Bert Clendennen

Bert Clendennen

poniedziałek, 24 września 2012

Orkiestra radośnie gra....


Jack Dawson, biedny amerykański szkicownik czasowo przebywający w Anglii, wygrywa w pokera bilet na Titanica, traktuje to jako dar niebios. - jest to element fabuły jednego z najdroższych filmów, o katastrofie Titanica. Każdy z nas nawracając się do Boga Żywego trafiając do zboru traktuje go jako dar niebios. Jednak podobnie, jak w przypadku Jacka Dawsona, dla wielu z nas “dar niebios”, może nie nieść za sobą wiele błogosławieństwa.

Nawróciłem się około 10 lat temu, jako młody, niespełna 18 letni chłopak. Z moich obserwacji widzę, jak “statek” naszego polskiego ewangelicznego chrześcijaństwa dziurawi się, a morze brudów i praktyk tego świata wlewa się do niego. Jeden kaznodzieja powiedział, że do tonącego okrętu nie musi się wlać całe morze, aby statek utonął, a jedynie trochę wody, niewielka część otaczającego go morza. Myślę, że właśnie to obserwujemy. Nasz chrześcijański Titanic zderzył się z górą lodową, kolejne elementy kadłuba są zalewane wodą. Ludzie są zapewniani, że nic się nie dzieje, mogą bezpiecznie wracać do swoich kabin. Orkiestra radośnie gra....

Jakiś czas temu przeczytałem historię pastora Johna Harpera, który będąc pasażerem Titanica, ostatnie chwile swojego życia spędził na ratowaniu niezbawionych . Świadkowie zapamiętali jego okrzyk “Niezbawieni do łodzi ratunkowych!’. Myślę, że dokładnie takie samo przesłanie i rolę miał pastor Bert Clendennen. Z jego słów wynika, że olbrzymie fale grzechu nacierają na kościół. Statek jest dziurawy, na pokładzie brakuje szalup, a wśród załogi są dezerterzy. Niestety taka jest prawda i dopóki my chrześcijanie nie zrobimy coś z tym, jesteśmy jak ci biedacy, którzy walczą o ostatnie miejsca w szalupach ratunkowych.

Czy więc potrzebujemy złotej recepty, jakiegoś programu naprawczego, konferencji, czy chrześcijańskiego seminarium? Nie. Pastor Bert, jak niewielu mu współczesnych podał jedyne i słuszne rozwiązanie: pokutę, modlitwę, podniesienie własnego krzyża, bezkompromisowe życie, bezkompromisowe poglądy i powrót do biblijnej Pięćdziesiątnicy. Myślę, że musimy być jak Nehemiasz, który zawołał “zgrzeszyliśmy wobec ciebie; także ja i dom mojego ojca zgrzeszyliśmy” (Neh. 1:6). Myślę, że właśnie o tym głosił pastor Clendennen, a dla nas często jest zbyt proste żeby to przyjąć.

Ktoś może zapyta: jak to się stało? kiedy i dlaczego utraciliśmy Boże namaszczenie. Nawróciłem się jako młody człowiek. Na samym wstępie mojego chrześcijaństwa doświadczyłem wielu błogosławionych przeżyć w relacji z Duchem Świętym. Jednak z biegiem czasu zacząłem zauważać, że obozy i spotkania chrześcijańskie zostały całkiem zmienione. Pamiętam, jak 10 lat temu podczas zlotu młodzieżowego, jeden z kaznodziei szczycił się, że w Polsce młodzież, głodna Boga, może słuchać trzy godzinnego nauczania i nie potrzebuje atrakcji. Przez kolejne lata jednak skracano czas modlitwy i głoszenia słowa, w zamian dając młodzieży duchową papkę, wygłupy, błazeńską mowę, głośną muzykę i efekty specjalne. Pamiętam moje zniesmaczenie, kiedy zamiast modlitwy i społeczności przy Słowie Bożym wiele osób bardziej zainteresowana była “chrześcijańskim” pogowaniem, zabawą i tańcami. W późniejszych latach czymś normalnym było uciekanie przez płot na dyskotekę i palenie marihuany w namiotach (jedna osoba mająca problem z paleniem narkotyków wyznała mi: “mój zbór jest martwy, ludzie nawet nie klaszczą na nabożeństwach...”). Wśród uczestników chrześcijańskich obozów młodzieżowych wielkim nietaktem stawało się pytanie: “jak twój czas z Bogiem?”. Jeden z liderów takich obozów powiedział mi wtedy “Naszym celem jest przyciągnięcie młodzieży do zboru i naszych obozów. Oni chcą dyskoteki, chcą się wyszaleć - my im damy dyskotekę, ale z chrześcijańską muzyką.”. Filozofia ta niestety zakradła się nie tylko do młodzieży, ale także do naszych zborów, nabożeństw, muzyki, do całego naszego “chrześcijaństwa”, a raczej “pseudo chrześcijaństwa”.

Titanic uderzył o skałę i zaczął tonąć, my jednak sami zrobiliśmy otwór w naszym “duchowym statku” i toniemy. Dziękuję Bogu za nauczanie pastora Berta Clendennena, gdyż nie tylko pokazuje on problem naszego współczesnego chrześcijaństwa, pozbawionego mocy, ale też daje wyjście.



Michał Basiewicz



2012 - Michael Durham - Kryzys chrześcijaństwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz