Bert Clendennen

Bert Clendennen

sobota, 23 marca 2013

Naczynie chwały cz.2


Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum.
Katarzyna Zieleźnik

Rozdział 6 -
Naczynie chwały cz.2

Kościół ma być takim jakim był Chrystus i takim jest w odniesieniu do Jego istoty, praw Jego życia i Jego służby. Wszystko, co jest prawdą w odniesieniu do Chrystusa jako niebiańskiego człowieka musi stać się prawdą w odniesieniu do Kościoła. Z tego powodu krzyż Chrystusa musi być w centrum wszelkiej działalności Kościoła. Krzyż usuwa wszystko, co służy Szatanowi, a dla nas to oznacza nic innego jak WŁASNE JA. Mocniejszym określeniem jest ciało. Niektórzy nie mają pojęcia, co masz na myśli używając słowa ciało. Ciało jest po prostu innym określeniem własnego ja. Własne ja jest bardzo subtelną rzeczą. Zawarte w nim są – zainteresowanie sobą samym, samouwielbienie, samoprzetrwanie, samorealizacja, samorozwój, i wszelkie aspekty naszego wpływu, prestiżu, itd. Wyrażenia związane z własnym ja są jak legion i każde z nich służy Szatanowi. Dlatego właśnie gdzie tylko pojawi się choćby najmniejsza wzmianka o własnym ja, Boża chwała jest przyćmiona i potrzebny jest krzyż. Uwieńczeniem krzyża jest Boża chwała.

Z tego wszystkiego, co napisaliśmy jasno wynika, że kwestia „niebiańskości” Kościoła jest podstawowym prawem determinującym Boży cel dla niego. Ewangelia św. Jana za każdym razem czyni duchowe życie wierzącego sprawą niebiańską. Duchowe życie wierzącego jest postrzegane jako to, które ma swój początek w niebie – narodzony z góry. W Ewangelii św. Jana widzimy jak Bóg zadaje sobie wielki trud, by utrzymać swoich z dala od świata. On pozwolił na to, by cień Jego odejścia spadł na nich z wielką siłą z jednego tylko powodu, by wierzący mogli zobaczyć, że ich życie ma być życiem niebiańskim, a ich nadzieja nadzieją niebiańską, a nie ziemską.

W zmartwychwstałym Chrystusie można zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze nie pojawił się już w   Jerozolimie i nie spotkał się oficjalnie z nominalnymi Żydami. On zabrał Swój Kościół duchowo z ziemi i skoncentrował go wokół Siebie w niebie. „I wraz z Nim wzbudził, i wraz z Nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie.”(Ef. 2,6). Od tego czasu historia zaczęła rozwijać się równolegle na dwóch płaszczyznach prawdziwej i fałszywej. Kościół w sensie niebiańskim i duchowym rozwinął się pod kontrolą Ducha Świętego. A fałszywy wyraz chrześcijaństwa rozwinął się jako ziemski system, zarządzany przez człowieka.  Każdy etap końcowy jakiegoś czasu w Biblii i w historii był świadkiem jak to zarządzane przez człowieka, i zimitowane chrześcijaństwo wysuwa się na czoło, sztucznie wypływa na powierzchnię. Przesłanie listów do siedmiu zborów z drugiego i trzeciego rozdziału Objawienia Jana potwierdza tę wielką prawdę. W tych siedmiu zborach możemy zobaczyć historię całego Kościoła na przestrzeni wieków. Ostatnim etapem jest Kościół Laodycejski, co oznacza świeckie rządy i Chrystusa poza Kościołem. On nie pozostanie tam, gdzie zezwolono na rządy ciała. Prześcignięcie chrześcijaństwa przez Islam było efektem słabości duchowej powstałej na skutek tej tragicznej mieszaniny ciała i ducha.

Jerozolima stała się siedzibą najbardziej wyrazistego przejawu źle pojmowanego Kościoła. Wskazuje to na bezsprzeczną potrzebę duchowej jedności Kościoła jako niebiańskiej Jerozolimy, jeśli ma zdobyć on pozycję zwierzchnią. To także wskazuje na fakt, iż duchowy stan tego świata jest odbiciem duchowego stanu Kościoła. Straszne katastrofy dotykające ten świat, są niczym innym jak wzdychaniem ziemi oczekującej wybawienia. Kościół musi po raz kolejny stać się zgromadzeniem, które przynosi wybawienie. Jeśli jest prawdą, że Pan Jezus przeniósł się z tego świata i duchowo zabrał Swój Kościół ze Sobą, uznając tym samym, że upadek Jerozolimy nadchodzi z powodu jej strasznego stanu, jak znaczącymi są słowa Jego modlitwy : „Aby wszyscy byli jedno...” ( J 17,21 ). Błąd, bez względu na to kiedy popełniony – w przeszłości, czy obecnie, przyniesie swój owoc poprzez duchową słabość wynikającą z podziałów między wierzącymi.

Jeśli człowiek, który nie jest pod wpływem działania Ducha Świętego wtargnie na teren zdominowany przez Boże zamysły, Jego myśli, mądrość, umysł, czy uczucia, to następstwem będzie proporcjonalna do tego dawka śmierci, podziału, zamieszania i sprzeczności. Dlatego właśnie człowiek cielesny musi odejść. Chrystus, człowiek niebiański, musi byś Synem postawionym nad Bożym Domem, musi być głową Kościoła. Jego zwierzchnictwo musi być kontrolowane wyłącznie przez Ducha Świętego. Tutaj właśnie widzimy potrzebę krzyża, który nieustannie i praktycznie musi być rzeczywistością, która rządzi cielesnym człowiekiem i eliminuje jego dążenie do władzy. I tutaj także widzimy potrzebę pełni Ducha Świętego, jeśli Kościół ma zajmować przeznaczone dla siebie miejsce, stępującego z nieba centrum władzy Bożego wszechświata. Tak by mógł On stawić przed Swoim obliczem Kościół pełen chwały, Kościół zwycięski, Kościół, który przetrwał burzę, Kościół, który może być uwielbiony. Jezus, w sobie samym, powołał do życia jedyny rodzaj ludzi, którzy mogą być uwielbieni. Poprzez upadek Adama, ludzka rasa stała się niezdatna dla Bożego celu, dlatego też ta rasa nie mogła być uwielbiona. Chrystus przyszedł jako pierworodny nowej rasy, przez którą Bóg zrealizuje Swój cel. Kościół, który narodził się w dniu Pięćdziesiątnicy jest przedstawicielem tej rasy, składał się on z narodzonych na nowo mężczyzn i kobiet, którzy byli wypełnieni i opanowani przez Ducha Świętego. Kościół ten narodził się jako rozwinięty w pełni, mający w sobie wszystko, co potrzebne „...do życia i pobożności” ( 2P 1,3 ) Kościół doskonale rozumiał cel swojego istnienia, nie chodziło bowiem o to, by stał się społecznością nastawioną na debaty religijne, lecz naczyniem, przez które Chrystus może żyć. Poprzez swoją obecność Kościół cały czas pokazywał, że ziarno pszeniczne, które wpadło do ziemi obumiera, a następnie rozradza się ponad miarę.

Kościół, który narodził się, tego dnia posiadł tego samego Ducha i moc, co jego Pan. Oni nie mieli nic wspólnego z egoizmem i tak jak ich Pan, pragnęli dawać, a nie brać. Nie umiłowali życie swego tak, by raczej je obrać niż śmierć, chcieli tak żyć i tak umierać. Każdą formę życia poznaje się po tym, co sobą wyraża, tam gdzie są ludzie samolubni, nie ma Kościoła. Kiedy będziemy wyrażać  sobą Boże życie, wtedy znowu zobaczymy kochającego i hojnego Boga ( J 3,16 )  Kiedyś John Wesley powiedział do swoich współpracowników : „ Jeśli umierając będę miał przy sobie więcej niż dziesięć funtów, wtedy poznacie, że byłem złodziejem i rabusiem !” Kiedy umierał, zostawił na tym świecie 3 funty i Kościół Metodystyczny. Owoc Ducha był tak widoczny w życiu tych pierwszych uczniów, że nawet najbardziej zaciekli wrogowie Chrystusa, rozpoznawali w nich tych, którzy chodzili z Jezusem. Skoro już wiemy, że Chrystus nie wróci [po byle jaki kościół], bo nie może wrócić po Kościół inny niż pozostawił, Kościół, który zostanie pochwycony i uwielbiony musi odzyskać to, co zostało zaprzepaszczone. Do tego dzieła Bóg potrzebuje wykutego naczynia, które stanie się wzorem i matrycą, na której Bóg będzie działał. 

c.d.n

Naczynie chwały cz.1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz