Na początku II Wojny Światowej nie było planu powrotu
do domu. Kiedy zostałeś wysłany za granicę, byłeś tam na czas trwania wojny. Po
33 miesiącach pierwsi żołnierze Piechoty Morskiej wrócili z Pellielu do naszego
miejsca obozowania. Zaledwie 80 osób z mojego batalionu było w stanie wejść na
pokład statku, kiedy opuszczaliśmy Pellielu. Kiedy przyjechaliśmy z powrotem na
wyspy Palau odkryliśmy, że Kongres uchwalił prawo, dzięki któremu mogliśmy
zdobyć wystarczająco dużo punktów, żeby wrócić do domu. Niedługo po tym, jak
usadowiliśmy się w naszych namiotach, usłyszałem, jak jestem wywoływany, żeby
przyjść do dowództwa. Kiedy zostaliśmy rozlokowani, rozpuścili wiadomość, że
wracamy do domu. Powiedziano nam, żeby być w porcie o 8 rano. Byłem tam z moimi
skromnymi pakunkami na długo przed ósmą. Wracałem do domu.
Weszliśmy na pokład starego frachtowca, który został
przekształcony w transportowiec. Wszystkie koje były pod pokładem. Było
strasznie gorąco, Hades nie był dalej, niż na 10 stóp od tego miejsca. Na
pokład weszło nas około dwudziestu i zaczęliśmy 28 dniową podróż do domu. Wyglądaliśmy
jak włóczędzy. Spaleni na czarno przez słońce. Przez prawie 3 lata żyliśmy i
walczyliśmy na południowym Pacyfiku, teraz jesteśmy w drodze do domu. Wyprałem
starą parę spodni khaki, chustę polową i koszulę. Musieliśmy to wyprać w słonej
wodzie. Jeżeli nigdy nie musiałeś robić prania w słonej wodzie, nie
doświadczyłeś życia. Kiedy moje ubrania wyschły, położyłem je pod kojec i
spałem na nich. Prasowałem ubrania, bo wracam do domu i chcę wyglądać jak
najlepiej.
Byliśmy na morzu dwadzieścia osiem dni. Nie
widzieliśmy ani lądu, ani drzew. Dwudziestego ósmego dnia wyszedłem z dziury i
prosto przed sobą zobaczyłem ląd. Powiedziałem do żeglarza na pokładzie, „co to
jest?” On powiedział, „To jest Kalifornia.” Kalifornia wyglądała dla mnie jak
Niebo. Kapitan mówił przez głośnik i powiedział nam, że żołnierze Piechoty
Morskiej wracający do domu będą wysiadać jako pierwsi. Wszedłem pod pokład i
jako Senior NCO powiedziałem żołnierzom, aby zebrali wszystkie swoje rzeczy i
wyszli na pokład, że jako pierwsi wyjdziemy na brzeg. Założyłem garnitur, na
którym spałem przez miesiąc. Nie uwierzycie, jaki był wymięty. Chusta polowa
wyglądała jak sznurówka, ale to nie ma znaczenia. Wracam do domu. Kiedy statek
wszedł do portu i spuścił pomost, oficer na pokładzie kazał nam wyjść.
Odmaszerowaliśmy w szeregu. Kiedy doszliśmy do pomostu i zaczęliśmy schodzić,
po mojej prawej znajdowała się duża orkiestra wojskowa. Kiedy zaczęliśmy schodzić, orkiestra zaczęła grać hymn Piechoty
Morskiej. „Od hal Montezuma do brzegów Tripoli, będziemy walczyć za nasz kraj
na lądzie i na morzu.” Szedłem wzdłuż pomostu i po ulicach tego miasta. Ludzie
stali w rzędach, witając nas. Wróciłbym na ten statek, spędziłbym na wojnie
następne 33 miesiące tylko dla zwycięstwa tej chwili. Chwała tej chwili
sprawiła, że było warto.
Pewien misjonarz wracał
statkiem do domu. Prezydent Ameryki był w Europie, i również na tym statku
wracał do domu. Oczywiście on jest tam u góry, w takim wspaniałym, ekskluzywnym
apartamencie. Stary misjonarz spędził dwadzieścia pięć
lat w Afryce, pochował troje dzieci i żonę. Wracał do domu złamany, zraniony.
Wszystko co do niego należy mieści się w niewielkim pudełku. Przyjechał z
Afryki do Londynu i teraz wsiadł na statek do domu.
Ale stary żołnierz Chrystusa
jest na samym dole. I kiedy dotarli do Nowego Jorku, wszyscy musieli czekać, aż
wyjdzie Prezydent, ale były tam tysiące ludzi żeby go przywitać, była muzyka. I
kiedy on zszedł z tego statku i zaczął iść ulicą, tysiące ludzi witało go w
domu. W końcu ten stary żołnierz Chrystusa, po dwudziestu pięciu latach, mógł
zejść z tego statku. Ani jedna osoba, ani jednej osoby nie było aby go powitać.
Dwadzieścia pięć lat w Afryce, pochował troje dzieci i żonę i potem wraca do
domu. I nie ma nikogo kto by go powitał. Zszedł ze statku bardzo samotny, i
usiadł tam na krawężniku i zaczął mówić do Boga. Ten człowiek żyje w
niesamowitym luksusie. Był na wakacjach. Wraca do domu i tysiące ludzi go
witają. A ja wróciłem do domu,
pochowałem żonę i troje dzieci, nie było mnie dwadzieścia pięć lat i wszystko
co posiadam jest w tym pudełku, i nie ma ani jednej osoby, która by powiedziała
mi witaj.
Stary misjonarz powiedział, siedziałem tam moje serce
było złamane i poczułem jak otacza mnie ramię, i głos powiedział, - Jeszcze nie
jesteś w domu. Kiedy dojdziesz do domu tam cię powitamy i to będzie warte tego
wszystkiego.
Ponad czterdzieści pięć lat temu wszedłem na pokład
statku o nazwie Syjon, zmierzającego do domu. W ciągu tych 45 lat, przepłynął
przez wzburzone wody. Spałem w pomieszczeniach szkółki niedzielnej i jadłem
resztki. Wielokrotnie nie miałem pieniędzy, aby wyżywić moją rodzinę. Spałem u
fryzjera i głosiłem na darmo. Czasami wyglądało to tak, jakby stary statek miał
sobie nie poradzić. Po 45 latach czuję, że spuści kotwicę w przystani Bożej.
Pomost będzie zniżony. Kościół jest
przygotowany, aby wysiąść na tych ulicach. Wszystko jest przygotowane. Powita
nas chór. Dawid i muzyka Niebiańska powita nas w domu. Kiedy będziemy szli po
ulicach ze złota, po obu ich stronach będą tysiące milionów aniołów, rząd przy
rzędzie, witających nas w domu. Razem z Pawłem będziemy śpiewać, „Będzie warto,
kiedy zobaczymy Chrystusa.” Wierność, odwaga i dyscyplina będzie cechować
każdego, kto będzie w tym gronie
„Szkoła Chrystusa” - cykl
Drogi do mocy, z rozdziału Żołnierze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz