„Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem.”
(Ew. Mateusza 28:19;20)
WSTĘP
Korzeniem
większości problemów, które widzimy obecnie w świecie jest to, że nie
dostrzegamy absolutnej ważności lokalnego zboru w planie Bożym. Sam
fakt, że kościół otworzył się bardziej na program telewizyjny, niż na
lokalny zbór jest dowodem złego zrozumienia ważności lokalnego kościoła.
To jest źrenica oka Bożego. Kościół, to nowy człowiek, człowiek według
serca Bożego. Głównym celem Boga na tej ziemi jest wybranie ludu dla
Jego imienia. Celem kościoła musi być udoskonalanie świętych i czynienie
ich uświęconymi, oddanymi uczniami Chrystusa. Kościół jest ustanowionym
przez Boga miejscem dla tego procesu. Domy są używane przez Boga, ale
nigdy nie miały odgrywać głównej roli w osiąganiu Jego celu. Kościół ma
być społecznością odkupionych, miejscem, skąd mężczyźni i kobiety mają
być wysyłani na cały świat, by głosić Ewangelię każdemu człowiekowi.
Mamy polecenie od Boga, by mówić o Jego odkupieniu.
Na
tej ziemi są dwa miliardy ludzi, którzy jeszcze nie słyszeli imienia
Chrystusa, ponieważ my nie włączyliśmy ich do lokalnego zboru. Kościół
zapomniał, jakie jest jego zadanie. Kościół musi być reedukowany
odnośnie powodu i celu jego misji. „Idąc na cały świat, głoście
ewangelię wszystkiemu stworzeniu.” (Mar. 16:15). Bożym planem „A” dla
odkupienia świata jest kościół i nie ma planu „B”! Jeśli Kościół
zawiedzie, to ten świat nie pozna Boga. Bóg nie potrzebuje fanów ani
kibiców. On potrzebuje uczniów, ludzi, którzy wprowadzają w czyn to,
czego się uczą. Potrzebuje ludzi oddanych, którzy wszystko, co czynią,
czynią dla jednego celu BY WYKONYWAĆ WOLĘ BOŻĄ. Ludzi, których życie
wewnętrzne jest ważniejsze, niż to, co jest efektowne na zewnątrz. To
jest prawdziwe życic. Bóg chce ludzi, których priorytety są właściwe,
którzy nie umiłowali swojego życia aż na śmierć; ludzi, którzy wiedzą,
że ten świat nie jest ich domem. Uczniowie są gotowi na rozkazy od
Wszechmocnego Boga!
Kiedy
Chrystus chodził po ziemi i mówił do ludzi „pójdź za Mną”, to nie
zapraszał ich do Kościoła w niedzielę. To polecenie wzywało ich, by
stali się grupą wierzących, których życie będzie oddane sprawie
większej, niż oni sami. Jedna minuta w ogniu piekła otworzyłaby nasze
oczy na to, jak pozbawiona miłości jest tak zwana „ewangelia”, która
obecnie jest modna. To, co ludzie nazywają miłością, jest najgorszym
rodzajem miłości, z którą możemy mieć do czynienia. Jeżeli nie mówimy
ludziom prawdy w imię tak zwanej miłości, to jedna minuta spędzona w
piekle zmieniłaby całe nasze zrozumienie. To, w co wierzymy, decyduje o
tym, co robimy. Staję się tym, kim jestem przez tu, w co wierzę. Jestem
produktem pomysłów i wierzeń, które przyjąłem. Pierwsi uczniowie byli
kierowani świadomością tego, że bez Chrystusa człowiek jest zgubiony.
Wiedząc tedy, co to jest bojaźń Pańska, staramy się przekonywać ludzi”
(2 Kor 5: 11).
Problemy
socjalne czy ekonomiczne w pierwszym wieku były takie same, lub gorsze,
niż obecne. Mimo tego oni nie budowali ośrodków pomocy społecznej,
szpitali lub instytucji naukowych. Zamiast tego głosili Ewangelię
wszędzie. Na świecie są tylko dwie religie; czczenie prawdziwego Boga,
albo czczenie diabła. Ludzie będą oddawać cześć czemuś, a jeżeli
Chrystus nie jest głoszony, to będą oddawać cześć diabłu. Pierwsi
uczniowie otrzymali polecenie, by mówić wszystkim ludziom, że Chrystus
żyje i zbawia i jeśli my chcemy obecnie wykonywać Boży cel na ziemi,
musimy pozwolić, by Chrystus był ukształtowany w nas. przez poddanie się
procesowi uczniostwa.
Książkę "Droga do uczniostwa"w wersji PDF można pobrać pod adresem: http://www.marnotrawny-kosciol.pl/wp-content/uploads/2013/04/Droga-do-uczniostwa.pdf
Witam,
OdpowiedzUsuńChciałem napisać kilka słów na temat przesłania brata Berta Clendennena. Na wstępie, chcę zaznaczyć, że cenię tego brata i jego nauczanie jest dla mnie bardzo budujące. Po przeczytaniu kilku jego pozycji i wysłuchaniu kilku przesłań, z ochotę zabrałem się do przeczytania „Drogi do uczniostwa”. W zasadzie na 99% książki mogę powiedzieć Amen! Tak, nauczamy w naszych zborach, tak chcę żyć, do tego chcę dążyć. Jednak znalazłem też kilka poglądów, albo dziwnych, albo stanowiących pewną nadinterpretację, albo wręcz, które są sprzeczne z nauczaniem Słowa Bożego (nie odnosi się to tylko do tej książki, choć ta książka w szczególności uwypukla te elementy nauczania brata Berta). Nie chcę się przez to wynosić z własnym poznaniem. Nie uważam się oczywiście za człowieka „bardziej duchowego” od brata Berta, jednak pewne elementy jego nauczania moim zdaniem nie wynikają z nauki Słowa Bożego, a tradycji, którą przyjął, jako amerykański zielonoświątkowiec.
Pierwszą rzeczą jest pochwalenie Aimee McPherson, jako pastorki i kaznodziejki (a może nawet zachęta dla sióstr, aby stały się takimi, jak ona). Czy Słowo Boże pozwala nauczać kobiecie i przewodzić nad mężczyznami? NIE, nauczania zupełnie czego innego. To, jaką kobietą była McPherson (czy była używana przez Boga, w ewangelizowaniu świata, dobrych uczynkach, uzdrowieniach itd) to zupełnie inna sprawa (nie chcę być jej sędzią, Bóg jest tym, który sądzi). Jednak naszą rolą jest stanie po stronie Słowa Bożego. Paweł naucza: „Nie pozwalam zaś kobiecie (γυναικι [gynaiki] – kobieta, żona) nauczać ani wynosić się nad męża (gr. ανδρος [andros] –mężczyzna , mąż); natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz kobieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech;” 1 Tm. 2:12-14 ( Greckie słownictwo nie rozróżnia kobiety od żony i mężczyzny i męża [choć i w języku polskim mąż nie oznacza męża jakieś żony, np. „było z nim stu mężów”, „mężu waleczny”] . Jednak gramatyka grecka wskazuje, że określenie „mąż jej” lub „żona jego” pozwala autorowi jakiegoś tekstu wskazać, czy chodzi mu o kobiety i mężczyzn, czy żony i mężów. W tym fragmencie zdecydowanie chodzi o kobiety i mężczyzn [w języku anachronicznym przekładu warszawskiego] - mężów). Jednak, czy problem polega tylko na tym, że Aimee McPherson była kobietą? Nie tylko. Nie chcę absolutnie odnosić się do pomówień i plotek na jej temat (a tych było bardzo wiele, choć jak sam brat Bert zauważył, były to próby deprymacji jej osoby), ale raczej rozważyć to, co jest oficjalne. Nie tylko była kaznodziejką i pastorką, ale wystąpiła z denominacji, aby założyć własną wspólnotę, uwalniając się od kierownictwa innych osób nad sobą [w tym mężczyzn]. Rozwiodła się z ze swoim drugim mężem Harold’em Stewart’em McPherson’em, który jako powód ich rozstania podał, że żona go „porzuciła” („Tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan, ażeby żona męża nie opuszczała” 1 Kor. 7:10). Niedługo po tym założyła nową denominację. 8 lat później McPherson wyszła po raz kolejny za mąż, za David’a Hutton’a. Jednak po 3 latach znów się rozwiodła, z powodów osobisto-doktrynalnych (uznając, że źle zrobiła wchodząc w ten związek). Kolejne oświadczyny muzyka Homer’a Rodeheaver’a już odrzuciła. Metody Aimee były dość kontrowersyjne, na jej budynku zboru znajdował się wielki obrotowy krzyż, widoczny z odległości 80 km. Latała samolotem nad Los Angeles, zrzucając ulotki z modlitwami. Poleciła członkom swojej orkiestry chodzić po ulicach i grać hymny. W budynku zboru, gdzie nauczała znajdowały się olbrzymie anteny radiowe, które emitowały kazania Aimee na cały świat.
Jak napisałem wcześniej nie chcę osądzając Aimee McPherson. Jednak jej kaznodziejstwo, jej pozycja w zborze, czy rozwód jest sprzeczne z Bożą nauka zapisaną na kartach Pism Nowego Przymierza. Dlatego, nawet jeżeli brat Bert ma przekonanie, że była to Boża kobieta, służebnica Boża, to jednak nie powinien jej promować i opiewać w swojej książce, dając przykład do naśladownictwa dla sióstr.
OdpowiedzUsuńDrugą rzeczą jest dziesięcina. Brat Clendennen naucza w typowy amerykański sposób na temat dziesięciny (niektórzy polscy nauczyciele mieli/mają podobne przesłanie, np. Mirosław Kulec). Uczy on, że dziesiąta część dochodów człowieka wierzącego należy do Boga. Prawdopodobnie powołuje się tutaj na jeden z przepisów prawa Mojżeszowego (gdyż w Nowym Przymierzu, takiego nauczania nie spotkamy). Brat Bert głosi, że jeżeli ktoś nie oddał dziesięciny danego miesiąca/miesięcy, wtedy należy w następnym miesiącu oddać Bogu „swój dług” plus dodać do tego 20%, itd. Jeżeli dla nas, pochodzących z pogan, żyjących w Nowym Przymierzu (o których apostołowie powiedzieli, żeby nie narzucać żadnych ciężarów, oprócz rzeczy niezbędnych), ma obowiązywać jakaś część Prawa Mojżeszowego (a o dziesięcinie nie ma nic mowy w pismach Nowego Przymierza), to dlaczego tylko dziesięcina? A może także obrzezanie lub przestrzeganie szabatu…? W nauczaniu Jezusa i Jego apostołów widzimy natomiast inną naukę w tym zakresie, naukę, która przeczy nauce o dziesięcinie (w rozumowaniu legalistycznego oddawania 10% dochodów). Jest to dawanie ochoczo, dobrowolnie, hojnie i z radością. To może być 10% dochodów, to może być 20%, albo 90%. A może tylko 5%, czy nawet 1%. Wszystko zależy od sytuacji człowieka wierzącego. To Bóg będzie nas sądził z tego, czy dajemy ochoczo i hojnie. Nakładanie na ludzi ciężary, których nie nakłada Bóg jest błędem. Człowiek przymuszony (jeżeli straci ochoczość, dobrowolność i radość) do oddawania dziesięciny może pozbawić się nagrody z nieba.
Trzecią rzeczą, która zwróciła na mnie uwagę jest alkohol. Brat Bert potępia braci (szczególnie kaznodziejów), którzy piją alkohol. Zwróćmy uwagę, że nie ma mowy tutaj o pijaństwie, upiciu się, itd., ale o piciu w ogóle alkoholu. Wiele osób powtarza takie zdanie o amerykańskich zborach, że „możesz spokojnie palić cygara, a nawet marihuanę, ale kiedy weźmiesz do ust kroplę alkoholu wywalą cię ze zboru„. Pogląd brata Berta oscyluje o pewien ruch purytański w USA na przełomie XIX i XX wieku, który doprowadził do ustanowienia prohibicji. Akcja ta miała na celu zatrzymanie fali alkoholizmu w społeczeństwie. Cele szczytne. Jednak, kiedy prohibicja została zniesiona (przede wszystkim z powodu rozwoju przestępczości zorganizowanej czerpiącej zyski z przemytu alkoholu), w zborach, które jako jeden z punktów swojej nauki miały wspieranie tej inicjatywy, nauczano, że nie wolno alkoholu pić w ogóle (fragmenty o winie zaczęto interpretować, w taki sposób, że mowa jest tam o soku winnym). Bardzo szybko wielu uznało, że ten pogląd znajduje się w Biblii. Wg mnie stąd brat Bert zaczerpnął swoje przekonanie. Jednak jest to pogląd sprzeczny z Biblią. Jeżeli przyjrzymy się fragmentom np. „I nie upijajcie się winem, które powoduje rozwiązłość, ale bądźcie pełni Ducha,” (Ef. 5:18), widzimy, że trunek, o którym Paweł pisze nie jest soczkiem, ale winem, którym można się upić. Zakaz Pawła nie dotyczy ogólnego spożycia (w umiarowej ilości), ale upijania się. Jako inny przykład można podać „Również diakoni mają być … nie nałogowi pijacy” 1Tm 3:8. Sokiem nie można się upić, a Paweł nawołuje do rozsądku, umiaru i samodyscypliny. Dwa rozdziały dalej Paweł pisze do Tymoteusza „Samej wody już nie pij, ale używaj po trosze wina ze względu na twój żołądek i częste twoje niedomagania.” (1 Tm. 5:23). Czy brat Bert przez swoje nauczanie nie osądza „naszych umiłowanych” Pawła i Tymoteusza, za to, ze jeden z nich pił wino, a drugi namawiał go do tego….? Paweł naucza „Jeśli tedy z Chrystusem umarliście dla żywiołów świata, to dlaczego poddajecie się takim zakazom, jakbyście w świecie żyli: Nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj? Przecież to wszystko niszczeje przez samo używanie, a są to tylko przykazania i nauki ludzkie. Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów.” Kolosan 2:20-23. Właśnie tak w tym punkcie rozumiem nauczanie brata Berta – że jest to nauka ludzka.
OdpowiedzUsuńCzwartą rzeczą jest „taka drobnostka”: „W dniach Noego, kiedy świat był już tak zepsuty, że Bóg musiał go zniszczyć przez potop. On potrzebował tylko wojowniczego kaznodzieję. Noe był jednym z najbardziej efektywnych kaznodziejów, jaki kiedykolwiek żył. Tylko 8 ludzi poszło za nim, ale wszyscy, którzy nie poszli, zginęli. On nikogo nie omijał! Stał wśród ludzi zepsutej generacji i głosił Ewangelię o ratunku dla wszystkich, którzy chcieli słuchać” („Droga do uczniostwa” str. 36). Chętnie poznam źródło Biblijne, w którym napisane, jest, że Noe głosił tym ludziom jakieś przesłanie ewangelii. Clenndenen napisał „On nikogo nie omijał” – bardzo ciekawe…. Czytamy: „Rzekł tedy Bóg do Noego: Położę kres wszelkiemu ciału, bo przez nie ziemia pełna jest nieprawości; zniszczę je wraz z ziemią. Zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego…” (II Mojż. 6:13-14). Bóg nie powołał Noego do kaznodziejstwa, powołał go do budowania Arki. Sam sprawiedliwy Noe był sądem dla tych ludzi. Heb. 11:7 mówi „Przez wiarę zbudował Noe, ostrzeżony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było widzieć, pełen bojaźni, arkę dla ocalenia rodziny swojej; przez nią wydał wyrok na świat i odziedziczył usprawiedliwienie, które jest z wiary.„ Czyli „przez nią wydał wyrok na świat”, a nie przez to, że ludzie ci odrzucili głoszoną ewangelię przez niego. Zresztą opisy brata Berta z książki „Upadek cywilizacji” na temat świata przed potopem są bardzo „rozbudowane” i na próżno szukać byłoby źródeł biblijnych, popierające niektóre poglądy i opisy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nikogo nie zgorszyłem, nie odstraszyłem od brata Berta, a jedynie zachęciłem, żebyśmy jak przysłowiowi Berejczycy badał w Pismach, czy tak się rzeczy mają.
Michał Basiewicz