Bert Clendennen

Bert Clendennen

poniedziałek, 23 stycznia 2012

człowiek modli się jak chrześcijanin a żyje jak ateista

Jak wiemy, chrześcijaństwo jest na rozdrożu i być może nigdy wcześniej nie było w większym zamieszaniu niż obecnie. Przez wieki podstawą podziałów wśród chrześcijan było sekciarstwo. Zgromadzali się oni wokół jakiejś prawdy, ściśle określonego twierdzenia doktrynalnego, formy zarządzania kościołem, posłuszeństwa człowiekowi lub jakiegoś innego punktu ogniskowego. To wszystko się zmieniło. Nowi przywódcy znieśli doktrynę i stwierdzili, że doświadczenie nie jest konieczne. Kult „pozytywnego myślenia” zastąpił zdrową doktrynę a „samo wyznawanie” zredukowało osobiste doświadczenie Chrystusa jedynie do słów. Wszystko to jest teraz niczym innym jak wielbieniem litery i zaprzeczeniem ducha.

Chwalebna ewangelia nigdy nie może być głoszona w zwykłych słowach. Apostołowie zostali pouczeni co do niebiańskich spraw przez samego Chrystusa i mieli możliwość czynić cuda w jego imieniu, a mimo to nie byli w stanie wytłumaczyć tajemnic Królestwa.  O wiele więcej rzeczy miało się dziać, a oni mogli nigdy nie mieć w tym udziału, gdyby nie zostali pouczeni przez Chrystusa. Przez trzy lata Chrystus mówił swoim naśladowcom o znakach Bożego Królestwa, ale był bardzo ostrożny tłumacząc im. że jego nauczanie i prowadzenie musi być inspirowane przez Ducha. Rozkazał im, aby nie opuszczali Jerozolimy mając tylko samą teorię (wyznanie) dotyczącą Jego narodzin, życia, nauczania itp. Mieli czekać w Jerozolimie aż zostaną przyobleczeni mocą z wysokości. Tylko wtedy apostołowie mogli usługiwać z Ducha a nie na podstawie samej tylko litery.

Możesz być bardzo mocny w literze ewangelii, ale dopóki Chrystus nie zamieszka w tobie przez Ducha, będziesz mówić o ewangelii jedynie tak jak o historii, którą się opowiada. Poleganie na zwykłym intelektualnym uznaniu Pana nie jest niczym więcej, jak tylko religią własnego wysiłku, pomimo jej wielkiej gorliwości dla zdrowej doktryny. Słowa bez mocy są bezużyteczne. Jezus powiedział: „Słowa, które do was mówię, są duchem i życiem”. Biblia jest tylko literą, jeśli nie jest głoszona poprzez Ducha.

Chrześcijaństwa Nowego Testamentu nie da się urzeczywistnić przez samo nauczenie się i wyznawanie jego prawd. Uzdrowienie nie przychodzi przez samo mówienie, że Jego sińcami jesteśmy uzdrowieni. Chrześcijaństwo Nowego Testamentu nie jest rezultatem nauczania, lecz namaszczenia. Zwykłe słowo wyznania bez namaszczenia ma tylko jedno znaczenie i może zrobić dla kościoła tylko to. co zrobiło dla Izraela - wydało na świat faryzeuszy, hipokrytów i otworzyło drzwi tysiącom zasługujących na potępienie herezji.

Dumnie ufając w pozytywne nastawienie i prawidłowe wyznawanie Słowa, wierzący ludzie dzisiaj odłożyli na bok czystość serca i zwycięską modlitwę. Ślepo odrzucając duchową rzeczywistość i skłaniając się ku intelektualnemu pojmowaniu słów i opinii, człowiek wytworzył zielonoświątkową naukę chrześcijańską, którą można pojąć naturalnym umysłem i którą naturalny człowiek może praktykować. Jest to obrzydliwością dla Boga. Jest to tylko głoszona pod sztandarem Chrystusa religia tworząca pokolenie chrześcijan, którzy szczycą się z tego, kim są w Chrystusie, a których życie nie zostało zmienione.

Modlitwa do Boga w imieniu Jezusa jest istotą chrześcijaństwa. A mimo to taka modlitwa, jeśli jest zaprzeczeniem życia, będzie tylko smrodem w nozdrzach Boga. Jeśli chrześcijaństwo nie wpływa na zmianę życia człowieka, co w takim razie dla niego znaczy. Modlitwa jako dodatek do próżnego, pozbawionego rozumu życia jest absurdem. Takie postępowanie sprawia, że człowiek modli się jak chrześcijanin a żyje jak ateista. Nie możemy dopuszczać do zaniedbywania Słowa, a jednocześnie musimy strzec się polegania na literze, które pozbawione jest oczekiwania przez Ducha prawdziwego i żywego doświadczenia tego wszystkiego, co Słowo dla nas ma, jeśli chodzi o naszą wiarę. Jeśli wyobrażamy sobie, że obietnice Boże mogą się urzeczywistnić przez samo studiowanie i wyznawanie litery, to jesteśmy tak samo zwiedzeni jak Żydzi, kiedy Jezus powiedział do nich: „Badacie pisma, bo sądzicie, że w nich jest życie, ale one składają świadectwo o mnie”. Słowo Boże ma być we czci, gdy wykonuje swoją pracę, aby przyprowadzić nas do Boga - to znaczy ma wskazywać drogę. Ale moc Boża nie tkwi w greckiej lub hebrajskiej składni, lecz w ożywczym tchnieniu Ducha Świętego. „Gdyż ewangelia to nie słowo ale moc i działanie Ducha Świętego”. Błędem jest  przypisywanie mocy literze, podczas gdy Słowo Boże mówi nam, że jest ona w Duchu.

Intelektualne uchwycenie się Słowa Bożego nie może wyzwolić człowieka. „Nikt nie może zgłębić spraw Bożych jak tylko Duch Święty”. Bez inspiracji Ducha Świętego poznanie Pisma jest tylko jakimś wymysłem w umyśle człowieka. Takie intelektualne uwielbianie Pisma doprowadziło kościół do wiary w to, że cielesny
człowiek może stać się duchowy przez samo wyznawanie Słowa. Judasz Iskariot potrafił ciągle cytować słowa Chrystusa. Siedział z nim przy stole, uczestniczył w wieczerzy, patrzył w jego oczy, gdy ten czynił cuda, a mimo tego wszystkiego nie miał lepszego poznania Jezusa niż Poncjusz Piłat. Jakiego jeszcze dowodu potrzebujemy na to, że moc Boża nie tkwi w samym wypowiadaniu słów? Najlepszym dowodem jest człowiek śpiewający w kościele o swojej miłości do Jezusa, uczący się tak zwanej modlitwy na językach i zapierający się Jezusa w swoim życiu. Takie odszczepieństwo obojętność nie mogłoby mieć miejsca pod sztandarem Jezusa, gdybyśmy nie zaprzeczali Bożej mocy przez zwykłe uwielbienie dla litery.

Żaden człowiek nie może nazwać Jezusa Panem, chyba tylko w Duchu Świętym. Nic nie jest tak przeciwne temu stwierdzeniu jak panująca obecnie teologia „wyznaj a stanie ci się”, według której to puste, pozbawione mocy poznanie litery, ma być kluczem do Bożej mocy. Wówczas to już tylko ułuda, ciemność i śmierć opanują kościół. Królestwo Boże może panować tylko tam. gdzie każda inna moc, oprócz jego, przestaje istnieć. Boża wola może się wykonać tylko wtedy, gdy Duch. który jest źródłem tej woli w Bogu. sprawia pragnienie jego woli w nas. Dlatego właśnie moc, która otworzyła oczy ślepego, wzbudziła umarłego, oczyściła trędowatego i wypędzała demony była większa, znacznie większa, niż same słowa. Gorliwość oparta na literze nie jest w stanie zrobić z człowieka uczestnika boskiej natury. W rzeczywistości, tylko potwierdza ona jego upadły stan. Chełpienie się literą związuje go pustką i brakiem realności Ducha Świętego. Człowiek może być tak dumny ze swojej wiedzy, że Duch nie będzie mógł przekonać go o kiepskim stanie jego życia.

fragment z książki - „Droga z pozoru właściwa” z rozdziału – Mit samego wyznawania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz