Ten Ogień nie jest jakimś bezkształtnym płomieniem. Nie jest to lampa Abrama, ani słup ognia z pustyni, ani też węgielek Izajasza wzięty z ołtarza. Ten ogień to język, oddzielony od innych języków. Był to symbol nowej dyspensacji. Chrześcijaństwo miało być językiem ognia. Był on symbolem nowej mocy, mocy, na której zbudowane miało być nowe królestwo. Nadejście tego konkretnego symbolu było sygnałem, że wcześniejsze znaki zaczęły tracić na ważności i były bliskie zaniku. Ołtarz i cheruby, ofiary i kadziła, efod i napierśnik, Urim i Tummim, wszystkie one już wypełniły swoją służbę. Godła Starego Przymierza poszły teraz na zawsze w cień, a zamiast nich Pan wyznaczył tylko dwa, chleb i wino. Zostały one wybrane z powodu świetnego potencjału obrazowania pewnych idei, a także dla uniknięcia fizycznych reprezentacji.
Woda przywodziła na myśl oczyszczenie ducha, nie niosła jednak ze sobą podobieństwa dla oka. Chleb i wino silnie przywodziły na myśl ciało i krew Pana Jezusa Chrystusa, nie kreowały jednak fizycznego obrazu Pana. Te dwa znaki były jedynymi, które Chrystus ustanowił dla swojego Kościoła. Jego religia miała być religią zrozumiałą i religią serca, spoczywającą całkowicie na przekonaniach i zasadach, nie budując niczego na zmysłach i również nie kreując niczego w wyobraźni. Ta duchowa pieczęć chrześcijaństwa była symbolem, który raz na zawsze miał ogłosić Kościołowi nadejście jego zwycięskiej mocy. To była moc, w której Chrześcijaństwo miało stanąć przed królami, zbić z tropu synagogi, uciszyć zgromadzenia, uspokoić tłumy. W tej mocy miało ono ogłaszać Jego chwałę aż do najodleglejszych części ziemi, poczynając od Jerozolimy. Symbolem tej mocy był język, narzędzie komunikacji między ludźmi, przesłanie ubrane w ludzkie słowa, obliczone na ludzkie zdolności pojmowania, przekazywane od zrozumienia do zrozumienia, z jednego serca do drugiego. To był język ognia, ludzki głos, Boża prawda, ludzka mowa wygłoszona poprzez natchnienie Ducha Świętego poprzez ludzkie narzędzie, ale z nadludzką mocą. Byli to mężowie Boży głoszący Słowo Boga wraz z Duchem Świętym zesłanym z nieba. Tak jak i wtedy, i dziś nic nie może się ostać przed takim ludzkim ogniem entuzjazmu i przekonania. Pierwszym skutkiem tego ognia było to, iż „zostali oni wszyscy napełnieni Duchem Świętym”. Dzięki słowu „wszyscy” rozumiemy, że nie tylko apostołowie zostali napełnieni, Ale że dotyczyło to każdego, kto był w Górnej Izbie.
Ta prawda jest najwyższej wagi, gdyż zaświadcza, że nikt nie jest tu omijany. Wszyscy nowo narodzeni wierzący otrzymują polecenie bycia napełnionymi Duchem, jest to wspólnotowy dar. Przyjmij go, proś o niego, wyznawaj go w imieniu Chrystusa. Wszyscy jesteśmy Bożym i królewskim kapłaństwem i musimy utrzymywać to kapłaństwo wiernych. Do tego stanu należymy wszyscy, będąc przed Bogiem równymi. Nasze kapłaństwo nie może mieć podstawy poza naszą świętością. Nie występujemy w naszych intelektualnych zdolnościach, naszych technicznych umiejętnościach, nie stoimy dzięki naszej oficjalnej pozycji, lecz w uświęceniu woli i serca, zupełnym poświęceniu naszego jestestwa Bogu.
Ów język ognia spoczął na wszystkich, i wszyscy zostali świadkami. „Lecz wy otrzymacie moc, kiedy Duch Święty zstąpi na was, i będziecie mi świadkami...”. Kto może zignorować ogień albo wziąć go za coś innego? Różnicą pomiędzy autentycznym Chrześcijaństwem a martwą religią jest ogień. Ogień ten odróżnia podobnie jednego kaznodzieję od drugiego. Każde prawdziwie ochrzczone Duchem Świętym życie będzie się manifestowało i samo będzie się broniło. „Wszyscy poznają, że jesteście moi”. Usprawiedliwienie i obrona nie będą polegały na zabiegach lotnych umysłów lecz na rozżarzonej i płonącej sile, która oczyści wszystko, z czym się spotka, jedyną odpowiedzią na obecny katastrofalny duchowy stan Kościoła jest ów chrzest z Ducha Świętego i ognia. Kościół naszych czasów jest ofiarą programów. Kościół ma na ogół jakiś program dla każdej grupy ludzi; lecz świat idzie do piekła podczas gdy my męczymy się nad uruchomieniem tych ludzkich strategii. Owocem naszego wysiłku jest pokolenie „pustych narzędzi” które nie ma bojaźni przed Bogiem. To nie przez siłę ani nie przez moc, lecz przez mojego Ducha – mówi Pan. Pytanie w sercu każdego wierzącego brzmi, co zrobić, by to się wydarzyło. Z Objawienia w Dziejach Apostolskich widzimy, jak bezradni jesteśmy w kwestii duchowej odnowy. Musimy zadać sobie jedno pytanie „Co zrobili apostołowie, by ta boska moc się zamanifestowała?” Otóż nie zrobili oni nic prócz czekania, modlitwy, nadziei i oczekiwania. Zrobili coś, co religijny świat, który ma takie upodobanie w działaniu, nazwałby niczym.
To wszystko, co możemy zrobić, by rozpalić i oczyścić Kościół kierując go na prawdziwe wylanie Ducha Świętego. Nie wolno nam mieć nic wspólnego z tymi, co przebudzenia „organizują” Zawsze uważajmy na ludzi, którzy „ustawiają pułapki” na Boga. Strzeżcie się i nie miejcie nic wspólnego z jakimkolwiek „mechanicznym” wskrzeszaniem do życia. Czytajmy słowo „nagle” z szacunkiem i z modlitwą. Czytajmy to słowo z oczekiwaniem tego, że Pan może przyjść w każdej chwili Najczarniejszą nocą, lub gdy zapieje kur, albo wcześnie rano. Kościół desperacko potrzebuje odnaleźć ponownie moc, która kryje się w oczekiwaniu. Zawsze są wokół ludzie, którzy nam mówią, że powinniśmy robić coś praktycznego. Degradują oni ideę „praktyczności” do swego rodzaju mechanicznego ćwiczenia. Czy ktoś, kto cierpliwie trwa w modlitwie nic nie robi? Praktyczność niekoniecznie wyraża się w czymś, co może być zaobserwowane. Tak samo jak i nie jest praktyczne budowanie na drzewie, sianie czy słomie. Podczas przygotowania do Pięćdziesiątnicy uczniowie zrobili wszystko poprzez nie zrobienie niczego. Rezultaty tego ognia Pięćdziesiątnicy są nie do przecenienia.
„Szkoła Chrystusa” - cykl Pneumatologia z rozdziału - Ochrzczeni ogniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz