Aby kościół wypełnił Boży wymóg i stał się naczyniem, przez które Bóg będzie mógł w pełni wylać Swojego Ducha Świętego, musi zostać odnowiony w swojej pierwotnej czystości. Mówiąc o oczyszczeniu Domu Bożego mam na myśli wiele rzeczy. Lista wydaje się nie mieć końca, kiedy pomyśli się o tym, co musi zostać odnowione. Ale żadna taka rzecz w kościele może zostać pokonana dzięki wzrostowi duchowej „wydajności”.
Nie obawiając się sprzeczności, uważam, że największą potrzebą naszych czasów jest wzrost w duchowej wydajności. Mówię „duchowej”, nie „intelektualnej”; „duchowej”, nie „emocjonalnej”. W nowoczesnym kościele nie ma ograniczeń w sferze aktywności i działań. Program chrześcijańskich zajęć, ruchów i przedsiębiorstw jest tak nabity, że nie pozostawia czasu na oczekiwanie na Boga.
Te trzy sfery - ego, umysł i emocje - składają się na naszą duszę. To jest wiek, kiedy nasza dusza intensywnie domaga się uznania. Chrześcijanie nie są od tego wolni. Pośród tego wszystkiego powierzchowność i płytkość duchowej „wydajności" jest czymś tragicznym. Tani, łatwy, szybki, fascynujący i popularny - oto cechy naszych czasów, które charakteryzują większość chrześcijaństwa. W tym właśnie kierunku idzie świat, a kościół wraz z chrześcijaństwem są tym ogarnięte. W rezultacie głębia, wytrwałość i wytrzymałość na ból straciły swoje znaczenie. Fragment Pisma, który użyliśmy wcześniej wskazuje, że brak duchowej „wydajności" (zdolności) był problemem, kiedy Jezus żył na ziemi. Brak tych zdolności w Jego naśladowcach nałożył na jego służbę „niemożność”. W jednym miejscu Jezus wyraził uczucie frustracji w swoim wołaniu: „...jakże jestem udręczony” (Łuk 12,50). Słowo „udręczyć” znaczy „zawężać, ścieśnić, dokładnie okrążyć, uwięzić lub ograniczyć zasięg”. Innymi słowy, Jezus nie mógł zrobić wszystkich rzeczy, dla których przyszedł na świat z powodu tej „niewydajności” w ludziach wokół Niego. „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni.” (Łuk 12,49 - 50).
Nasz tekst pokazuje, że apostołowie byli dotknięci tym samym problemem. Jakże wielkie i potężne rzeczy zostały wstrzymane z powodu braku zdolności. Fakt, że problem ten istniał w czasach apostołów nie daje obecnemu kościołowi żadnej wymówki, aby to ignorować. Niech Bóg pomoże nam w tych lekcjach, kiedy usiłujemy odnowić przesłanie Pięćdziesiątnicy i odkryć przyczynę tych ograniczeń, abyśmy mogli ruszyć do przodu.
Kiedy mamy do czynienia z dziećmi, to oczywiście musimy mówić do nich jak do dzieci. Nie mamy oczekiwać od dzieci więcej niż to, co jest dobre i właściwe. Lecz nasze Pismo odnosi się do stanu anormalnego, poniżej normy. Za tymi wersetami Pisma kryje się oczekiwanie, które tworzy element zawstydzenia, zarzutu, a nawet skandalu. Powinna być zdolność, [duchowa wydajność] a nie ma jej. Większa pełnia jest dostępna, lecz kanał jest zatkany albo też naczynie nie jest puste ani otwarte.
Ten ubolewania godny stan, zarówno wtedy, jak i dziś, musi być najbardziej łamiącą serce rzeczą, z jaką Bóg musi mieć do czynienia. On chce dawać obficie; On chce wylać Siebie poprzez kościół w postaci „rzek wody żywej”, ale brak zdolności ze strony naczynia ogranicza rzekę i sprawia, że może ona jedynie sączyć się kroplami. Kiedy badamy odpowiedzi na tę straszliwą sytuację pamiętajmy, że rzeka jest zatrzymywana lub powstrzymywana tylko wówczas, kiedy zbliża się do terytorium ludzkiego. Blokada znajduje się po stronie naszej, a nie Bożej.
Czy nasz fragment rzuca jakiekolwiek światło na sprawę przyczyny tego ograniczenia? Przyczyna jest objawiona zarówno w przypadku naszego Pana, jak i listu do Hebrajczyków. W obu przypadkach przyczyna jest podobna. Jest to blokada niewzruszonej tradycji. W obu tych przypadkach była to niemożliwa do przebycia bariera Judaizmu. Zanim zajdziemy za daleko musimy zrozumieć, że Judaizm nie jest wyłącznie żydowski. Jest to niedająca się poprawić skłonność, tendencja, pociąg lub zwyczaj. W zasadach chrześcijaństwa jest tyle Judaizmu, ile było w Izraelu, w jakimkolwiek okresie.
Bóg nigdy nie uczynił nowej rzeczy, której by ludzie po pewnym okresie czasu nie skrystalizowali w zbiór nauk i praktyk. Zamiast życia staje się ona tradycją, a tradycja rządzi dopóty, dopóki Bóg jej nie zdemaskuje. Tradycja sprawia, że jej ofiary stają się niezdolne zaakceptować i poddać się jakiemukolwiek nowemu światłu Ducha Świętego. Dla takich ludzi prawie niemożliwe jest myślenie poza ich własnym środowiskiem. Wszystko, co jest spoza ich małego światka jest dla nich herezją. Prawdziwą naturą i przyczyną takiej sytuacji jest błędne zrozumienie Bożej drogi. Dla przykładu spójrzmy na Izrael.
Prawdą jest, że Bóg wybrał Izrael, aby był szczególnym narodem. Oddzielił ich od reszty narodów. Izrael błędnie zrozumiał ten suwerenny akt Boga. Rozumował, że Bóg wybrał tylko ich, by byli zbawieni, a dla wszystkich pozostałych drzwi były zamknięte. Prawda była taka, iż Bóg zamierzył, aby Izrael był narodem misyjnym, aby poprzez nich mógł On objawić swoją wolę wszystkim narodom. Bóg ciężko pracował, by pokazać Izraelowi, że potrzebuje tyle samo miłosierdzia, co inni ludzie na ziemi.
Izrael powinien być sługą Ducha, wyróżniającym się pokorą, ale stał się czymś skrajnie przeciwnym. Stracił wszystko. Uczniowie odziedziczyli tę samą wyższą naturę i ustanowili nienaruszalne granice Bożej łaski. Królestwo Izraela było „wszystkim we wszystkim” ich tradycyjnego horyzontu. Nie potrafili zaakceptować większego celu. Jeśli jest w naszych czasach coś, co Bóg podkreśla, to z pewnością podkreśla On to, że trzeba szeroko otworzyć przed Nim drzwi. Nie mówiąc o konieczności zostawienia naszych ograniczeń. Nowy Testament jasno stwierdza, że walka o pełne dziedzictwo przybiera najbardziej zagorzałą i intensywną formę w odniesieniu do uwolnienia z niezmiennej tradycji.
„Odnowienie przesłania Pięćdziesiątnicy” z rozdziału - Nasza największa potrzeba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz