Bert Clendennen

Bert Clendennen

piątek, 22 lutego 2013

byłem tam, obserwując niesamowitą scenę pokuty i złamania

„Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej.”

Powiem to słowami Pana, „ jeśli ktoś” oraz „ten, kto wierzy” To jest wyzwanie wiary. To próbuję wam powiedzieć cały czas. Wyzwaniem jest wierzyć, że ta rzeka jest w nas, a jeżeli nie płynie, to coś w nas jest nie w porządku. U Boga nie ma nic złego. Nie ma potrzeby walić w ołtarz i krzyczeć do Boga, by coś zrobił. On chce, byście pozwolili Duchowi objawić wam, co Mu przeszkadza, by coś zrobił. To jest wyzwanie wiary. Kiedy Izrael szedł do ziemi obiecanej, Bóg im powiedział, „Ziemia, do której idziecie nie jest taka, z jakiej was wyprowadziłem. Nie jest jak Egipt, gdzie nawadnialiście ziemię swoim stopami. Nie, nie. To nie jest coś wykonanego przez człowieka”. Powiedział, że idziecie do ziemi pełnej dolin i gór. Idziecie do ziemi pełnej dolin i gór, które są nawadniane deszczem z Nieba. Słuchajcie, co On powiedział, „Jeśli będziecie przestrzegać moich przykazań i moich praw, dam wam deszcz o właściwej porze”. To znaczy, że „Kiedy przyjdzie czas na deszcz, a nie będzie deszczu, nie zwracajcie się do Mnie z tym”. Wy jesteście problemem, wy jesteście winowajcami. Każdy człowiek, który studiował zagadnienie wczesnego i późnego deszczu w Izraelu wie, że duchowo oznacza to Ducha Świętego. Jeżeli ta rzeka nie płynie, nie musicie patrzeć dalej, tylko na siebie i kościół. Nic nie umiera bez grzechu. Nic nie ożyje, aż rozprawicie się z tym, co to zabiło. Kiedy z tym się rozprawicie, wtedy ta rzeka będzie płynąć.

Następne wyzwanie, to: Jeżeli to nie jest prawdą w nas, że ta rzeka płynie w ludzie Bożym indywidualnie i kolektywnie, nie mamy prawa twierdzić, że jesteśmy ludem Bożym. Wiem, że powiecie, iż to bardzo twarde słowo. Ja jestem jego autorem. Jeżeli to nie jest prawdą w nas, jeżeli ta rzeka nie wypływa z nas, dotykając ludzi i usługując im i ich warunkom, to nie mamy prawa nazywać się ludem Bożym. Pan chce odzyskania tego ludu w nowy sposób. Pan pokazał, że jest Bogiem dającym i chce Siebie objawiać przez nas.

Chcę to wszczepić w wasze serca. Chcę, byśmy przejęli się tą prawdą. Ta rzeka wody żywej, to Bóg, to charakter Boży. On chce dawać obficie. On jest Bogiem i chce objawiać się przez nas. Wiem, że Bóg chce dawać. Bóg chce dawać w wielki sposób i chce to czynić przeze mnie. Mówię wam, że dla mojego serca to jest wyzwanie. Wyzwaniem dla mnie jest stanąć przed Bogiem i pozwolić Mu, by mnie sprawdził do głębi, szczerze i dokładnie. Jeżeli jest coś, co gdzieś przeszkadza lub ogranicza przepływ rzeki Bożej, chcę, by Pan objawił to mojemu duchowi teraz. Chcę być oczyszczony i wybielony. Wiele lat temu byłem w zborze, który kiedyś był zborem przebudzeniowym, w którym pozostało tylko czterdziestu ludzi. Zasmuciłem się. Wszędzie była śmierć. Głosiłem tam przez tydzień. Nigdy nie głosiłem tak twardo. Było to w latach 50-tych, a ja głosiłem przeciwko temu, co jest w latach 90-tych. W tym zborze z czterdziestoma ludźmi nie mogłem uwierzyć, że mówię pewne rzeczy, które mówiłem. Przez cały tydzień, kiedy głosiłem, ich to nie poruszyło. Przychodzili i odchodzili. W niedzielę rano, po tygodniu głosiłem, że sąd musi zacząć się od domu Bożego. Znowu nie mogłem uwierzyć, że to mówię. Wydawało mi się, jakbym stał obok i patrzył na siebie głoszącego tą prawdę. Było to nabożeństwo z wieczerzą. Kiedy skończyłem kazanie, które trwało godzinę i dwadzieścia minut, wtedy jakby ktoś odkręcił hydrant. Kiedy skończyłem, pastor powiedział, „Nie wołaj mnie, tylko zaproś ludzi do wieczerzy Pańskiej”. Tak zrobiłem. Nikt się nie ruszył. Znowu zaprosiłem i nikt się nie ruszył. Nie wiedziałem, co robić. Obróciłem się do pastora, a on leżał na podłodze i płakał. Powiedziałem do niego, „Co jest złego u tych ludzi?” On odpowiedział, „Ty zabiłeś każdego z nas”. To były dokładnie jego słowa. Zapytałem, „Co zrobimy?” On odpowiedział, „ja nie zrobię nic”. Wtedy wstałem i pomyślałem, że jeszcze raz ich zaproszę do wieczerzy, a jeżeli nie przyjdą, zabiorę moją żonę i dzieci i wyjedziemy. Powiedziałem, Czas na wieczerzę. Roznoszący i ludzie, przyjdźcie”. Nikt się nie ruszył. Kiedy zacząłem przechodzić koło kazalnicy, by zabrać moją żonę, z tyłu rozległ się krzyk starszego mężczyzny. Chyba tylko w piekle można usłyszeć coś gorszego. Pobiegł przejściem i rzucił garść banknotów 10-dolarowych na podium.

„Boże, przebacz mi”, powiedział. „Chciałem Cię zagłodzić”. Upadł na podłogę, zaczął się wić, płakać i wzdychać i wtedy wszystko się zaczęło. Ludzie kładli setki dolarów na podium. Pokutowali z wszelkich rodzajów grzechów. To wszystko, co głosiłem, zagotowało się w nich ku upamiętaniu. Podchodzili do mnie i do pastora. Byłem tam do godziny drugiej, obserwując niesamowitą scenę pokuty i złamania. Wyszliśmy, a kiedy wróciliśmy tego wieczora, pomieszczenie było pełne. Nie było żadnego ogłoszenia w radiu ani w gazecie, ale choroba została oczyszczona. Wszystko zostało usunięte i ludzie przyszli. Zaczęliśmy śpiewać. Kiedy zaczęliśmy uwielbiać Boga, z góry zstąpił obłok. Nie wiem, czy ktoś to widział, prócz mnie. Zatrzymał się w zasięgu ludzkiej ręki i wszystko w tym domu zostało napełnione. Widzicie, to Boża natura, by dawać nie mało i nie skąpo. On chce działać przez was w taki sposób. By to czynić, On musi rozprawić się z tym, co przeszkadza.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Duch Święty, z rozdziału – Rzeki wody żywej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz