Większość młodych ludzi, gdy po raz pierwszy zetknie się z nieprzyjacielem, można porównać do domku z kart. Podczas wojny w Wietnamie prowadziłem w Sajgonie centrum wojskowe. Na własne oczy widziałem, jak nieprzyjaciel zniszczył młodych zielonoświątkowych wierzących. Wielu młodych mężczyzn, którzy dorastali w kościele, nie wytrwało, gdy zostali zostawieni sami sobie. Kiedy już zostali wypchnięci z bezpiecznej atmosfery kościoła, nieprzyjaciel ustrzelił ich bez walki. Tak samo jest z naszymi młodymi ludźmi, którzy zaczynają studia na uniwersytecie. Przeciętny chrześcijanin, nagle wyrwany z kościoła, znalazłszy się w atmosferze ateizmu. nie jest dla nieprzyjaciela godnym przeciwnikiem, ponieważ nie ma nawet najmniejszego pojęcia, kim lub czym nieprzyjaciel jest. Biblia mówi: „Świat jest nieprzyjacielem Boga”. A mimo to kościół usilnie stara się naśladować ten system. Kaznodzieje, nauczyciele, diakoni i rodzice zamykają oczy na ducha tego świata, który wszedł do kościoła. W osobie wierzącej duch tego świata jest jak strychnina w fizycznym ciele. Jest to śmierć. Świat nie jest przyjacielem i nie pomoże nam zbliżyć się do Boga. Jego końcem jest destrukcja.
Młodzi ludzie wyrastają w kościele, w którym nie ma atmosfery „Świętości Pana”. Świat zdobywa poklask, jest przyjmowany i podziwiany. Na podstawie tego. czego się ludzi uczy, wyciągają oni wnioski, że świat tak naprawdę nie jest ich wrogiem lecz niezrozumianym przyjacielem i można go zdobyć tylko poprzez dostosowanie się do jego zwyczajów, sposobu ubierania się i myślenia. Chrześcijańscy rodzice pozwalają swoim dzieciom na robienie rzeczy, których sami nigdy by nie zrobili. Rezygnując z dyscypliny względem dzieci, pozwolili aby ich pasje i marzenia zdziczały. Całe pokolenie młodzieży chrześcijańskiej zostało rzucone na żer „Molochowi”. Nie chcieliśmy powstać i walczyć przeciwko nieprzyjacielowi i w rezultacie zasiał on w naszych szeregach ziarna buntu. Nieprzyjaciel, którego wzięliśmy za przyjaciela, zaczął nas dzielić, aby osiągnąć swój cel. a chrześcijanie przeważnie nie są odpowiednio uzbrojeni, aby wyrzucić go ze swoich szeregów. Wyszkoleni w „naiwnej wierze” i „mocy pozytywnego myślenia” zaczęliśmy wierzyć, że diabeł sam ucieknie, jeśli nie będziemy o nim mówić. Słuchając głośno grzmiących ewangelistów, którzy odłożyli na bok walkę i zajęli się błogosławieństwami, przestaliśmy dbać o naszą duchową kondycję. Przeważnie nasze ćwiczenie (szkolenie) ogranicza się do przesypiania spotkań modlitewnych, a program studium biblijnego jest bardzo ostrożnie układany, aby nie obrazić lub za bardzo nie eksponować diabła.
fragment z książki - „Droga z pozoru właściwa” z rozdziału Samozwiedzenie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz