Bert Clendennen

Bert Clendennen

środa, 18 stycznia 2012

kościół napełnia się ludźmi religijnymi lecz zgubionymi

Co więc robi człowiek? Wymyśla rzeczy nadprzyrodzone. Wiedząc, że publiczność usilnie pragnie zobaczyć cud. mistrz, tak jak wielki skrzypek, może zagrać na jej emocjach i w cielesny sposób posłużyć się drogocennymi darami Bożymi. Program zazwyczaj rozpoczyna się rozpoznaniem kilku wewnętrznych dolegliwości (wydaje się. że dar nigdy nie koncentruje się na niewidomych, głuchych, czy innych widocznych na zewnątrz chorobach). Następnie przechodzi się szybko do nauczania, jak śpiewać na językach i w końcu przez dwadzieścia minut mówi się ludziom, jak mają padać, gdy się o nich modli. Dla mnie osobiście, najbardziej przerażającą rzeczą jest uczenie ludzi śpiewu na językach ; Bóg powiedział „Olej aptekarza nie miał być wylewany na obcego (nie zbawioną osobę) ani na ciało”. Święty olej namaszczenia jest prawdziwym symbolem Ducha Świętego. W nauczaniu ludzi śpiewu na językach uczestniczą nawet bezbożni. Dawanie do zrozumienia, że ludzie cieleśni i bezbożni mogą dowolnie używać drogocennego Ducha Świętego, musi graniczyć z bluźnierstwem.

Te dary są prawdziwe i one będą działać, lecz 2 Kor 12 bardzo jasno mówi, że są one manifestacją Ducha Świętego. On używa ich tak, jak chce. Nie można ich włączać i wyłączać jak kran z wodą. Jeśli człowiek może używać daru języków jak chce. to dlaczego nie może w ten sam sposób używać daru cudów. Oba te dary są udzielane przez tego samego Ducha. Jeśli możesz mówić językami, kiedy chcesz, to powinieneś też móc dokonać cudu kiedy tylko będziesz tego chciał.

Bóg mówi nam, że mamy badać duchy. W dzisiejszych czasach, jeśli masz jakieś pytania dotyczące tego działania, jesteś napiętnowany jako sceptyk. Ale prawda jest taka, że możesz nigdy w nic nie uwierzyć, jeśli najpierw uczciwie nie będziesz w to wątpił. Nigdy niczego nie badamy, jeśli nie mamy jakichś pytań. Ludzie, którzy przyjmują każdą doktrynę i modę na religię, zazwyczaj są jak rozbitkowie na statku. Sprawdzianem wszystkich duchowych darów jest to, czy one działają. Jedynym powodem, dla którego Bóg objawiłby komuś, że jesteś chory, byłoby to, że chce cię uzdrowić. Jeśli nie zostałeś uzdrowiony. Boga w tym nie było. Bóg się nami nie bawi. On poważnie to wszystko traktuje.

Moja córka urodziła się z dwiema naroślami na szyi. Zanim skończyła trzy latka, były one wielkości śliwki. Nie muszę dodawać, że nieprzyjaciel dręczył nas dzień i noc. Modliliśmy się, wyznawaliśmy, ale narośle ciągle tam były i dalej rosły. Gdy skończyła trzy latka, dowiedzieliśmy się, że pewien Boży człowiek, imieniem William Branham, [miało to miejsce przed 1960 r.] miał przyjechać do Shreveport na jeden wieczór. To było ponad 500 mil od naszego domu. ale byliśmy zdeterminowani, aby zabrać tam naszą córkę. Wyjeżdżając bardzo wcześnie rano dotarliśmy do kościoła w Shreveport około czwartej po południu, kościół już się zapełniał. Weszliśmy, zajęliśmy miejsca i czekaliśmy ponad trzy godziny aż rozpocznie się nabożeństwo.

Gdy ten Boży człowiek wszedł za kazalnicę, moja córka spała na kolanach żony, więc z pewnością nie mógł jej widzieć. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy ewangelisty, tylko czytaliśmy o tej służbie. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział, skierowane były do mojej żony. Wskazał ją  i powiedział: „Widzę słup ognia nad twoją głową i Bóg pokazuje mi, że masz córkę. Nie wiem. gdzie ona jest, ale wiem, że od urodzenia ma na szyi narośle. Uwierz Bogu, wszystko jest w porządku”. Chwyciłem swoje dziecko z kolan żony i zanim je podniosłem, narośli już nie było. Moja córka ma teraz 28 lat i te narośle nigdy już się nie pojawiły. Wierzę w takie dary. Są one prawdziwe i są one dla nas dzisiaj. Ale one są duchowe i nie można nimi manipulować cielesnym, religijnym umysłem. Gdy dwadzieścia siedem lat temu po raz pierwszy narodziłem się na nowo, zza zielonoświątkowej kazalnicy bito na alarm, że ‘nowe narodzenie’ jest redukowane do zwykłego wyznania wiary bez prawdziwego doświadczenia. Ostrzegano, że kościół napełnia się ludźmi religijnymi lecz zgubionymi. To ostrzeżenie padło na niepodatny grunt. Duchowni gonili za sukcesem a „Głos Proroka” nie docierał do ich uszu, tak jak nie docierał do Izraela. Rezultaty są takie same. Większość tak zwanego kościoła już nie rozpoznaje dzisiaj Zbawiciela, tak jak Żydzi, kiedy przyszedł On do nich pierwszy raz.

Ten sam zjadliwy duch, który sprowadził 'nowe narodzenie' do zwykłego uściśnięcia ręki, posunął się dalej, aby istniejącą modlitwę, chrzest w Duchu Świętym i Boże uzdrowienie sprowadzić do samych słów. Jezus nie jest już dłużej prawdziwym Panem Kościoła. Jego rola jest podobna to tej, jaką pełni królowa Anglii - czysto symboliczna. Kościół jest ślepy na rzeczywistość, pozory bierze za prawdę. Tak jak w dniach Izajasza, chce słyszeć rzeczy, które łechcą ucho.

Zwycięska modlitwa.  Marcin Luter, John Wesley. Charles Finney i wszyscy wielcy ewangeliści dawnych czasów przewróciliby się w grobie, gdyby usłyszeli głos dochodzący z kazalnic dzisiejszego kościoła. Frontowy atak rozpoczął się od największych ewangelistów  w Ameryce. Nie był to atak przeciwko grzechowi, ale przeciwko zwycięskiej modlitwie. To co przez wieki uznawane było za prawdziwą oznakę duchowości, stało się teraz oznaką niewiary.  „Nowa Ewangelizacja”, tak jak nowa moralność, wytyczyła drogę, która prowadzi na krawędź katastrofy (lub do katastrofy). „Jeśli dwa razy modlisz się o tę samą rzecz, to ten drugi raz był w niewierze”  -  tak mówią zwolennicy nowego kultu. Ponieważ nie wymaga to żadnej dyscypliny ani ofiary, ludzie kupują to hurtowo. „Ludzie powinni zawsze się modlić”.

fragment z książki - „Droga z pozoru właściwa” z rozdziału - Miedzy nami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz