„Jeśli
kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada
Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej.”
Powiem
to słowami Pana, „ jeśli ktoś” oraz „ten, kto wierzy” To jest wyzwanie wiary.
To próbuję wam powiedzieć cały czas. Wyzwaniem jest wierzyć, że ta rzeka jest w
nas, a jeżeli nie płynie, to coś w nas jest nie w porządku. U Boga nie ma nic
złego. Nie ma potrzeby walić w ołtarz i krzyczeć do Boga, by coś zrobił. On
chce, byście pozwolili Duchowi objawić wam, co Mu przeszkadza, by coś zrobił.
To jest wyzwanie wiary. Kiedy Izrael szedł do ziemi obiecanej, Bóg im
powiedział, „Ziemia, do której idziecie nie jest taka, z jakiej was
wyprowadziłem. Nie jest jak Egipt, gdzie nawadnialiście ziemię swoim stopami.
Nie, nie. To nie jest coś wykonanego przez człowieka”. Powiedział, że idziecie
do ziemi pełnej dolin i gór. Idziecie do ziemi pełnej dolin i gór, które są
nawadniane deszczem z Nieba. Słuchajcie,
co On powiedział, „Jeśli będziecie przestrzegać moich przykazań i moich praw,
dam wam deszcz o właściwej porze”. To znaczy, że „Kiedy przyjdzie czas na
deszcz, a nie będzie deszczu, nie zwracajcie się do Mnie z tym”. Wy jesteście
problemem, wy jesteście winowajcami. Każdy człowiek, który studiował zagadnienie
wczesnego i późnego deszczu w Izraelu wie, że duchowo oznacza to Ducha
Świętego. Jeżeli ta rzeka nie płynie, nie musicie patrzeć dalej, tylko na
siebie i kościół. Nic nie umiera bez grzechu. Nic nie ożyje, aż rozprawicie się
z tym, co to zabiło. Kiedy z tym się rozprawicie, wtedy ta rzeka będzie płynąć.
Następne
wyzwanie, to: Jeżeli to nie jest prawdą w nas, że ta rzeka płynie w ludzie
Bożym indywidualnie i kolektywnie, nie mamy prawa twierdzić, że jesteśmy ludem
Bożym. Wiem, że powiecie, iż to bardzo twarde słowo. Ja jestem jego autorem. Jeżeli
to nie jest prawdą w nas, jeżeli ta rzeka nie wypływa z nas, dotykając ludzi i usługując
im i ich warunkom, to nie mamy prawa nazywać się ludem Bożym. Pan chce odzyskania
tego ludu w nowy sposób. Pan pokazał, że jest Bogiem dającym i chce Siebie
objawiać przez nas.
Chcę
to wszczepić w wasze serca. Chcę, byśmy przejęli się tą prawdą. Ta rzeka wody
żywej, to Bóg, to charakter Boży. On chce dawać obficie. On jest Bogiem i chce objawiać
się przez nas. Wiem, że Bóg chce dawać. Bóg chce dawać w wielki sposób i chce
to czynić przeze mnie. Mówię wam, że dla mojego serca to jest wyzwanie. Wyzwaniem
dla mnie jest stanąć przed Bogiem i pozwolić Mu, by mnie sprawdził do głębi,
szczerze i dokładnie. Jeżeli jest coś, co gdzieś przeszkadza lub ogranicza przepływ
rzeki Bożej, chcę, by Pan objawił to mojemu duchowi teraz. Chcę być oczyszczony i wybielony. Wiele lat temu byłem w zborze, który
kiedyś był zborem przebudzeniowym, w którym pozostało tylko czterdziestu ludzi.
Zasmuciłem się. Wszędzie była śmierć. Głosiłem tam przez tydzień. Nigdy nie
głosiłem tak twardo. Było to w latach 50-tych, a ja głosiłem przeciwko temu, co
jest w latach 90-tych. W tym zborze z czterdziestoma ludźmi nie mogłem
uwierzyć, że mówię pewne rzeczy, które mówiłem. Przez cały tydzień, kiedy
głosiłem, ich to nie poruszyło. Przychodzili i odchodzili. W niedzielę rano, po
tygodniu głosiłem, że sąd musi zacząć się od domu Bożego. Znowu nie mogłem
uwierzyć, że to mówię. Wydawało mi się, jakbym stał obok i patrzył na siebie
głoszącego tą prawdę. Było to nabożeństwo z wieczerzą. Kiedy skończyłem
kazanie, które trwało godzinę i dwadzieścia minut, wtedy jakby ktoś odkręcił
hydrant. Kiedy skończyłem, pastor powiedział, „Nie wołaj mnie, tylko zaproś ludzi
do wieczerzy Pańskiej”. Tak zrobiłem. Nikt się nie ruszył. Znowu zaprosiłem i nikt
się nie ruszył. Nie wiedziałem, co robić. Obróciłem się do pastora, a on leżał
na podłodze i płakał. Powiedziałem do niego, „Co jest złego u tych ludzi?” On odpowiedział,
„Ty zabiłeś każdego z nas”. To były dokładnie jego słowa. Zapytałem, „Co
zrobimy?” On odpowiedział, „ja nie zrobię nic”. Wtedy wstałem i pomyślałem, że jeszcze
raz ich zaproszę do wieczerzy, a jeżeli nie przyjdą, zabiorę moją żonę i dzieci
i wyjedziemy. Powiedziałem, Czas na wieczerzę. Roznoszący i ludzie,
przyjdźcie”. Nikt się nie ruszył. Kiedy zacząłem przechodzić koło kazalnicy, by
zabrać moją żonę, z tyłu rozległ się krzyk starszego mężczyzny. Chyba tylko w
piekle można usłyszeć coś gorszego. Pobiegł przejściem i rzucił garść banknotów
10-dolarowych na podium.
„Boże,
przebacz mi”, powiedział. „Chciałem Cię zagłodzić”. Upadł na podłogę, zaczął się
wić, płakać i wzdychać i wtedy wszystko się zaczęło. Ludzie kładli setki
dolarów na podium. Pokutowali z wszelkich rodzajów grzechów. To wszystko, co
głosiłem, zagotowało się w nich ku upamiętaniu. Podchodzili do mnie i do
pastora. Byłem tam do godziny drugiej,
obserwując niesamowitą scenę pokuty i złamania. Wyszliśmy, a kiedy wróciliśmy
tego wieczora, pomieszczenie było pełne. Nie było żadnego ogłoszenia w radiu
ani w gazecie, ale choroba została oczyszczona. Wszystko zostało usunięte i ludzie
przyszli. Zaczęliśmy śpiewać. Kiedy zaczęliśmy uwielbiać Boga, z góry zstąpił obłok.
Nie wiem, czy ktoś to widział, prócz mnie. Zatrzymał się w zasięgu ludzkiej
ręki i wszystko w tym domu zostało napełnione. Widzicie, to Boża natura, by
dawać nie mało i nie skąpo. On chce działać przez was w taki sposób. By to
czynić, On musi rozprawić się z tym, co przeszkadza.
„Szkoła
Chrystusa” - cykl Duch Święty, z rozdziału – Rzeki wody żywej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz