Czyż nie jest prawdą, że większość chrześcijan nie prowadzi swojego życia tak, by ludzie mogli przez nich uwierzyć? Ilu ludzi uwierzyło z waszego powodu? Zadaję to pytanie siedzącym tutaj. Czy jesteście inni, niż ja? Co jest w was innego? Życie może być w nas, ale może nigdy nie zostać uwolnione. Nie będziemy mieli obfitego życia, dopóki go nie uwolnimy. To, co odnosi się do rąk, dotyczy też nóg. Łazarz miał związane ręce i nogi. Normalni chrześcijanie żyją ciągle jakby u wyjścia z grobu i nie robią duchowego postępu. Po trzydziestu latach są dalej w tym samym miejscu. Żyję już wystarczająco długo, by to widzieć i wielce mnie to martwi. Widziałem w kościele wielu ludzi, jak wychodzili do przodu, chcąc być zbawieni, ale to się nie działo. Przychodzili w niedzielę rano, ale w niedzielę wieczorem już ich nie było. Płakali i wyglądali, jakby się narodzili na nowo, ale nie narodzili się. Inni ludzie to ci, którzy są w kościele 25 lub 30 lat, a dalej zachowują się jak dzieci. Powiedziałem ludziom u nas w zborze: „Nie mam nic przeciwko temu, by dawać wam butelkę z mlekiem, ale nie będę tego robił stale”. Tak jest z wieloma chrześcijanami. Byli kiedyś w jakimś miejscu i 10 lat później dalej w nim są. Ich nogi są związane, ale najsmutniejsze jest to, że o tym nie wiedzą. Bez względu na to, jaką formę życia prezentujesz, ono albo będzie się rozwijać, albo umrze. Dziecko nie będzie w stanie poradzić sobie w życiu, jeżeli nie będzie się rozwijać. Urodziliście się jako niemowlęta w Chrystusie, ale jeśli nie będziecie rosnąć, to umrzecie. Kościół może was podtrzymywać przy życiu przy pomocy wielu sztuczek, ale jeżeli nie będziecie się rozwijać duchowo, ciemność was pokona. Jezus mówi o tych, którzy trwają w duchowej stagnacji: „rozwiążcie ich i pozwólcie im chodzić”. Musimy zerwać te więzy z kościoła.
Jedną z rzeczy, która to powoduje, jest wszechwładny system kościelny. Dzielimy ludzi w kościele na duchownych i świeckich. Jeżeli duchowni biorą na siebie całą odpowiedzialność, to uwalniają od odpowiedzialności pozostałych. Wszyscy jesteśmy członkami tego samego ciała i wszyscy mamy swoje miejsce. Musimy ludzi uwalniać: „Rozwiążcie ich i pozwólcie im chodzić!”. Widzę zasłonę na oczach wielu chrześcijan. Powinni widzieć coraz więcej tego, co Bóg ma dla nich, a nie widzą. Wierzą, że jedyna rzecz dla nich, to przyjąć zbawienie i dostać się do nieba. Nie wiedzą, że jedynym powodom, dla którego tu są, jest to, że Bóg chce przez nich działać. Do ewangelizacji potrzeba nas wszystkich. Wy spotykacie ludzi, których nigdy nie spotka pastor. Kościół tak naprawdę powinien zaczynać się wtedy, kiedy wychodzimy z kościoła. Spotykamy się, by się wzajemnie zachęcać, ale potem spotykamy ludzi w pracy, w szkole i oni muszą w nas zobaczyć Chrystusa. Problem polega jednak na tym, że nasze ręce są związane. Mamy życie, ale na tym się wszystko kończy. Nie widzimy, bo mamy zawiązane oczy. Kiedy Łazarz wyszedł, miał już życie, ale ciągle jeszcze był w grobie. Kiedy stanął u wyjścia, ludzie się dziwili - oto człowiek, który już od czterech dni był martwy, a teraz stoi u wyjścia z własnego grobu. Nikt nie kwestionował tego, że miał życie, ale był całkowicie bezradny. Nie mógł chodzić, nie mógł widzieć i nie mógł używać swoich rąk, bo był związany, „Łazarzu, wyjdź!” To właśnie powiedział On również do ciebie, kiedy narodziłeś się na nowo.
Chrzest, w którym dzisiaj rano uczestniczyliśmy, jest dobrym przykładem tego, o czym mówiłem powyżej. Umieramy z Nim, jesteśmy pogrzebani z Nim, a potem z Nim wstajemy z martwych do nowego życia. Musimy rozwiązać ludziom nogi, by mogli chodzić i musimy zdjąć przepaski z ich oczu, by widzieli, dokąd idą. Straszne jest jednak to, że większość ludzi z kościoła zostaje tam, gdzie była. Nauczyli się na pamięć kilku wersetów, poznali kilka historii ze Starego Testamentu - chodzili bowiem do szkoły niedzielnej. Odwróciliśmy kolejność i mówimy ludziom, że Jezus mieszka w ich sercach, ale On nie mieszka w sercu kogoś, kto nie narodził się na nowo. Dlatego ludzie nie dożywają zbawienia. Są ślepi, bo mają przewiązane oczy.
Łazarz w dalszym ciągu miał na sobie to, co łączyło go z grobem i co go ograniczało. Nikt nie mógł wątpić, że był żywy, ale był ograniczony. Na czym polegają te ograniczenia? W liście do Koryntian Paweł pisze o szacie z grobu. Na samym początku nazywa Koryntian świętymi. Treść tego listu dotyczy chrześcijan, gdziekolwiek by nie byli i w jakim języku by go nie czytali. Koryntianie byli chrześcijanami, jednakże ciągle pozostawali w związaniu i ograniczeniu - poprzez grobowe ubranie cielesnego życia. Kierowali się mądrością tego świata. Uważali, że mogą Boga wykorzystywać. Nie mieli obfitego życia. Kiedy się czyta w Nowym Testamencie o zborze w Efezie, a potem o zborze w Koryncie, to aż trudno uwierzyć, że oba pochodzą z tej samej rodziny, jedni zostali przeniesieni z rzeczy ziemskich do rzeczy niebiańskich, a drudzy pozostali ziemscy. Sprzeczali się, kto jest najlepszym kaznodzieją. Dalej mieli na sobie strój z grobu życia cielesnego. Zajmowali się tym, co mogli zobaczyć, czego mogli dotknąć, a nie mieli życia w obfitości. Ich zachowanie nadal było takie, jakie było w świecie. Paweł powiada, że jedni drugich ciągali do sądów, a na wieczerzy Pańskiej upijali się. Nazywa ich świętymi, bo mieli życie, ale to życie nie miało wpływu na ich zachowanie. Ciągle byli związani tym, co było w grobie cielesnego życia. Cały list do Koryntian zajmuje się ludźmi, ale w liście do Efezjan opisany jest tylko jeden człowiek, czyli nowe stworzenie i człowiek – Chrystus Jezus. Tu widzimy obfite życie, bo ubiór z grobu został usunięty. Efezjanie wyszli już z grobu i zaczęli żyć życiem Bożym. „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”. Zbór w Koryncie był ciągle w ubiorze z grobu, bo - chociaż posiadał życie - nie postępował zgodnie z nim.
Kiedy przechodzimy od Koryntian do Galacjan, ocieramy się znowu o ten ubiór z grobu. Przesłanie skierowane do nich brzmi: „Stójcie w wolności dzieci Bożych, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli”. Oni byli niewolnikami ciała. Zaczęli żyć według Ducha, ale potem uznali, że sami mogą się udoskonalić. Widziałem to w kościele zielonoświątkowym. Ludzie dobrze zaczynali, narodzili się na nowo, zostali napełnieni Duchem Świętym, ale potem pozostawało tylko działanie człowieka. Byłem kiedyś w pewnym kościele na Florydzie i jednego wieczora zstąpił Duch Święty. Bracia z Rosji właśnie mi powiedzieli, że ubiegłej nocy w zborze w Rosji zstąpił Duch Święty i ochrzcił dziewięć młodych ludzi. Dwie córki Jakuba i synowie Andrzeja otrzymali chrzest Duchem Świętym. To wspaniale! Tamtego wieczora 40 osób klęczało przy ołtarzu i szukało chrztu w Duchu Świętym. Za nimi stało 150 osób, które modliły się, by zostali napełnieni Duchem Świętym. Były tam też trzy małe dziewczynki, miały może po siedem lat. Miały podniesione ręce, łzy spływały im po policzkach i mówiły najpiękniejszymi językami, jakie kiedykolwiek słyszałem. A co z resztą tych 40 osób? Około 30 z nich zostało napełnionych, a ze 150 ponad 100 osób doznało odnowienia napełnienia i wszyscy uwielbiali Boga. Powiedziałem wtedy do pastora: „Dlaczego mielibyśmy szukać programów? Dlaczego kościół zielonoświątkowy zamienia ołtarz na programy? [ proszę, drogi czytelniku, abyś odniósł to nauczanie do siebie osobiście, do kościoła, którego jesteś członkiem, moją ustawiczną prośbą do Was jest abyście nie zawężali tych słów organizacyjnie do jednego kościoła ] Tu jest życie!. Kiedy ja dostąpiłem zbawienia, nie pozostałem w grobie. Rzeka życia płynie przeze mnie i inni mogą z niej pić". Zbór w Galacji, jak i dzisiejszy kościół, tak się bał, że zajdzie za daleko, że nie szedł nigdzie. To jest życie, którym musimy żyć. To jest rzeka, którą musimy uwolnić. To życie nie zdziała niczego, dopóki będzie w nas zamknięte. Tylko wtedy, kiedy ono wypływa, może coś czynić. Chrześcijanie są ograniczeni przez strój z grobu. U Koryntian był to grób życia cielesnego, a u Galacjan było to grobowe ubranie tradycji i legalizmu, który był widoczny we wszystkim.
„Człowiek według Bożego serca” z rozdziału Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz