Bert Clendennen

Bert Clendennen

wtorek, 28 maja 2013

żołnierz musi być wierny

Wierność, to oddanie dla sprawy. Żołnierz musi wierzyć, że cel jest większy, niż on sam. Oddajemy się temu, w co wierzymy. Psychiatra mówi, że jesteśmy produktem wydarzeń z naszej przeszłości. Prawda jest taka, że jesteśmy produktem naszej woli, a naszą wolą rządzi miłość lub jej brak. Byłem mężem jednej kobiety przez ponad 50 lat. Nigdy nie byłem jej niewierny. Przez trzy lata tego małżeństwa nie byłem chrześcijaninem. To moja miłość sprawiała, że byłem jej wierny. To nasza miłość do Boga sprawia, że jesteśmy wierni Bogu w każdej okoliczności. Kiedy dokonałeś wszystkiego, aby się ostać, Biblia mówi, ostań się.

W czasie wojny byłem dowódcą nad sekcją broni maszynowej. Na wyspie Pellielu duża część mojego batalionu została zabita lub ranna. Kiedy wróciliśmy do miejsca, gdzie obozowaliśmy, dano nam zastępców. Jednym z nich był młody żołnierz Piechoty Morskiej gdzieś z Alabamy. Poprzez tego młodego człowieka poznałem, kim jest chrześcijanin. Ja nie byłem chrześcijaninem, nie wiedziałem nic o Bogu. Znałem wielu ludzi, którzy twierdzili, że są chrześcijanami. Baptyści, Metodyści, i inni, chodzili do kościoła, kiedy tylko mieli możliwość, ale kiedy tylko skończyło się nabożeństwo, pili te same trunki, co ja. Wiedziałem, że jestem równie religijny, co oni. Kiedy przyszedł do mnie ten młody człowiek, w kieszonce swojej koszuli miał Nowy Testament. Po spotkaniu z nim przydzieliłem go do jego namiotu, a sam powróciłem do mojego. Nie byłem tam zbyt długo, aż przyszedł jeden człowiek z namiotu, do którego przydzieliłem tamtego młodego człowieka. Zapytał mnie, „Sierżancie, co mamy zrobić z tym młodym człowiekiem, którego nam dałeś?” Powiedziałem, „Jak to, co macie z nim zrobić?” Powiedział, „On wszedł, przedstawił się, a potem pierwsza rzecz, jaką zrobił, to usiadł i zaczął czytać Biblię. Nie czytał na głos, ale kiedy zamknął Biblię obrócił się, uklęknął i zaczął się modlić. Można go teraz usłyszeć na zewnątrz namiotu. Proszę przyjść, posłuchać go. Co my mamy zrobić?” Powiedziałem mu, że nie mamy żadnych restrykcji, jeżeli chodzi o modlitwę. Nic nie mogę z tym zrobić.

Następnego dnia straciłem dosyć dużo pieniędzy grając w kości. Byłem zdenerwowany i kiedy odchodziłem, pod drzewem koksowym siedział ten młody człowiek i czytał Nowy Testament. Powiedziałem mu coś uszczypliwego, już nie pamiętam, co to było. Ale pamiętam, co on powiedział. Wstał z otwartym Nowym Testamentem w swojej ręce. Celowo zaznaczył wstążką miejsce, które czytał. Potem wsadził Biblię do kieszonki i bardzo ostrożnie zamknął tą kieszonkę. Potem położył palec na moim nosie i powiedział, „Sierżancie, ani pan, ani Piechota Morska nie oddzieli mnie od miłości Bożej, która jest w Chrystusie.” Tego dnia spotkałem chrześcijańskiego żołnierza. On był wierny Chrystusowi. Ani ja, ani wojsko nie oddzieliłoby go od Chrystusa. Żołnierz musi być wierny.

Drugim atrybutem żołnierza jest odwaga. Musi być odważny. Odwaga rodzi się z przekonania. Jest różnica między baniem się, a byciem tchórzem. Z tchórzy nie ma żołnierzy. Trzeba więcej odwagi, żeby być prawym, niż żeby prowadzić wojnę. Na Pacyfiku spędziłem trochę ponad 30 miesięcy. Mieszkałem w lisich norach, jadłem czasami to, co mogłem znaleźć; żyliśmy jak zwierzęta. Nie wiedziałem, co zrobię, kiedy spotkam się z wrogiem. Mówię wam, bałem się, ale zostałem. Trzeba więcej odwagi, żeby wstać i powiedzieć temu światu, który oszalał, „Nie będę częścią tego systemu” niż trzeba mi było, żeby spędzić 30 miesięcy na Południowym Pacyfiku.

Wyrosłem w małej społeczności i moją największą obawą był strach, co zrobię w czasie bitwy. W drodze przez morze był młody człowiek, który przeszedł razem ze mną przez okres rekruta. Na ramieniu miał wytatuowaną trupią czaszkę, a pod tatuażem napisane były słowa, „śmierć przed hańbą.” Patrzyłem na niego i chciałem mieć taką odwagę. Kiedy widziałem go po raz ostatni, dowódca odczytywał jego wyrok, 20 lat w wojskowym więzieniu za dezercję w czasie ostrzału. Odwaga to coś więcej, niż tatuaż na ramieniu. Odwaga rodzi się z miłości.

Moja córka zawsze była moim oczkiem w głowie; światłem mojego życia. Ale ta dziewczyna zawsze się bała. W nocy musieliśmy włączać małą lampkę nocną. Nie była najodważniejszą duszą. Potem wyszła za mąż i przyszła inna moja dziewczynka, moja wnuczka. Kiedy dziecko się urodziło, jak większość dziewczyn wróciła z dzieckiem do domu do matki. Mieliśmy nabożeństwo w każdy wtorek i czwartek rano. Tego poranka zostawiliśmy ją w domu z dzieckiem. Kiedy byliśmy w kościele, dostaliśmy wiadomość. Jakiś człowiek pukał do drzwi. Moja córka wyjrzała przez okno i zobaczyła, że to ktoś nieznajomy, więc nie otworzyła. Kiedy nikt nie otworzył, ten człowiek przeszedł przez ulicę i obserwował dom. Moja córka cały czas go obserwuje. On doszedł do wniosku, że nikogo nie ma w domu, więc idzie na tył domu, wyważa drzwi do garażu i wchodzi. Kiedy przeszedł przez drzwi z garażu do kuchni, moja córka stała tam z magnum 357 i powiedziała, „Jeszcze jeden krok i nie żyjesz.” Co dało jej taką odwagę? Miłość 6-cio tygodniowego dziecka, które było za nią. To jest odwaga, która ostoi się w najgorszych okolicznościach. To miłość do Boga i jego celu daje nam odwagę w bitwie. Strać pierwszą miłość, a pójdziesz na kompromis w tym, w co wierzysz. To stało się z Piotrem, kiedy odszedł. Zaparł się Pana. Odwaga rodzi się z miłości.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Drogi do mocy, z rozdziału Żołnierze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz