Bert Clendennen

Bert Clendennen

niedziela, 12 grudnia 2010

rocznica śmierci pastora Berta Clendennena

Rok temu w nocy 13 grudnia 2009, odszedł do Pana nasz drogi brat Bert Clendennen, założyciel Międzynarodowej Szkoły Chrystusa. Jestem wdzięczny Bogu, za jego służbę prowadzenie i namaszczenie do końca dni jego życia. Proszę o modlitwę o rodzinę Pastora Clendennena, współpracowników oraz o Boże prowadzenie i rozwój SOC International, szczególnie w Polsce.

Osobiście zostałem do głębi poruszony nauczaniem Berta Clendennena i dlatego w rocznicę jego śmierci chcę, za pomoca tego bloga, zaprezentować jego twórczość. Uważam, że jego myśl teologiczna jest bardzo cenna i godna uwagi dla współczesnych chrześcijan, niezależnie od przynależności wyznaniowej.


Ostatnie Przesłanie br. Berta Clendennena do Kościoła. 

„Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, oczyści nas od wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego robimy i nie ma w nas Słowa Jego”.1 Jana 1:9,10 

Jak większość z was wie, przechodzę obecnie przez jeden z najtrudniejszych okresów mojego życia i jestem pewny, że jest w tym wszystkim cel. Od jakiegoś czasu błagałem Boga, żeby mi nie pozwolił umrzeć dotąd, aż pokażemy temu biednemu, oszukanemu pokoleniu Jego moc. Mam takie odczucie, że to wszystko jest ze sobą połączone. Powodem dla którego to tak mocno odczuwam jest to, że ten atak na mnie stał się powodem modlitwy po całym świecie.

Dzwonią telefony z całego świata, z kościołów i indywidualnych osób i informują mnie, że poszczą i modlą się i wierzą, że będzie to całkowite zwycięstwo dla Boga. Szczerze wierzę, że te modlitwy mogą spowodować ostateczne Boże poruszenie, o które się tak gorliwie modliliśmy.

….Zrozumcie, że w mojej obecnej kondycji zdrowotnej, jeżeli Bóg nie uczyni cudu, który dzięki waszym modlitwom wierzę, że się stanie, to może być mój ostatni kontakt z wami. Dlatego możecie być pewni, że ważę każde słowo. Po pierwsze, Duch Boży mocno mnie przekonuje, że aby przyszło przebudzenie, musi nastąpić głębokie wyznanie winy i pokuta ze strony wybranych. Przez nas musi przepływać rzeka Ducha Świętego. Dlatego nie może w nas być nic, co by zatrzymywało ten przepływ Rzeki Życia.

Musimy w uniżeniu przyjść przez naszego Ojca Niebiańskiego i prosić o przebaczenie i szukać Jego prowadzenia. Wiemy, że Jego Słowo mówi, „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem”, ale właśnie to czynimy, pozwalając, by cielesne popisy zastępowały prawdziwe uwielbianie. Musimy wyznać przed Bogiem, że utraciliśmy duchowy smak i odwróciliśmy system wartości. Musimy wyznać, że kwestionowaliśmy absolutną prawdę Słowa, głosząc wiele innych rzeczy.

Mówimy, że kochamy Słowo Boże, a ignorujemy je. Arogancko przywłaszczyliśmy sobie nazwę Zielonoświątkowcy, twierdząc, że mamy więcej mocy niż inni, a brak nam nawet siły do świadczenia zgubionym, a tym bardziej do świętego życia. Oddawaliśmy cześć innym bożkom i nazwaliśmy to dobrobytem. Uczyliśmy się więcej od gwiazd religijnych w telewizji, niż od Gwiazdy Jasnej Porannej.  (Bert Clendennen choć był pastorem Kościoła Zielonoświątkowego i  kierował swoje przesłanie głównie do tego kościoła, jednak, moim zdaniem jego spostrzeżenia mają szerszą naturę i obejmują  tendencje w dzisiejszym chrześcijaństwie.)  Protestujemy przeciwko perwersjom na naszych ulicach, ale nie chcemy przyznać, że to kompromis wbrew Słowu Bożemu doprowadza do takich perwersji na naszych ulicach (Rzym. 1:25,26). Milcząc dajemy wolność dostawcom perwersji za kazalnicami i w lokalach wyborczych, ale mamy odwagę nazywać się świętymi. Mordowaliśmy nienarodzonych poprzez nasze milczenie o tym z kazalnicy. Sprzedaliśmy nasze wartości z powodu lojalności dla naszej partii, związku, naszych przodków, czy uprzedzeń. Popełniliśmy grzech rasizmu poprzez usprawiedliwianie zła z przeszłości i teraźniejszości. Inni popełniali grzech rasizmu poprzez nieprzebaczenie i chęć zemsty. 

Zaniedbaliśmy biednych w pogoni za celami, które miały bardziej duchowy wygląd. Jesteśmy leniwi w przygotowywaniu kazań i namaszczenie zastępujemy robieniem hałasu. Zaniedbaliśmy właściwe wychowywanie dzieci, a winę zwalamy na diabła. Narzekamy, że w szkołach zabrania się modlitwy, a większość członków Kościoła nie ma w swoich domach ołtarza modlitwy. Nadużywaliśmy mocy i nazywaliśmy to apostolstwem. Czcimy tych, którzy są uważania za wielkich przez ludzi, a pogardzamy małymi, którzy są bardziej święci Zamknęliśmy nasze usta na pojęcie świętości , żeby być bardziej wrażliwymi na to, co podoba się zgubionym. Odrzuciliśmy przeszłość, jako archaiczną, a przyjęliśmy trendy nowoczesnego kościoła. Nasze uwielbianie wzorowane jest bardziej na 40 najnowszych refrenach, niż na pieśniach głoszących prawdę.

Nasza arogancja prowadzi nas poprzez noc, nieświadoma naszego braku skuteczności i naszej pogardy dla uczenia się. Inni pokładają ufność w swoim wykształceniu, a zapominają o życiu. Szybko osądzamy inne grupy i przedkładamy nasze unikalne tradycje nad unikalne relacje. Utraciliśmy wizję Boga.

W wyniku tego, najczęściej jesteśmy nieświadomi postępującego procesu destrukcji. Nie znamy drogi powrotu do rzeczywistości, gdyż utraciliśmy wizję wyżyn, z których spadliśmy. Pomyliliśmy hałas z mocą, kwieciste słowa z namaszczeniem, a charyzmę z powołaniem. Osądzanie grzechu zastąpiliśmy udzielaniem porad i tolerancją. Usunęliśmy z Biblii realność piekła, by nas kochali ci, których Bóg potępia. Wiemy o powtórnym przyjściu Chrystusa, ale tego nie głosimy, ani nie oczekujemy. Przechodzimy koło zgubionych, a głosimy co tydzień do tych, którzy już to słyszeli...

Stworzyliśmy klimat, w którym jesteśmy bardziej zainteresowani własnymi potrzebami, niż potrzebami społeczeństwa. Mamy pastorów nastawionym tylko na przeżycie, którzy chcą, żeby wszyscy się czuli dobrze. Mamy młodych pastorów, którzy są bardziej niezadowoleni z tego, co inni zrobili, ale nie widzą problemu w tym, czego sami nie robią. Mamy zbyt wielu ludzi, którzy poddają się gwiazdom telewizji, które wyciągają pieniądze na limuzyny, pałace i bogactwa, podczas gdy ewangelizacja jest zaniedbana. Mamy więcej ludzi, którzy wzdychają, żeby zdobyć wyższą pozycję, niż tych, którzy wołają do Boga za zgubionymi duszami. Coraz więcej ludzi dryfuje w kierunku kompromisu, a nazywają to tolerancją. Dryfujemy w kierunku nieposłuszeństwa Bogu, a nazywamy to wolnością. Dryfujemy w kierunku przesądów, a nazywamy to wiarą. Brak dyscypliny nazywamy relaksacją. Lekko traktujemy brak modlitwy i przekonujemy samych siebie, że uciekamy od legalizmu. Przesuwamy się w kierunku bezbożności, a wmawiamy sobie, że zostaliśmy wyzwoleni.

Z powodu niezadowolenia zamieniliśmy obecność mądrości na beztroskę, uważając, że lepiej zaryzykować wszystko, niż nic. Mamy misjonarzy, którzy wracają do domu ze zdjęciami, które wyglądają jak zdjęcia scenerii z National Geografic, ale nie ma tam zdjęć pokazujących ofiarę, a na pewno nie ma zdjęć nowych chrześcijan. Często jesteśmy ludźmi, którzy mają programy, które podobają się wszystkim, decyzje, które są akceptowane przez wszystkich, ale owoców nie widać.

Niektórzy pozwolili, by pornografia zniszczyła ich społeczność z Bogiem, z ich rodzinami i kościołem. O Boże, ratuj nas! Niektórzy młodzi ludzie z kościołów popełniają grzechy seksualne, bo ich motywacja pochodzi z ich hormonów, a nie z Boga. Są kaznodzieje, których oczy kierują się potajemnie na piękne twarze czy piękne ciało. Daj nam na nowo czyste serca i czysty umysł. Są narzekania, które manifestują się w zaniedbanych relacjach, współzawodnictwie czy nienawiści. Przebacz nam te ohydne grzechy. 

„Zbadaj nas Boże i sprawdź nasze serca i zobacz, czy nie idziemy drogą zagłady. Oczyść nas od wszelkiego grzechu i uwolnij nas. Nakieruj nasze serca na nowo do Ciebie i uczyń nas godnymi tego, aby się nazywać świętymi i godnymi do uczestniczenia w Twojej sprawiedliwości.” 1 Kor. 11:24-26.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz