Kilka lat temu do ubezpieczenia w kościele wymagane było badanie stanu zdrowia. Pożyczaliśmy pieniądze i zanim bank udzielił nam pożyczki, musiałem mieć polisę ubezpieczeniową na moje życie. Ubezpieczalnia wymagała, bym zrobił badania. Poszedłem tam w piątek i lekarz badał mnie „gęstym grzebieniem”. Kiedy skończył, powiedział, że wyniki będą w przyszłym tygodniu. W poniedziałek musiałem wyjechać do Atlanty w Georgii, by usługiwać na nabożeństwie. Miałem tam być przez pięć dni. Moja żona nie jechała ze mną, a ja zawsze po przybyciu na miejsce, gdzie mam przebywać, dzwonię do niej. Zadzwoniłem, by powiedzieć, gdzie przebywam, a kiedy ona usłyszała mój głos, zaczęła płakać. Wiedziałem, że stało się coś złego. Powiedziałem, „w czym jest problem?” Ona odpowiedziała, że lekarz dzwonił do niej i powiedział, że muszę zaraz wracać do domu, gdyż mam poważną chorobę serca.
To był straszny szok. Powiedziała do mnie, „masz nie robić nic”, a ja na to, że muszę usługiwać na tym nabożeństwie. Żona odpowiedziała, „pod żadnym pozorem nie wolno ci usługiwać, musisz wracać do domu”. Wtedy ja odpowiedziałem, „tego nie mogę zrobić. Przyjadę do domu w sobotę”. Zostałem tam i głosiłem Słowo Boże, a w sobotę pojechałem do domu. W poniedziałek poszedłem znowu do tego lekarza, a ten posłał mnie do szpitala baptystycznego i powiedział, „chcę, żeby cię postawili na deptak i zrobili EKG. Oni cię podłączą do aparatów i postawią na deptaku do chodzenia, a w tym czasie zrobią testy serca”. Kiedy tam dotarłem, ludzie z tego szpitala powiedzieli do mnie, „chcemy najpierw zrobić test na leżąco, zanim staniesz na deptak”.
Położyli mnie, zrobili test i powiedzieli, „w żadnym wypadku nie postawimy cię na deptak”. Dlaczego? Co jest złego? Odpowiedzieli - „zapytaj swojego lekarza.” Poszedłem ponownie do mojego lekarza i powiedziałem, że tamci nie chcieli mnie postawić na deptak”. On odpowiedział, „tego się obawiałem”. W takim razie ja zapytałem, co jest ze mną nie w porządku? Po co to wszystko? W odpowiedzi pokazał mi moje normalne EKG, dał go na tablicę i pokazał mi moje serce. Te duże wygięcia, to było bicie mojego serca. Potem pokazał mi wygięcia między uderzeniami serca. Te wygięcia mówią mi, że tam rzeczywiście przepływa krew. Potem to podniósł. Po uderzeniu serca poszło to na wprost, a potem następne uderzenie. Powiedział do mnie, „nie wiem, jak w ogóle chodzisz i robisz to, co robisz. Wygląda na to, że 90% lub więcej jest zablokowane. Dam ci Valium, które zwolni te arterie”. To jednak nie była odpowiedź na mój problem. Wiedziałem, że żadnego Valium nie będę brał, gdyż wielu ludziom sam to odradzałem. Lekarz dał mi receptę i pojechałem windą od niego w dół. Kiedy dojechałem na parter, zgniotłem receptę i wrzuciłem do kosza. W tym momencie wiedziałem, że gdybym wrócił do lekarza i zrobił test, wykazałoby, że jestem uzdrowiony.
Widzicie, w tym kryzysie nie było kryzysu. Nie wiedziałem o tym, ale ta adrenalina wiary została uwolniona w chwili, kiedy znalazłem się w takiej sytuacji. Dalej zajmowałem się swoimi sprawami. Pięć, a może sześć lat później wraz z żoną zdecydowaliśmy się na badania lekarskie. Kiedy Dr Cherry mnie przebadał, zapytałem go o stan mojego serca i krwi. On odpowiedział, „Nigdy nie widziałem lepszego systemu krwionośnego u człowieka w twoim wieku”. To uczynił Bóg. W tym kryzysie On wyzwolił tą adrenalinę wiary i uwolnił mnie. W tej krwi jest wielka moc. Przed nią nic się nie ostoi.
„Szkoła Chrystusa” - cykl Wszechmocna krew, z rozdziału – Krew, odpowiedź na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz