżniają się od innych nauczycieli dlatego, że Bóg daje im natchnienie. I kiedy wychodzi za kazalnicę oświadcza: „Stoję, Boże, za kazalnicą, aby wykonać Twoją wolę”.

Bóg powiedział, że święci ludzie muszą głosić świętą ewangelię. Oni, poprzez sam fakt tego powołania, mają do czynienia z życiem i sposobem życia pojedynczych ludzi i całego zboru. Wiele razy kaznodzieja musi głosić słowo oskarżające. Trudno jest przykuć uwagę ludzi do słów, które ich oskarżają. Takie słowa nie zawsze przyjmowane są przez słuchających. Zbór woli słuchać tego, co słodkie i mile. Jesteśmy gotowi dobrze płacić ludziom za to, że mówią nam kłamstwa. To jest ostrzeżenie skierowane przeciwko kazalnicy.

Kiedy panuje światowy pokój i nie ma wojen, nie jest to przyjemne być prorokiem Amosem, który został zabrany od pługa, aby napiętnował grzech swojego narodu. Prorocy nie byli powoływani na łatwy urząd. Byli jakby wyrzutkami świata, pozornie pozbawionymi uczuć. Zatraciło się to i zagubiło w naszym bałwochwalstwie i pogoni za szacunkiem. Chcemy, żeby wszyscy o nas dobrze myśleli. Ale są takie chwile, kiedy nie jesteśmy mili, bo mamy do czynienia z sercami ludzkimi. Jonasze, którzy krzyczeli na ulicach miasta, byli uznawani za wariatów i - będą zawsze za wariatów uznawani. Jeżeli na nowo będziemy zwiastowali ewangelię, to ten sam świat, który ukrzyżował Chrystusa, będzie pukał do naszych drzwi. Amos był sensacją swoich czasów, krzyczał, aż piana szła z jego ust. Kiedy ludzie przechodzili koło niego, to cieszyli się, kiedy go minęli. Kościół 2002 roku na pewno nie przyjąłby Amosa. Żadna kazalnica w Ameryce nie przyjęłaby go, by usługiwał i by przyniósł przebudzenie. Bardzo wątpię, że ktoś przyjąłby go w Polsce. Kłamstwem jest myślenie, że to, co kiedyś było sensacją, teraz już nią nie jest. Jeżeli zbór powstanie, aby z synagogi wyrzucić kaznodzieję, zrzucić go ze skały i zabić i jeżeli to przeżycie będzie w jakiś inny sposób opisane, niż jako sensacja, to ten kościół nie rozumie, czym powinien być zbór.

Amos żył w takich czasach, w jakich my żyjemy. Był to czas głodu, głodu słuchania Słowa Bożego. Głód był nie tylko sądem od Boga, ale był to naturalny rezultat kazalnicy, która nie głosiła prawdziwego Słowa Bożego. Kościół w Laodycei pojawia się na scenie. Jest głód w kraju i z powodu niewierności za kazalnicą do kościoła przyszedł duch naśladownictwa, który kontroluje zbór. Rodzą się supergwiazdy, zostaje wprowadzona nowa teologia i mamy wiarę, [wiarę w wiarę] , i czcimy czczenie [uwielbiamy uwielbienie]. Kościół jest wypełniony kąkolem, a ludzie oddają cześć bardziej stworzeniu niż Stwórcy. [Domy modlitwy zamienili na domy kultury, a „nudne” nabożeństwa w świetne imprezy] Bożą odpowiedzią w czasach Amosa był kaznodzieja sprawiedliwości, który nie bał się zwiastować tego, co słyszał od Boga. „Słuchajcie tego słowa - wy, krowy Baszanu, które pasą się na górach Samarii, które uciskają biednych i potrzebujących, i mówią do mistrza: dajcie wina i będziemy pić” (Amosa 4:1). Dawid mówił o bykach Baszanu, Amos mówił o krowach, o takich, których nie można określić. Cały lud pogrążył się w zmysłowość. Izraelici byli znani ze swego zniewieścienia. I ten chłopak z wioski, który został kaznodzieją, nie dobierał słów tego poselstwa po to, żeby ludzie chcieli tego słuchać. Amos zdecydowanie potępił zepsucie tamtego czasu. Patrzył na najbogatszych ludzi tego kraju i widział, jak wylęgają się na łożach z kości słoniowej i wołają: „Więcej wina!”. Mówił: „Wy, rodzaju Baszyński”, inaczej mówiąc: „Wy, zepsuci, brudni ludzie, słuchajcie!”. Dobrze, że Amos był zarówno farmerem, jak i robotnikiem, bo inaczej by go wyrzucili. Amos nie mówił: panowie szlachta, arystokraci, [kochani, drodzy Chrystusie]  tylko „wy, krowy baszańskie!”. Tak się do nich zwrócił, jak gdyby przemawiał do zebranych w stajni. Nie można posłać miękkich ludzi do wykonywania twardej pracy. Mężczyzna, który ma cztery kolczyki w uszach i z tyłu kucyk, nie jest człowiekiem, którego można do takiej pracy posłać. Instrumenty muszą być dopasowane do zadania, które mają wykonać i do tego, czego od nich oczekujemy.

„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału – Zwiastowanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz