Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
Rozdział 6 - Naczynie chwały cz.2
Kościół ma być takim jakim był Chrystus i takim jest w
odniesieniu do Jego istoty, praw Jego życia i Jego służby. Wszystko, co jest
prawdą w odniesieniu do Chrystusa jako niebiańskiego człowieka musi stać się
prawdą w odniesieniu do Kościoła. Z tego powodu krzyż Chrystusa musi być w
centrum wszelkiej działalności Kościoła. Krzyż usuwa wszystko, co służy
Szatanowi, a dla nas to oznacza nic innego jak WŁASNE JA. Mocniejszym
określeniem jest ciało. Niektórzy nie mają pojęcia, co masz na myśli
używając słowa ciało. Ciało jest po prostu innym określeniem własnego ja.
Własne ja jest bardzo subtelną rzeczą. Zawarte w nim są – zainteresowanie
sobą samym, samouwielbienie, samoprzetrwanie, samorealizacja, samorozwój, i
wszelkie aspekty naszego wpływu, prestiżu, itd. Wyrażenia związane z własnym
ja są jak legion i każde z nich służy Szatanowi. Dlatego właśnie gdzie
tylko pojawi się choćby najmniejsza wzmianka o własnym ja, Boża chwała
jest przyćmiona i potrzebny jest krzyż. Uwieńczeniem krzyża jest Boża chwała.
Z tego wszystkiego, co napisaliśmy jasno wynika, że kwestia
„niebiańskości” Kościoła jest podstawowym prawem determinującym Boży cel dla
niego. Ewangelia św. Jana za każdym razem czyni duchowe życie wierzącego sprawą
niebiańską. Duchowe życie wierzącego jest postrzegane jako to, które ma swój
początek w niebie – narodzony z góry. W Ewangelii św. Jana widzimy jak Bóg
zadaje sobie wielki trud, by utrzymać swoich z dala od świata. On pozwolił na
to, by cień Jego odejścia spadł na nich z wielką siłą z jednego tylko powodu,
by wierzący mogli zobaczyć, że ich życie ma być życiem niebiańskim, a ich
nadzieja nadzieją niebiańską, a nie ziemską.
W zmartwychwstałym Chrystusie można zauważyć dwie rzeczy. Po
pierwsze nie pojawił się już w
Jerozolimie i nie spotkał się oficjalnie z nominalnymi Żydami. On zabrał
Swój Kościół duchowo z ziemi i skoncentrował go wokół Siebie w niebie. „I
wraz z Nim wzbudził, i wraz z Nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie
Jezusie.”(Ef. 2,6). Od tego czasu historia zaczęła rozwijać się równolegle
na dwóch płaszczyznach prawdziwej i fałszywej. Kościół w sensie niebiańskim i
duchowym rozwinął się pod kontrolą Ducha Świętego. A fałszywy wyraz
chrześcijaństwa rozwinął się jako ziemski system, zarządzany przez
człowieka. Każdy etap końcowy jakiegoś
czasu w Biblii i w historii był świadkiem jak to zarządzane przez człowieka, i
zimitowane chrześcijaństwo wysuwa się na czoło, sztucznie wypływa na
powierzchnię. Przesłanie listów do siedmiu zborów z drugiego i trzeciego
rozdziału Objawienia Jana potwierdza tę wielką prawdę. W tych siedmiu zborach
możemy zobaczyć historię całego Kościoła na przestrzeni wieków. Ostatnim etapem
jest Kościół Laodycejski, co oznacza świeckie rządy i Chrystusa poza Kościołem.
On nie pozostanie tam, gdzie zezwolono na rządy ciała. Prześcignięcie
chrześcijaństwa przez Islam było efektem słabości duchowej powstałej na skutek
tej tragicznej mieszaniny ciała i ducha.
Jerozolima stała się siedzibą najbardziej wyrazistego
przejawu źle pojmowanego Kościoła. Wskazuje to na bezsprzeczną potrzebę
duchowej jedności Kościoła jako niebiańskiej Jerozolimy, jeśli ma zdobyć on
pozycję zwierzchnią. To także wskazuje na fakt, iż duchowy stan tego świata
jest odbiciem duchowego stanu Kościoła. Straszne katastrofy dotykające ten
świat, są niczym innym jak wzdychaniem ziemi oczekującej wybawienia. Kościół musi
po raz kolejny stać się zgromadzeniem, które przynosi wybawienie. Jeśli jest
prawdą, że Pan Jezus przeniósł się z tego świata i duchowo zabrał Swój Kościół
ze Sobą, uznając tym samym, że upadek Jerozolimy nadchodzi z powodu jej
strasznego stanu, jak znaczącymi są słowa Jego modlitwy : „Aby wszyscy byli
jedno...” ( J 17,21 ). Błąd, bez względu na to kiedy popełniony – w
przeszłości, czy obecnie, przyniesie swój owoc poprzez duchową słabość
wynikającą z podziałów między wierzącymi.
Jeśli człowiek, który nie jest pod wpływem działania Ducha
Świętego wtargnie na teren zdominowany przez Boże zamysły, Jego myśli, mądrość,
umysł, czy uczucia, to następstwem będzie proporcjonalna do tego dawka śmierci,
podziału, zamieszania i sprzeczności. Dlatego właśnie człowiek cielesny musi
odejść. Chrystus, człowiek niebiański, musi byś Synem postawionym nad Bożym
Domem, musi być głową Kościoła. Jego zwierzchnictwo musi być kontrolowane
wyłącznie przez Ducha Świętego. Tutaj właśnie widzimy potrzebę krzyża, który
nieustannie i praktycznie musi być rzeczywistością, która rządzi cielesnym
człowiekiem i eliminuje jego dążenie do władzy. I tutaj także widzimy potrzebę
pełni Ducha Świętego, jeśli Kościół ma zajmować przeznaczone dla siebie
miejsce, stępującego z nieba centrum władzy Bożego wszechświata. Tak by mógł On
stawić przed Swoim obliczem Kościół pełen chwały, Kościół zwycięski, Kościół,
który przetrwał burzę, Kościół, który może być uwielbiony. Jezus, w sobie
samym, powołał do życia jedyny rodzaj ludzi, którzy mogą być uwielbieni.
Poprzez upadek Adama, ludzka rasa stała się niezdatna dla Bożego celu, dlatego
też ta rasa nie mogła być uwielbiona. Chrystus przyszedł jako pierworodny nowej
rasy, przez którą Bóg zrealizuje Swój cel. Kościół, który narodził się w dniu
Pięćdziesiątnicy jest przedstawicielem tej rasy, składał się on z narodzonych
na nowo mężczyzn i kobiet, którzy byli wypełnieni i opanowani przez Ducha
Świętego. Kościół ten narodził się jako rozwinięty w pełni, mający w sobie
wszystko, co potrzebne „...do życia i pobożności” ( 2P 1,3 ) Kościół
doskonale rozumiał cel swojego istnienia, nie chodziło bowiem o to, by stał się
społecznością nastawioną na debaty religijne, lecz naczyniem, przez które
Chrystus może żyć. Poprzez swoją obecność Kościół cały czas pokazywał, że ziarno
pszeniczne, które wpadło do ziemi obumiera, a następnie rozradza się ponad
miarę.
Kościół, który narodził się, tego dnia posiadł tego samego
Ducha i moc, co jego Pan. Oni nie mieli nic wspólnego z egoizmem i tak jak ich
Pan, pragnęli dawać, a nie brać. Nie umiłowali życie swego tak, by raczej je
obrać niż śmierć, chcieli tak żyć i tak umierać. Każdą formę życia poznaje się
po tym, co sobą wyraża, tam gdzie są ludzie samolubni, nie ma Kościoła. Kiedy
będziemy wyrażać sobą Boże życie, wtedy
znowu zobaczymy kochającego i hojnego Boga ( J 3,16 ) Kiedyś John Wesley powiedział do swoich
współpracowników : „ Jeśli umierając będę miał przy sobie więcej niż dziesięć
funtów, wtedy poznacie, że byłem złodziejem i rabusiem !” Kiedy umierał,
zostawił na tym świecie 3 funty i Kościół Metodystyczny. Owoc Ducha był tak
widoczny w życiu tych pierwszych uczniów, że nawet najbardziej zaciekli
wrogowie Chrystusa, rozpoznawali w nich tych, którzy chodzili z Jezusem. Skoro
już wiemy, że Chrystus nie wróci [po byle jaki kościół], bo nie może wrócić po Kościół inny niż
pozostawił, Kościół, który zostanie pochwycony i uwielbiony musi odzyskać to,
co zostało zaprzepaszczone. Do tego dzieła Bóg potrzebuje wykutego naczynia,
które stanie się wzorem i matrycą, na której Bóg będzie działał.
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz