Bert Clendennen

Bert Clendennen

środa, 1 maja 2013

Bóg musi mieć ludzi, którzy są niepokonani

Jestem tu, aby wywrzeć nacisk na twój umysł. Chodzę tą drogą przez czterdzieści kilka lat. Wszedłem do kościoła narodzonego w ogniu Pięćdziesiątnicy. Czas, w którym przyszedłem do kościoła, był czasem wielkiego ozdrowieńczego przebudzenia. Tysiące zbierały się w wielkich namiotach, aby usłyszeć dobrą nowinę, że Jezus Chrystus jest wczoraj, dzisiaj i na wieki ten sam. Ale widziałem ten kościół Pięćdziesiątnicy, jak przechodził przez straszne fazy. Jedną z nich był kościół słabnący w zapale edukacji. Bóg nie daje premii za ignorancję. Za edukację też nie. Obserwowałem, jak kościół umierał w swoim wysiłku stworzenia nauczania, pozbawiony namaszczenia. Kiedy zostałem kaznodzieją, często zdarzało się, że w Szkole Niedzielnej było 150 osób, a na nabożeństwie zostało tylko 25. Kościół nie był wtedy odstępczy, ale umarł w poszukiwaniu niewłaściwej rzeczy.

Obserwowałem, jak kościół poruszał się od miejsca śmierci do odstępstwa, do miejsca, gdzie biblijny autorytet nie był już respektowany. Byłem świadkiem kompromisów, które zaczęły wkradać się do tego kościoła i aż do dzisiaj jest on pustą kpiną tego, czym był kiedyś. Żyję dostatecznie długo, aby wiedzieć, że grzech, świeckość, brak wiary i piekło mogą pokonać wszystko, oprócz boskiego ognia. Celem tej szkoły jest stworzenie ludzi, którzy odejdą stąd nie z głową pełną wiedzy, ale brzemiennymi z Boga; ludzi , którzy pójdą, aby rodzić na ziemi życie Boże. Agresywna ewangelizacja i uwolnienie od wszelkiego rodzaju związania zawsze jest znakiem mocy Ducha Świętego. Niemożliwa jest obojętność, kiedy kaznodzieja jest płomieniem ognia. Ludzie mogą nie zawsze się z nim zgadzać, ale przynajmniej poświęcą swoją uwagę. Każdy kaznodzieja powinien być najbardziej kochanym i najbardziej znienawidzonym człowiekiem w mieście. Każdy kaznodzieja, który nie porusza Faryzeuszy, hipokrytów i demonów do takiego stopnia, że będą o nim źle mówić, nie głosi Ewangelii w jej pełni.

Powodem, dla którego dzisiaj kościołowi jest tak łatwo jest to, że nie mamy Ewangelii. Doszliśmy do tego, że chcemy się dopasować do tego, co ludzie nazywają Chrześcijańskim społeczeństwem. Chrześcijaństwo narodziło się w pocie, krwi i łzach, i w żadnym czasie lub miejscu nie zmieniły się te warunki. Diabeł się nie nawrócił, ani nie oduczyliśmy go od jego zła. Ci, którzy założyli kościół, żyli w niebezpieczeństwie, a ci, którzy utrzymują ten kościół, muszą żyć podobnie. Nie szukali życia na dobrych warunkach ze światem, ale rzucili wyzwanie jego systemom i metodom, w konsekwencji czego spotkali się z nieprzychylnością i prześladowaniem. Rób, co chcesz i mów, co chcesz, to jest chrześcijaństwo: mamy żyć i tętnić boskim życiem, z boską pasją i mocą, aby zaspokoić potrzeby ginącego świata.

Doceniam to, czego Bóg dokonał w pierwszym wieku. Czytałem Ewangelie. Czytałem Dzieje Apostolskie. Czytałem o Marii Magdalenie. Czytałem o Łazarzu powstającym z martwych. Czytałem o ślepym Bartymeuszu. Dziękuję Bogu za przeszłość, ale nie żyję w pierwszym wieku. Żyję w 20 wieku. Chcę, aby Bóg działał w tym społeczeństwie. Problemy, które napotykamy, są tysiące razy bardziej skomplikowane, niż były w pierwszym wieku. Demony, z którymi mamy do czynienia, są bardziej agresywne, niż wtedy były. Diabeł wie, że jego czas jest krótki i cały jego wysiłek jest po to, by zniszczyć. Bóg musi mieć ludzi, którzy są niepokonani. W 1966 roku mój ojciec był bardzo chory. Jechałem z Beaumont do małego miasteczka Refugio, aby być z moim ojcem. Wyjechałem w środę wieczorem po nabożeństwie i tak jadąc, włączyłem potężną stację radiową z Meksyku. Złapałem, jak czarny człowiek głosił kazanie. Nazywał się Biskup Washington. Nie słyszałem o nim wcześniej. Cóż to za kaznodzieja. Głosił na temat „wojowniczych kaznodziei.” Nasze przesłanie, to „Niepokonani ludzie.” Wszystko, czego Bóg potrzebuje, to nieustraszony człowiek Boży, który bez strachu będzie głosił temu społeczeństwu Ewangelię.

W miarę, jak biskup rozwijał swoje przesłanie, zwrócił się do Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wielki kaznodzieja przemówił do niego, „Panie Prezydencie, to nie większego uzbrojenia i bomb potrzebuje Ameryka. Ameryka potrzebuje wojowniczych kaznodziei, a każdy problem będzie rozwiązany.” Człowiek Boży prowadził nas przez Biblię. Najpierw mówił o Noem i dniach, kiedy świat był tak zepsuty, że Bóg nie miał innego wyjścia i musiał go zniszczyć. „Wszystkim, czego On potrzebował, był kaznodzieja,” powiedział Biskup. „Znalazł go w człowieku o imieniu Noe, głosicielu prawości.” Uznał Noego za najbardziej zwycięskiego kaznodzieję, jaki kiedykolwiek żył. Słuchałem uważnie. W arce było tylko 8 ludzi, a biskup nazywa go zwycięskim. „Noe nigdy nie pominął człowieka,” powiedział Biskup. „Każdego, kogo nie uratował, potępił.” Od Noego przeszedł do Ezechiela. Postawił proroka w dolinie wyschłych kości. Bóg zapytał kaznodzieję, „Czy te kości mogą ożyć?” Kaznodzieja, mądry człowiek, odpowiedział, „Ty wiesz Boże.” Bóg nakazał mu prorokować i mąż Boży zaczął głosić do kości, a one ożyły. Od doliny kości przeszedł do Niniwy. W języku Biskupa, miasto było tak zepsute, że tchórzliwy myszołów musiał zatykać nos, aby móc nad nim przelecieć, ale wszystkim, czego potrzebował Bóg, był kaznodzieja. Tacy ludzie są niepokonani.
 
„Szkoła Chrystusa” - cykl Drogi do mocy, z rozdziału –  Niepokonani ludzie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz