Bert Clendennen

Bert Clendennen

sobota, 16 lutego 2013

Charakterystyka naczynia cz.4

Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik

Rozdział 5
Charakterystyka naczynia cz.4

Wszystko, co można powiedzieć o bezczynności tylko potwierdza tę praktyczną prawdę. Wszystkie narody, które przedwcześnie przeminęły, pogrzebane przez swą własną zniewieściałość, wszyscy szczęśliwcy, którzy wygrali na loterii, dzieci fortuny, ofiary spadków, wszyscy beneficjenci zasiłków społecznych, osoby krążące wokół dworów, żebracy na rynkach, wszyscy oni są żywym i prawdziwym świadectwem niezmiennej kary wynikającej z prawa pasożytnictwa. Jednak dopiero, kiedy zaczniemy wgłębiać się w zasady działające w chrześcijaństwie, wtedy odkrywamy pełny zakres zniszczeń spowodowanych w ludzkich duszach przez pasożytnicze nawyki.

Każdy szczery człowiek, który rozpoczyna swój chrześcijański bieg, zaczyna od wypróbowania swoich duchowych możliwości sam. Jego najwyższym celem jest osiągnięcie prawdziwego rozwoju. Niestety pokusa, by odpocząć, by zbagatelizować trudy wysiłku duchowego jest większa niż się przypuszcza. Zamysł ciała jest sam w sobie wrogi Bogu, a silna niechęć do wysiłku, lub co gorsze brak jakichkolwiek mocnych wewnętrznych pobudek jest podsycana przez samo źródło, z którego oczekuje największej pomocy. Kiedy człowiek włącza się do Kościoła, zaskoczony jest bogactwem zaopatrzenia oferowanym wszelkim dziedzinom jego duchowej natury. Każde nabożeństwo zaspokaja go dostatecznie, lub wręcz ponad miarę. Takie święto jest mu serwowane dwa lub trzy razy w tygodniu. Przemyślenia, które słyszy są głębsze od jego własnych, wiara gorliwsza, uwielbienie wznioślejsze, a cały rytuał bardziej duchowy i wspanialszy niż mógłby oczekiwać. Naturalną rzeczą będzie to, że stopniowo zamieni swoją własną pobożność w zbiorową pobożność całego zgromadzenia. Kuszącą stanie się rezygnacja z własnego czasu modlitwy, z własnych przemyśleń na rzecz łatwiejszych form uwielbienia z całym zborem. Co, w skrócie, doprowadzi do degeneracji tego niezależnego, wzrastającego, młodego chrześcijanina i stanie się on zgaszonym, bezużytecznym, ciągle niańczonym pasożytem siedzącym w kościelnej ławce. Środki, które stosuje, by pielęgnować swoją pobożność, z czasem, odwodzą go od niej. Pasożytowi z kościelnej ławki podoba się cotygodniowe uwielbienie, jego nienaruszony charakter, jego własna realizująca się wola i jego martwa, nieprzemieniona dusza. Stąd, zamiast usługiwać i pobudzać do wzrostu każdego członka, ta gigantyczna machina zastępczego odżywiania raczej powstrzymuje rozwój i zatrzymuje prawdziwą duchową kulturę. Nasze Kościoły przepełnione są członkami, którzy są zwykłymi konsumentami. Ich zainteresowanie pobożnością jest czysto pasożytnicze.

Fizjolog określiłby organizm powstający na skutek takiego procesu jako upośledzony. Zamiast nauczyć się modlić, kościelny pasożyt zadowala się faktem, iż to o niego się modlą. Jego transakcje z wiecznością odbywają się za czyimś pośrednictwem. Jego służba Chrystusowi jest wykonywana przez płatnych namiestników. Całe jego życie to niekończąca się pasmo pławienia się w bogactwie Kościoła. Oczywiście, przynajmniej w niektórych przypadkach, o ironio, posyła po usługującego, kiedy szykuje się na śmierć

Powiedziawszy to wszystko, śpieszę przekazać, że najważniejsza rzecz zajmującą Boże serce i ta, na której skupia się zainteresowanie wszystkich, którzy są jedno z Bogiem, jest przedstawiona w tym, co znamy jako Boży dom lub Boże miasto. Mój przekaz jest następujący: Kościół stał się czymś innym niż Bóg zamierzał i pierwotny Boży cel względem Kościoła musi zostać przywrócony. „ Nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju...” ( Hbr. 10,25 ). 


Jest to Boży nakaz wymagający bezwarunkowego posłuszeństwa. Niezrozumienie tego dlaczego musimy się zgromadzać doprowadziło do opisanej wyżej sytuacji. Obecne zwiastowanie doprowadziło ludzi do wiary w to, że ich zbawienie zależy od uczestnictwa w nabożeństwach raz lub dwa razy w tygodniu. Zupełnie zignorowali oni natomiast fakt, że ci, którzy nieśli Ewangelię temu pogańskiemu światu nie mieli takich nabożeństw, by na nich się zbierać.

Dla współczesnych ludzi religijnych Chrystus to jedna sprawa, a Kościół druga. Kościół to Chrystus. Kiedy znajdziesz prawdziwy Kościół, znajdziesz Pana. Musimy powrócić do pojmowania Kościoła nie jako miejsce, do którego chodzimy, lecz jako ciała, którym jesteśmy. Spójrzmy na wzór przedstawiony w Świątyni Ezechiela. W Bożym zamyśle ten dom jest ukończony, a rzeka wypływa ze Świątyni, życie dociera do wszystkiego, czego dotknie rzeka. To jest właśnie Kościół, to Boże życie płynące do ludzi. Kościół jest napędem Bożego życia. Wspólne zgromadzanie się nie służy braniu, lecz dawaniu. Jeśli ciało ma we właściwy sposób funkcjonować jego członki muszą być razem. Każdy z nas ma pewną miarę wiary, ma służbę dlatego ciało jest niekompletne, kiedy nas brakuje. Bóg nakazuje każdemu z nas czekać na swoją służbę, uczyć się i zrozumieć, że Bóg nas przyjął, by, kiedy gromadzimy się, mogła zamanifestować się cala pełnia Chrystusa. O to właśnie chodzi w wersecie: „ Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich.” ( Mt 18,20 ). Kiedy Kościół funkcjonuje we właściwy sposób, jest jak Pan.



c.d.n. 

Charakterystyka naczynia cz.3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz