Bert Clendennen

Bert Clendennen

wtorek, 31 stycznia 2012

jesteśmy w stanie wojny, a wróg poważnie ją traktuje

Uczono nas, że negatywną postawą jest występowanie przeciwko czemukolwiek. Jesteśmy ludźmi, którzy są „za”. Absolutnym „nie nie” stało się mówienie przychodzącemu do kościoła człowiekowi, aby doprowadził swoje życie do porządku. W wyniku tego do kościoła wszedł duch hippisowski ze swoimi gołymi nogami i bez spodni: z T-shirtem i bez biustonosza. Duch ten zajął pierwsze miejsce  w kościele, dorzucił Jezusa do narkotyków, niedozwolonego seksu i perwersji. Każdy kto śmiałby zabrać w tej sprawie głos, natychmiast jest napiętnowany jako ktoś, kto nie ma w sercu miłości. Zamiast więc przyprowadzać te dzieciaki do Chrystusa, wyciągnęli je z kościoła sprowadzając z powrotem do ich poziomu. Spiesząc się, aby spopularyzować Chrystusa wśród politycznych grubych ryb i „śmietanki” towarzyskiej Hollywood, zniszczyliśmy każdy płot i zostaliśmy ukąszeni przez węża. W naszych szeregach mamy sławnych piosenkarzy dających nam do zrozumienia, jak wielką uczynili nam przysługę pozwalając Bogu, by ich zbawił. Jeśli cena będzie odpowiednia, w niedzielę będą śpiewać w kościele, ale w poniedziałek w pałacu cesarza. Jednym tchem będą mówić na językach, a drugim śpiewać diabłu. A ty, jeśli zasugerujesz, że to nie jest chrześcijaństwo, będziesz postrzegany jako reakcjonista [faryzeusz i legalista] . Nic dziwnego, że chrześcijanie, którzy kiedyś chodzili z Bogiem i mieli silne przekonania, teraz chodzą po nocnych klubach i teatrach. A co więcej, ciągle uważają, że wszystko jest w porządku. Ratowaliśmy takich ludzi i stawialiśmy za kazalnicami jako przykład Bożej łaski.

Nie winię „hippisów” ani „sławy”. Winię kazalnicę. Jestem pewny, że wielu miało autentyczne doświadczenie z Bogiem i poszłoby za Jezusem, gdyby ci zza kazalnicy mieli odwagę mówić. Mówienie ludziom, że mogą mieć ten świat i Jezusa jest zdradą stanu. Trzeba dokonać wyboru. Jezus powiedział do młodego, bogatego człowieka: „Sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim”. Ten jednak odszedł, gdyż było to dla niego zbyt wiele. Jestem przekonany, że jeśli staniemy i zaczniemy „głosić Słowo”, wielu się odwróci. Ale jeśli mówisz komuś, że jest w porządku, podczas gdy wiesz, że nie jest, to nie ma w tym miłości.

Pierwsi chrześcijanie byli zabijani, paleni, przymierali głodem, byli mordowani i nienawidzeni za swoje świadectwo. Ich problem nie wziął się stąd, że głosili innego boga. Rzym miał tysiące bogów i z zadowoleniem przyjmował współzawodnictwo innych bogów. Pierwsi chrześcijanie wpadli w kłopoty, ponieważ głosili swojego Boga z wyłączeniem wszystkich pozostałych. Jan Chrzciciel nie stracił głowy za głoszenie lecz za zdemaskowanie nieprzyjaciela. Nie zgodził się na postępowanie bez ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka. Trzech hebrajskich mężczyzn nie zostało wrzuconych do pieca ognistego dlatego, że wyznawali wiarę w Boga. Wrzucono ich tam, ponieważ odmówili pokłonu obcemu bogu.

Pierwsi chrześcijanie i prorocy nie potrzebowali programów rozrywkowych, aby trwać w Bogu. Oni byli w stanie wojny i wiedzieli o tym. Żyli wśród dźwięków brzękających łańcuchów i trzaskających biczów. Wiedzieli, że nieprzyjaciel jest realny a jego cel śmiertelny. Wiedzieli, że jeśli oddadzą mu jakiekolwiek miejsce, to w końcu stracą wszystko. U schyłku tego wieku, prawda jeszcze raz musi do nas dotrzeć. Jesteśmy w stanie wojny, a wróg poważnie ją traktuje. On przyszedł, aby kraść, zabijać i niszczyć. Musimy uświadomić sobie, że on się nigdy nie zmienia. On nienawidzi Chrystusa, kościoła i wszystkiego, co przyzwoite. On jest kłamcą, mordercą i złodziejem. Jest „belzebubem” „bogiem korupcji” (zepsucia). Jego duch jest duchem „własnego ja” i duchem tego świata. Jeśli okazuje się przyjacielski, to tylko po to, by zwieść. Musimy wiedzieć, wiedzieć teraz, że zwycięstwo nie oznacza, iż nieprzyjaciel zniknie lub podda się. Pokonaj go tu. a pojawi się tam. Nie wolno nam nigdy rozluźniać się w naszej duchowej czujności. Zawsze musimy czuwać w modlitwie i nie wahać się. aby mu się przeciwstawiać. On nie ucieknie dopóki go nie pogonimy, i nie wyjdzie jeśli go nie wyrzucimy.

Kiedy Pearl Harbor zostało zbombardowane, narody tego świata walczyły ze sobą od miesięcy i lat. Próbowaliśmy pozostać neutralni lecz nagle, w ten niedzielny poranek, okazało się, że już nie możemy być neutralni. Prezydent Stanów Zjednoczonych wezwał do całkowitej mobilizacji wszystkich sił całego kraju, nie tylko po to. aby sformować armię, ale by budować samoloty i statki, produkować zboże, ubranie i wszystkie inne niezbędne rzeczy. Każdy szybko odpowiadał na to wezwanie. Nasz kraj był w niebezpieczeństwie; nieprzyjaciel już pukał do drzwi; trzeba było szybko coś  zrobić! Jedynie własnym wysiłkiem mogliśmy odnieść zwycięstwo i tylko rewolucyjne podejście do tego kryzysu mogło uratować naród.

Kiedy ten naród traci ducha, który sprawił, że Thomas Jefferson podpisał Deklarację Niepodległości; kiedy ludzie nie poświęcają się tak jak w dolinie Forge. gdy boso szli z krwawiącymi stopami, aby się wyzwolić; kiedy tracimy takiego ducha, to tracimy naszą wolność i zostajemy pokonani. To co dotyczy narodu, dotyczy kościoła. Nadszedł czas, kiedy kościół musi przyszykować wszystkie duchowe środki i użyć ich w działaniu przeciwko nieprzyjacielowi. W przeciwnym razie bowiem powtórzy się średniowiecze.

fragment z książki - „Droga z pozoru właściwa” z rozdziału Samozwiedzenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz