„Jak dwoje może iść razem, jeśli się nie zgodzą” (Am 3,3) - ta zasada wydaje się być wyśmiewana. Ludzie w kościołach ewangelicznych odwrócili kryteria. Celem chrześcijanina nie jest już dłużej czystość serca i „upodobnianie się do Chrystusa” lecz „magia wiary”. Można długo słuchać nowych dźwięków ewangelii i nie usłyszeć ani słowa o świętości. Przesłanie nie ma uczynić mnie lepszym człowiekiem, ale lepszym dawcą. Jedyną rzeczą, co do której zgadzają się ci nowi przywódcy jest to, że zwycięska, czy też wytrwała modlitwa jest niepotrzebna. To co kiedyś było podstawą chrześcijaństwa, teraz stało się symbolem niewiary. Racjonalnym tego uzasadnieniem jest twierdzenie, że praca już została wykona. Po co się modlić?
Jedna z teorii, mająca duży posłuch, brzmi tak: Bóg nie ma nic wspólnego z tym, co bolesne lub przykre. Każda służba, która twierdzi, że Bóg jest autorem wszystkiego, co przykre i bolesne, oskarża Boga o złe czyny. Pewien ewangelista był wielce zaniepokojony tym, że obraz Boga Ojca zostanie zniszczony przez takie szarlataństwo. Zacytował człowieka, który niedawno miał wypadek samochodowy. Człowiek ten zaświadczył, że odpadł od Boga, ale otarcie się o śmierć sprawiło, że wrócił do niego. Ewangelista czuł, że to było obrazą dla Boga. Odpowiedział więc temu mężczyźnie: „Jeśli jeden wypadek samochodowy spowodował, że zacząłeś się modlić, to powinieneś prosić Boga o następny”. Rzecz w tym, że człowiek ten nie prosił o pierwszy wypadek.
W tej teorii nie ma nic nowego. My, Amerykanie, poświęciliśmy całe pokolenie dzieci teorii Dra Spocka, która to teoria pozwala dziecku na robienie wszystkiego, co mu się podoba. Uwierzyliśmy, że karanie dziecka jest dla niego szkodliwe. Nie ma znaczenia to, że Bóg powiedział: „Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu”. Zza kazalnic ludzie krzyczeli do mikrofonów, że to nie leży w Bożym charakterze, aby jego dzieci doświadczały bólu. Mówili nam, że powodem, dla którego chorujemy lub doświadczamy bólu jest to, że źle wierzyliśmy. Po rozpoznaniu w nas choroby mówili nam. że dzięki pozytywnemu wyznawaniu wszystko wróci do normy. Takie nauczanie wytworzyło pokolenie chrześcijan, którzy usychają gdy tylko słońce mocniej przygrzeje. Nauczanie podkreślające „miłość Boga” bez „sprawiedliwości Boga” ostatecznie pozostawi ludzi bez nadziei w ich kryzysie.
Wielką tragedią jest, że w takim nauczaniu ignoruje się czystą prawdę Bożego Słowa. Mojżesz powiedział w Czwartej Księdze Mojżeszowej 17,11: „Bóg posłał plagę na ludzi”. W Pierwszej Księdze Królewskiej czytamy, że Bóg zamknął niebiosa na trzy i pół roku. Gdy Boży naród był już tak zepsuty, że sęp przelatując nad Jeruzalem musiał wstrzymać oddech. Bóg posłał Nabukadnesara, aby go ukarać. To Bóg był tym, który spowodował cały dramat w życiu Joba. „Czy widziałeś mojego sługę, Joba?”. Mimo milionów dolarów wydanych na przekonywanie wierzących, że ich problemy pochodzą z niewłaściwego używania słów i że Bóg nigdy nie używa niczego bolesnego, aby badać, poprawiać czy karać własne dzieci, wszystko to okazuje się być farsą, gdy czyta się w Biblii o Józefie w lochach Egiptu, o Pawle policzkowanym przez posłańca szatana, o Janie na wyspie Patmos, o kamienowanym Szczepanie i o wielu innych, co zginęli śmiercią męczeńską dla Chrystusa. Zdanie: „Jeśli razem z nim cierpimy, razem z nim też królować będziemy” jest tak samo częścią Ewangelii jak zdanie: „bom Ja, Pan, twój lekarz” (2M 15,26).
Ból, chociaż go nie lubimy, jest wciąż najlepszym przyjacielem, jakie nasze ciało może mieć. Ból jest sygnałem ostrzegawczym komunikującym nam, że coś złego się dzieje. Dotknij czegoś gorącego, a reakcja będzie natychmiastowa. Gdybyś nie mógł odczuwać, straciłbyś rękę, ramię itp. W taki sam sposób trudności są najlepszym przyjacielem, jakiego Boże dzieci mogą mieć. Sama natura ludzkiego serca jest podstępna. Tylko Bóg wie, ile jest milionów ludzi, którzy wierzą, że wszystko jest dobrze, a mimo to są tak daleko od Boga. Bardzo trudno do nich dotrzeć przy pomocy fałszywej Ewangelii, która uczy dziś. że duchowe powodzenie można mierzyć naturalnym bogactwem i dobrym zdrowiem.
Karol Marx, założyciel komunizmu, powiedział: „religia jest opium dla ludu”. Jeśli mogą określić swoje stanowisko, to jest to jedyna rzecz, w której się z nim zgodzą. „Dawna religia”, która wzywała ludzi do pokuty, do poświęcenia i modlitwy nie była opium, lecz przebudziła ludzi. Jednak trzeciorzędna nauka chrześcijańska głoszona dziś w imieniu pentekostalizmu sprawiła, że ponad dziewięćdziesiąt procent tak zwanego napełnionego Duchem kościoła nie jest gotowa na przyjście Pana.
Czytając historie o Bożych ludziach, o tym, jak byli więzieni, bici, niewłaściwie rozumiani, jak rozbijały się z nimi statki, i jakiego rodzaju śmierć większości z nich zadano, widzę tylko trzy rzeczy, w które mogę uwierzyć. 1. Te rzeczy zdarzały się im za Bożym przyzwoleniem. 2. Nie byli w centrum woli Bożej. 3. Szatan jest mocniejszy niż Bóg. Osobiście wierzę, że ci ludzie byli w samym środku woli Bożej. Muszę zatem wierzyć, że cokolwiek im się przydarzyło, było to Boża wolą i Bóg dopuścił do tego. Nie wzywam tutaj do pasywności. Chodzić w woli Bożej oznacza poddawać się Bogu i sprzeciwiać diabłu. Możesz być pewien, że ludzie ci byli poddani Bogu i naprawdę sprzeciwiali się diabłu, ale problem pojawił się tak czy inaczej. Paweł trzy razy modlił się, aby Bóg uwolnił go od tego posłańca szatana, lecz Bóg odpowiedział: „Moja łaska wystarczy".
W obecnych dniach mówi się. że Bogu nie można służyć w trudnych okolicznościach. Pewien wielki kaznodzieja odczuwał prowadzenie, aby podczas swego zwiastowania śpiewać. Zaczął więc śpiewać: „Niektórzy przez ogień, niektórzy przez potop, niektórzy przez wodę, ale wszyscy przez krew”. Niektórzy tak się zaniepokoili, że przerwali mu mówiąc, iż Bóg nigdy nie poprowadziłby swoich dzieci przez ogień. Takie przekonanie, nie mające podstaw w Biblii, albo stawia apostoła Pawła poza wolą Bożą, albo musimy przyznać, że szatan ma więcej mocy niż Bóg.
fragment z książki - „Droga z pozoru właściwa” z rozdziału – Wiele głosów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz