Bert Clendennen

Bert Clendennen

wtorek, 5 czerwca 2012

pastor Marian Biernacki - wstęp do książki "Człowiek według Bożego serca"

WSTĘP

Książki, książki, książki... Morze książek. Tysiące tytułów na każdy temat i wciąż powstają nowe. Nawet w domowej biblioteczce mam ich sporo. Niektórych nigdy nie przejrzałem, po inne zaś sięgałem wiele razy czytając je z namysłem i wielkim zainteresowaniem. Jedne godne są polecenia, inne niewarte tego, by zajmowały miejsce na półce...

Wydając tę książkę nie mamy poczucia, że „zapełniamy jakąś lukę” albo „trafiamy w jakąś szczególną potrzebę”. Nie uważamy też, że „to nie jest kolejna książka”, bo dla wielu nie stanie się niczym więcej, jak tylko kolejną książką na półce. Jeżeli jednak ta książka dostanie się do rąk chrześcijanina, który ma już dość pustej gadaniny, to jej lektura zabrzmi dla jego duszy jak miła muzyka.

Ewangeliczne chrześcijaństwo w naszym kraju znajduje się w dziwnym i smutnym położeniu. Nie doznawszy cudu oczyszczenia z grzechów i uświęcenia w wielkim duchowym przebudzeniu Polaków, dzięki pseudoewangelizacyjnym zabiegom poszczególnych zborów, zapełnia się ludźmi, którzy nigdy nie przeżyli prawdziwego odrodzenia duchowego. Przyrost liczebny wielu zborów zbyt często okupiony jest przymykaniem oczu na zachowania, które faktycznie w Kościele absolutnie nie powinny mieć miejsca. Wszyscy uważają, że mają właściwe, biblijne nauczanie, a niemal wszędzie pełno jest cielesności, niezgody i zgorszenia. Widać w zborach starania o przyrost, ale w niektórych przypadkach tę aktywność misyjną można chyba skwitować słowami Pana: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami” Mat. 23:15

Zbór ma być miejscem schronienia i pociechy dla grzeszników, którzy nawracają się całym sercem do Boga i pragną prowadzić nowe życie z Jezusem. Tacy ludzie zawsze powinni być mile widziani, wyczuwając w zborze zapach życia. Nie możemy się jednak pogodzić z tym, że w ewangelicznym zborze zadomawiają się ludzie, którzy z coraz większą łatwością przechodzą do porządku dziennego nad swoimi grzechami. Jeżeli chcemy zachować naukę apostołów i wiarę naszych ojców duchowych, jeżeli nie chcemy utracić tożsamości zboru Pańskiego, to ludzie nie odrodzeni z Ducha Świętego powinni poczuć w zborze dyskomfort i woń śmierci. Albo się wówczas ukorzą przed Panem i opamiętają ze swoich grzechów, albo odejdą, „uwalniając” się do zaspokajania swoich pożądliwości.

Książka pastora Berta Clendennena przez swoją wyrazistość i jednoznaczność poselstwa Bożego bardzo dobrze wzmacnia tak rozumianą działalność zboru chrześcijańskiego. Jedni ją ze złością odrzucą, bo przyniesie im woń śmierci, a inni z radością przyjmą, bo w ich duszy zapachnie życiem. Owszem, niektórzy po lekturze tej książki niczego praktycznie nie zmienią w swoim życiu. Dość często ziarno siewcy pada dziś przy drodze albo na grunt skalisty... Mam jednak nadzieję, że znajdą się tacy, którzy po jej przeczytaniu, dzień po dniu stawać się będą mężami według serca Bożego.

Marian Biernacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz