Bert Clendennen

Bert Clendennen

środa, 4 stycznia 2012

złamane serce widzi dalej niż najbardziej przenikliwy umysł

W świetle tego wszystkiego, co zostało powiedziane, możemy już pozwolić sobie na pewne praktyczne wnioski. Po pierwsze, wszelkie próby ustanowienia satysfakcjonującego życia w oparciu o coś, co powszechnie się nazywa moralnością, muszą zostać odrzucone. Moralność stała się czymś w rodzaju sztuki pięknej. Jest to postawa, skrupulatne wyważanie i zimna kalkulacja, ciche, naiwne i potajemne porozumienie z mocami zła. W najlepszym razie moralność jest uzbrojoną pozorną neutralnością. Jeśli to, co mówię, jest prawdą, jeśli moralność jest tylko sztuką, czy nie jest ona najprzebieglejszą, zwodniczą i najbardziej opłacalną ze sztuczek?  Co jeśli „petycje” zwane „naszymi prawami” są ratowane od zniweczenia zwyczajnie dlatego, iż bardziej się opłaca zdusić ogień pasji niż pozwolić mu palić się tak jak chce? Nie chcę brzmieć cynicznie - mówię o tym z goryczą i bólem. Duch Święty uczy nas, że nie możemy być pogodzeni ze sobą nawzajem, jeśli nie jesteśmy pogodzeni z Bogiem. Duch Święty mówi, że musimy się na nowo narodzić, byśmy mogli być prawdziwie i dogłębnie moralni. Celem Ducha Świętego, w naszym narodzeniu się na nowo, jest wprowadzenie nas pod kontrolę Bożej woli. Na tym polu pojawia się wielki konflikt między tym, co ludzkie a tym, co Boże. W takim stopniu, w jakim człowiek ujmuje coś z suwerenności Bożej kontroli i przekazuje to sobie, w takim też zakłada, że jest możliwym stworzenie satysfakcjonującej moralności zupełnie bez pomocy Boga. Duch Święty mówi: „Nie!, musisz się na nowo narodzić. Musisz przejść przez całościowe odnowienie życia, a nie tylko ponowne dostosowanie nawyków i zachowania do czegoś nowego. Musisz umrzeć dla siebie, żeby móc żyć dla Boga". Duch Święty nigdy nie będzie próbował zrobić czegoś, co byłoby jedynie zewnętrzne. On głosi, że cała natura człowieka musi się narodzić na nowo, aż nastąpi zupełne odnowienie; w przeciwnym razie ludzka moralność pozostaje jedynie narzędziem egocentryzmu. Z drugiej strony, jeśli serce jest zrodzone na nowo i czerpie natchnienie z praw dyktowanych przez Bożą wolę, przyjdzie wówczas nieskażona prawda i stałość. Kiedy próbujemy wieść takie życie własnymi wysiłkami, efekty są sztuczne, gdyż nie są naturalnym wynikiem moralnej kondycji przemienionego serca, serca nie będącego pod wpływem zewnętrznych okoliczności. Jezus powiedział, że oczyszczamy kielich z zewnętrz, ale środek jest pełen zepsucia i śmierci. On nigdy ani słowem nie pochwalił „tak zwanych sprawiedliwych ludzi”. Podwijali oni swoje szaty i zmykali z drogi „grzeszników”. On nazywał ich żarłocznymi hipokrytami i pobielanymi grobami. Służba Jezusa była kontynuowana przez Ducha Świętego. Ta służba nie może dobiec końca, dopóki człowiek nie zrzuci z siebie tej maski sztucznej moralności.

Po drugie, wszelkie nadzieje oparte na koncepcjach gradacji grzechów, jako lżejszych i cięższych muszą zostać porzucone. Owszem, istnieją różne „stopnie" zbrodni. Morderca jest niewątpliwie cięższym przestępcą niż złodziej, lecz musimy zrozumieć, że morderstwo to coś więcej niż morderca a kradzież to coś więcej niż złodziej. Morderstwo i kradzież są przypadkowymi formami tej samej rzeczy. To widzialne formy grzechu, i nic ponad to. Dla wszelkich celów prawa kryminalnego wystarczającym jest odpowiednie klasyfikowanie ludzi według objawów ich zachowania, tak, aby mogła zostać nałożona odpowiednia kara. Kiedy jednak wykroczenie jest pomiędzy Bogiem a człowiekiem, obowiązują inne standardy. Czy posłałbyś mordercę i spekulującego sceptyka do tego samego piekła? To nie morderca, z powodu konkretnego czynu, jest posyłany do piekła, ani niespekulujący sceptyk, z powodu tylko jego działań, nie zostaje wpuszczony do nieba. Nie chodzi o śmierć, ani o chorobę, serca czy ręki. My jako społeczność ludzka, pozostawiona sama sobie, możemy czynić porównania, kontrastować czyny i niekiedy wzdrygać się na myśl o czymś, co uważamy za okropne. Kiedy jednak wkraczamy w Bożą obecność i jesteśmy badani przez Ducha Świętego, możemy odczuwać, że nawet „spojrzenie” jest grzeszne i bluźniercze. Nieuprzejmość staje się tak samo okrutna jak morderstwo. Trzeba zrozumieć, że grzech jest czymś duchowym, i że powinien być osądzany duchowo, i to niekoniecznie poprzez wulgarność czy hałas, które miałyby go uczynić społecznie rozpoznawalnym. Po trzecie, właśnie w takim uświadomieniu sobie grzechu, dzieło Chrystusa może być dostrzeżone w prawdziwym świetle. Mówiąc z całym naciskiem właśnie  tutaj staje się szczególnie aktualne i prawdziwe Słowo: „nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, którzy się źle mają”.

Pewna analogia pomoże nam zrozumieć te wzniosie prawdy. Człowiek, który nigdy nie zaznał choroby ani bólu może czuć się swobodnie i lekko traktować profesję lekarską i tych, którzy są chorzy. Jeśli jednak człowiek ten uświadomi sobie fakt, że w jego ciele rozwija się zagrażająca  życiu choroba, lub jeśli zda sobie sprawę, iż jego serce w każdym momencie może przestać bić, jego nastawienie do medycyny może się natychmiastowo zmienić. Nowe przekonanie wzbudza w nim nowe uczucia, które z kolei zmuszają go do przyjęcia innej postawy. Jezus użył obrazu tego typu doświadczenia, by pomóc nam zrozumieć lepiej Jego służbę. „Nie przyszedłem wzywać do opamiętania sprawiedliwych, lecz grzeszników”- deklarował Jezus. Wszystko zatem zależy od przekonania. Jeśli nie ma przekonania, nie będzie też presji konieczności. Jeśli nie ma pragnienia, komu zależałoby na źródle? Na pustyni jednak, w nieznośnym słońcu, jak można w ogóle ocenić wartość szklanki wody? Jezus Chrystus nie może działać, jeśli w człowieku me ma przekonania. Gdybyś powiedział faryzeuszowi, że Jezus za niego umarł, ten religijny człowiek byłby w szoku. Powiedz grzesznikowi, który zna mękę wyrzutów sumienia, ze Jezus za niego umarł, a stwierdzenie to stanie się chwalebną ewangelią błogosławionego Boga. Poprzez takie wyrzuty sumienia grzesznik widzi to, czego nigdy nie mógł zobaczyć przy pomocy filozofii,[swojemu zdrowemu rozsądkowi czy norm moralności]. Jego przekonanie wynikło z delikatnego miłosierdzia i miłości Bożej, i dlatego nie mogło się pojawić w wyniku przedstawienia intelektualnej racji. Człowiek logiki jest tutaj poza swoim światem. Złamane serce widzi dalej niż najbardziej przenikliwy umysł. Nikt jednak nie byłby w stanie wytrzymać niekończącego się przeświadczenia o grzechu. Agonia krzyża już dawno minęła, i nigdy już nie może powrócić. Podobnie jest z przekonaniem, które objawia krzyż. Niezależnie od tego, jak długie jest przygotowanie do tego, sam „końcowy ból” jest chwilowy, niemniej jednak wystarczająco długi, by ukazać nam grzech, Boga i zbawienie. Przy tym wszystkim, zadośćuczynienie nie może nastąpić jako wydarzenie odwołujące się tylko do jednego rodzaju zmysłów w człowieku. Człowiek musi je ujrzeć naraz i całościowo, inaczej nie zrozumie go w ogóle. Raz zrozumiane dzieło zadośćuczynienia nigdy nie zostaje zapomniane. Rządzi życiem już na zawsze.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Pneumatologia z rozdziału – Przekonywanie o grzechu jako dzieło Ducha Świętego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz