Bert Clendennen

Bert Clendennen

niedziela, 30 września 2012

jesteśmy po to, by czynić ich uczniami

Wraz z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa, kościół stawał się coraz bardziej świecki. Świadomość kosztowności łaski Bożej zmalała i w końcu została utracona. Świat został schrystianizowany i łaska stała się dobrem powszechnym. Kiedy nadeszła Reformacja, Bóg wzbudził Marcina Lutra aby przywrócić ewangelię czystej łaski. Był zakonnikiem, znalazł się w Bożym planie. Bóg musiał go uczyć. Był częścią systemu. Zostawił wszystko, by iść za Chrystusem, lecz Bóg rozwiał jego nadzieje. Pokazał Lutrowi, że naśladowanie Chrystusa nie jest dokonaniem lub zasługą niewielu, lecz boskim nakazem dla wszystkich chrześcijan bez wyjątku. Bóg nakazał, aby każdy mężczyzna i każda niewiasta zrodzeni z Boga naśladowali Chrystusa. Dla Lutra próba ucieczki przed światem okazała się być subtelną formą miłości świata. Będąc w zakonie odkrył, że życie klasztorne było samym światem w innej formie. Gdy jego świat zakonny runął, Luter uchwycił się łaski.

Łaska, której doświadczył, była kosztowna. To zniweczyło całe jego istnienie. Nakaz Jezusa musi iść w parze z doskonałym posłuszeństwem w codziennym życiu i powołaniu człowieka. Nie ukryjesz się przed światem, wykonując obrządki religijne. Stajesz naprzeciw ludzi na głównych ulicach świata, jako sprawiedliwa, święta osoba, żyjąca właściwie wśród krnąbrnego i przewrotnego pokolenia. Chrześcijaństwo nie jest cechą otoczenia, jest to coś wewnętrznego. Życie chrześcijańskie powinniśmy demonstrować na głównych ulicach świata. Konflikt pomiędzy życiem chrześcijanina a życiem świata przybiera najostrzejszą formę. Jest to bezpośredni konflikt pomiędzy Chrystusem a światem, którego nie da się załagodzić.

Teraz, tak jak w czasach Lutra, usprawiedliwienie grzesznika w świecie zmieniło się w usprawiedliwienie grzesznika i świata. Jest to smutne, lecz świat zielonoświątkowy dał się złapać w tę samą pułapkę. Ludzie wyznają Chrystusa i prowadzą swoje życie jak dotychczas. Ludzie są teraz zbawiani poprzez formułki, podanie ręki, lub chrzest wodny. Mamy Pięćdziesiątnicę bez Golgoty. Ludzie, którzy nigdy nie narodzili się na nowo, mówią językami. Ktoś ich nauczył co mówić, jest to dzisiaj najpopularniejsze. Jeśli chcemy być uczniami Pana, musimy przeciwstawić się nurtowi. Chrzest Duchem Świętym to coś więcej niż nauczenie kogoś mówienia językami. Języki są wynikiem obecności Ducha Świętego. Możesz mówić ludzkimi językami bez Ducha Świętego, nie możesz jednak być napełniony prawdziwym Duchem Świętym i nie mówić językami. Cud nie polega na tym, że mówię językami, lecz na tym, że Bóg dał mi coś do powiedzenia. „Zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał” (Dzieje Apostolskie 2:4). Cechą ucznia jest odwaga wypływająca z przekonania, że mówimy prawdę zawartą w Jezusie i żyjemy nią przez cały czas.

Odwaga, prawdziwa cecha ucznia – jakże potrzebujemy takich słów! Nie jesteśmy tu po to, by nawracać ludzi. Jesteśmy po to, by czynić ich uczniami. Jesteśmy tu po to, by iść na cały świat i czynić uczniami wszystkie narody. Możesz nawrócić prawie każdego, lecz uczeń to ktoś kto się uczy. Uczy się, a potem zamienia w czyn to, czego się nauczył. Nie wypływa to z jego głowy, lecz z serca. Uczeń nie tylko zna świętość ze Słowa Bożego, lecz będąc na świecie żyje tą świętością. Zna prawdę i broni prawdy. To wymaga wielkiej odwagi. Z braku takich ludzi dzisiejszy świat stoi na progu bankructwa. Jest to wielki problem. Nie ma ludzi, którzy mogliby być dla świata przykładem tego, co Jezus próbuje zrobić. Ruch Ekumeniczny z wszystkiego czyni kościół, a w swej pogoni za jednością ogołocił kościół z wszystkiego, co realne. Zredukował go do czegoś, w co można uwierzyć bez poczucia niewygody. Cała etyka została zniszczona. Wszelkie zachowania uważa się za chrześcijańskie. [Chrześcijaństwo stało się obecnie wszystkolubne i akceptuje wszystko co tylko ma naklejkę Jezus, nie wnikając w duchową głębię, w to, co i kto za tą naklejką stoi. przyp. autora bloga]

Dzisiaj słychać rozpaczliwe wołanie o prawdziwych uczniów, którzy będą odważnie stać i głosić ewangelię bez obawy i uprzedzeń, nie przejmując się tym, co pomyślą inni, którzy nie będą się bali powiedzieć Herodowi tego świata: „Nie wolno ci mieć żony brata swego”. Potrzebujemy odważnych uczniów, którzy nie boją się przeciwstawić religijnym miksturom, z którymi Bóg niema nic wspólnego. Niech Bóg was, słuchaczy tej szkoły,
uczyni takimi uczniami.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

sobota, 29 września 2012

Chrześcijaństwo kiedyś i dziś cz. 2


Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik
 

Chrześcijaństwo kiedyś i dziś

Rozdział 1
c.d.

Musimy zrozumieć, że Bóg jest chętny i ma moc zbawić świat, który już odkupił, jeśli tylko my, to znaczy Kościół chcemy, by On to uczynił. Mówiąc najdelikatniej są to wielkie słowa. Otwierają one przed nami Boże znaczenie i tajemnicę modlitwy, które tak niewielu pojmuje. Te słowa wzywają nas, byśmy prosili Boga przez Ducha Świętego, by otworzył nasze oczy na to, czym jest modlitwa w duchowej rzeczywistości. Większość chrześcijan zadowala się jakimś błogosławionym doświadczeniem, które pokazuje, w jaki sposób modlitwa może zaspokoić ich własne potrzeby. Jak niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że poprzez modlitwę odkrywamy całą tajemnicę partnerstwa pomiędzy człowiekiem a Bogiem w radzie, do której go dopuszcza.

Bóg wszystko, co chce uczynić dla tego świata, decyduje uczynić przez ludzi, których przyjął do swej rady. Bóg potrzebuje ludzi, którzy całkowicie poddadzą się Jego woli i pozwala na to, by Duch tak bardzo ich ogarnął, by mogli modlić się z mocą w imieniu Jezusa. Bóg, na prośbę takich ludzi, skieruje działanie Ducha Świętego i wyśle Go, by udał się i uczynił to, o co oni się modlili. To jest w rzeczy samej tajemnica modlitwy, że zwykły śmiertelnik, uczyniony z prochu, może stać się jednym z wyjątkowych Bożych doradców. Bóg słucha takich ludzi i staje się wykonawcą ich planów i pragnień. Bóg jest nieskończony i wszechmocny i taka też jest modlitwa.

Co te wszystkie stwierdzenia dotyczące modlitwy mają wspólnego ze stanem Kościoła ? Po pierwsze powinny zrodzić bolesne przeświadczenie o tym, jak niewiele Kościół umie się modlić i jak bardzo niezdolna jest większość Kościoła do tego, by modlić się efektywnie. Potrzeba nam czasu, by zrozumieć co oznacza życie chrześcijańskie dla większości, nawet tych, których postrzegamy jako duchowych. Nauczono ich, by przyszli do Jezusa po zbawienie, jako zbawieni teraz chcą żyć w świecie oczekując, że Bóg obdarzy ich łaską, by mogli żyć zgodnie z tym, w co wierzą. Najczęściej nie zdają sobie sprawy z tego, czego żąda Chrystus w odniesieniu do uświęcenia ich całego jestestwa. Nie mają pojęcia, że ich powołaniem jest poświęcić swe życie, by czynić Chrystusa Panem i Królem na całej ziemi. Obca jest im myśl, że każdego dnia swego życia mają się modlić o przyjście Bożego Królestwa. Tak mało wiedzą o tym, że Duch Święty pragnie ich użyć w swej służbie.

Aby stać się naprawdę efektywnymi, Duch Święty musi otworzyć nasze oczy byśmy zrozumieli czego od nas żąda Chrystus i co to dla nas oznacza. Chrystus żąda, by tak jak On całkowicie oddał siebie nam i za nas, byśmy i my całkowicie oddali się Jemu i za Niego. Miara oddania się Chrystusa nam i za nasze zbawienie jest miarą naszego oddania się  Jemu i Jego służbie. Musimy, jako Boży ludzie, przekonać cały Kościół, że na miłość Chrystusa można odpowiedzieć tylko dobrocią. W naszych duszach musi być namiętność, która odpowie na namiętność Jego miłości do nas. Żądanie Chrystusa jest następujące -  On żył na ziemi a teraz w niebie będąc pełnym miłości, która przewyższa wszelkie poznanie, a zatem nic nie jest w stanie zaspokoić  Jego serca lub naszego, jak tylko miłość z naszej strony, która pragnie żyć w każdej chwili w Jego obecności i dla jego przyjemności. Tak jak Jego miłość objawiała się w życiu pełnym poddania woli Ojca, tak też nasza miłość musi podobnie objawić się w pełnym poddaniu Jego woli.

Jak możemy uzyskać moc, by poddać się żądaniu Chrystusa i stale żyć w niezmiennej uległości względem Niego ? Pewnie znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to piękny ideał, lecz jak go wcielić w życie ? Posłuchajcie co odpowiada Chrystus – On osobiście podejmuje się zaspokojenia żądań, które wysuwa względem nas. Ta miłość, która oddała siebie na krzyżu mając tylko jedną myśl, by całkowicie nas posiąść, jest tą samą miłością, która strzeże nas i działa w nas w każdej godzinie, każdego dnia. On nie tylko wydał siebie za nas ale również dał nam Siebie. On pragnie udowodnić nam, że jest w pełni gotowy, by trzymać nas z dala od grzechu, działać w nas i poprzez nas wykonywać wszystko, co przynosi zadowolenie Jego woli.

Można by zadać pytanie – dlaczego tak mało z tego doświadczamy ? Odpowiedź jest prosta – nie znamy tego, nie wierzymy w to, więc nie poddajemy się temu. Duch Święty tak słabo w nas działa, gdyż jest powstrzymywany przez ducha tego świata, który jest w nas. To najprawdopodobniej jest najważniejsza przyczyna naszej porażki. Chrystus wzywa nas, by kochać Go gorąco, tak jak On umiłował nas. Żadna inna moc za wyjątkiem Jego własnej miłości rozlanej w naszych sercach przez Ducha Świętego nie jest w stanie sprostać Jego żądaniom. Sam Chrystus, mieszkający w nas poprzez Swego Ducha musi to uczynić.

W końcu, jak ktoś, kto pragnie całkowicie poddać się żądaniu Chrystusa względem swego życia, może  oczekiwać, że Chrystus osobiście wykona całą pracę w nas ? Potrzeba tylko, by Duch Święty uwielbił Chrystusa w Jego żądaniu wobec nas i naszym wobec Niego. Kiedy zobaczymy, że  niemożliwym jest, by człowiek poznał i kochał Chrystusa we właściwy sposób, wtedy przyjdziemy w naszej bezradności, rzucimy się Mu do stóp i powiemy jak trędowaty : „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” Z chwilą, kiedy odwrócimy się od tego świata i od swych pragnień i zgodzimy się na to, by być ukrzyżowanymi wraz z Chrystusem, odnajdziemy, w Jego śmierci, moc, dzięki której przezwyciężymy grzech.

wiara, która cię nie zmienia, nie ma żadnej wartości

Można by przypuszczać, że już wszyscy narodzili się na nowo. Słychać, jak ludzie to głoszą. Niektórzy twierdzą, że w Ameryce jest sześćdziesiąt milionów narodzonych na nowo wierzących. Gdyby tak było, już bylibyśmy w tysiącletnim królestwie. Być może sześćdziesiąt milionów ludzi chodzi do kościoła raz w miesiącu, lecz narodzenie na nowo to zupełnie inna rzecz. Narodzony na nowo wierzący stanowi znaczącą siłę na ziemi. Jest nowym stworzeniem. Chrystus jest w nim. Nie można mieć sześćdziesięciu milionów Chrystusów w kraju i nie opanować zła. Prawda jest taka, że społeczeństwo w ciągu ostatnich dwóch lub trzech dekad zbliżyło się do piekła bardziej, niż kiedykolwiek w historii; mamy jednak więcej religii, niż kiedykolwiek wcześniej.

Według badań Reader’s Digest, w ciągu ostatnich dwudziestu lat jedna na dziesięć osób stała się homoseksualna, lub przynajmniej biseksualna. W tym samym czasie jesteśmy bombardowani religią. W mieście Los Angeles transmituje się więcej programów religijnych tygodniowo, niż w jakimkolwiek innym kraju przez sześć miesięcy. Dostajesz to pocztą, widzisz na plakatach, słyszysz w radio, oglądasz w telewizji, a jednak zło nie zostaje powstrzymane. Pięćdziesiąt trzy procent wszystkich małżeństw kończy się rozwodem. ( W Polsce jest to około 26 %) Corocznie mamy dwa miliony aborcji. Narkomania dotarła do szkół podstawowych. Liczba ciężkich przestępstw wzrosła, a wiek sprawców coraz bardziej się obniża. Opętani ludzie kroczą dumnie po ulicach. Jest to czas, w którym mamy do czynienia z winowajcą, a jest nim sama religia.

Jeśli mamy zobaczyć przebudzenie, musimy stanąć po stronie prawdy. Stojąc po stronie prawdy automatycznie przeciwstawiamy się kłamstwu, które pozwala światu na tanie zakrycie grzechów, i które oferuje zbawienie bez pokuty i szczerego pragnienia wyzwolenia się od grzechu. Znam kaznodziejów, którzy piją. Dla nich nie ma nic złego w piciu. „Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy? Przenigdy”. Kiedy wypowiadasz się przeciwko temu, odkrywasz, że nie jest to zbyt popularne poselstwo. Tłumy nie biegną by cię słuchać. Kiedy umieszczasz krzyż na właściwym miejscu, tłum zaczyna rzednąć. Jeśli jednak chcesz widzieć działanie mocy Bożej w naszym życiu i nadejście wyzwolenia, musisz powrócić do Biblii. Nie możesz żyć jak bezbożnik i oczekiwać Bożej współpracy.

Tania łaska jest jednoznaczna z zaprzeczeniem żywego Słowa Bożego, zaprzeczeniem wcielenia Chrystusa. Tania łaska oznacza usprawiedliwienie grzechów bez usprawiedliwienia grzesznika. Tania łaska to taki rodzaj przebaczenia grzechów, który nie uwalnia nas od samego grzechu. Spójrz wokół siebie na to co mieni się być odkupionym przez łaskę Bożą. Nic się nie zmieniło. Wiara, która cię nie zmienia, nie ma żadnej wartości dla Boga. Jedynie Słowo Boże jest na tyle ostre, by rozciąć duszę i dotknąć ducha. „Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca” (Hebrajczyków 4:12). Tania łaska głosi przebaczenie bez pokuty, samo przyjęcie Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela. Jednak bez pokuty nie ma absolutnie żadnego przebaczenia. Musisz odwrócić się od tego, czym jesteś, i zwrócić się do Chrystusa.

Kiedy Jan Chrzciciel zaczął głosić poselstwo o pokucie, zamienił brzeg Jordanu w główną ulicę świata. Zewsząd nadchodzili ludzie z pytaniem: „Co mamy czynić aby być zbawionym?” (Łukasza 3:14). Chrzciciel mówił bez ogródek. Do żołnierzy powiedział: „Poprzestawajcie na swoim żołdzie, traktujcie wszystkich sprawiedliwie”. Do poborców podatku rzekł: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co dla was ustalono”. Do ludzi religijnych powiedział: „Plemię żmijowe, któż wam poddał myśl, aby uciekać przed przyszłym gniewem? Wydawajcie więc owoce godne upamiętania” (Łukasza 3:7). Król Herod siedząc w swoim wykładanym złotem rydwanie, słuchając tego dzikiego człowieka z pustyni, zadał pytanie: „A co z królem?” Jan załadował swój karabin maszynowy ewangelii siódmym przykazaniem i skierował go na Heroda. „Nie wolno ci mieć żony brata swego” (Marka 6:18). To kosztowało go życie. Bycie uczniem wymaga odwagi. Uczeń musi być gotowy by dać odpowiedź, a tą odpowiedzią musi być Słowo Boże.

 „Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

piątek, 28 września 2012

przyjmij Jezusa jako swojego Zbawiciela i żyj jak ci się podoba

Postępowanie we właściwy sposób wymaga więcej odwagi, niż cokolwiek innego. W dzisiejszych czasach ekumenicznej atmosfery, kiedy wszystko staje się kościołem a współcześni zielonoświątkowcy łączą się z innymi, udając tworzenie prawdziwych doktryn Bożych, uczeń musi mieć dużo odwagi, by stanąć po stronie prawdy. To jest równoznaczne z tanią łaską. Odważny uczeń musi przeciwstawić się temu. Tanią łaskę sprzedaje się na bazarach, jak kiedyś podróbki. Sakramenty, przebaczenie grzechów, chrzest, i wyznania wiary rozdawane są po obniżonych cenach. Współczesny kościół głosi niebo bez piekła, wieczerzę bez dyscypliny, członkostwo w kościele bez owoców sprawiedliwości, a porwany w wir taniej łaski, nie głosi całej prawdy Bożej, bojąc się urazić tych, którzy przeceniają łaskę.
 
Ludzie chodzą do kościoła w niedzielny poranek, mieniąc się uczniami Bożymi, choć w poniedziałek żyją jak bezbożnicy. Dlatego właśnie musimy mieć odwagę by przeciwstawić się temu. Kościół musi powiedzieć takim ludziom: nie możesz żyć jak bezbożnik i spodziewać się, że Bóg będzie w tobą współdziałał. Uczniowie nie bali się podnieść swego głosu przeciwko takim kpinom. Nie poświęcali się dla sukcesu, lecz dla Jezusa Chrystusa. Łaska przedstawiana jest jako niewyczerpany skarb kościoła, z którego spływa błogosławieństwo bez zadawania pytań lub ustalania limitów.

Ośmielamy się drukować książki które zawierają tylko obietnice Boże i nazywać je Bibliami. Nikt nie ma prawa wyrywać z kontekstu obietnicy Bożej. Na przykład, w 2 Księdze Mojżeszowej 15:25 napisane jest: „Ja, Pan, twój lekarz”, lecz Bóg nie jest Panem i lekarzem dla człowieka, który nie przestrzega pierwszej części tego wersetu. Bóg rzekł: „Jeżeli pilnie słuchać będziesz głosu Pana, Boga twego, i czynić będziesz to, co prawe w oczach jego, i jeżeli zważać będziesz na przykazania jego, i strzec będziesz wszystkich przepisów jego, to żadną chorobą, którą dotknąłem Egipt, nie dotknę ciebie, bom Ja, Pan, twój lekarz”. Nie masz prawa cytować drugiej części tego wersetu, jeśli nie zacytujesz całości. Jeżeli nie jesteś posłuszny Bogu, On nie jest twoim Panem i nie uzdrowi cię. Tania łaska nie wyznacza granic, nie kładzie na wierzącym odpowiedzialności za posłuszeństwo. Mówi: „Tylko przyjdź, przyjmij Jezusa jako swojego Zbawiciela i żyj jak ci się podoba”. Panowanie Chrystusa jest opcjonalne. Uważamy, że istotą łaski jest to, iż cena została z góry zapłacona i z tego powodu możemy wszystko mieć za darmo.

Takie poselstwo dzisiaj słyszymy. Tania łaska, będąca doktryną lub zasadą oznaczającą przebaczenie grzechów, głoszona jest ogólna prawda. Jezus powiedział, że miłość to coś więcej niż ta dwuznaczna rzecz, o której mówi świat. „Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie” (Jana 14:15). To jest miłość. Istotą bałwochwalstwa jest wyobrażenie sobie czegoś podobnego do Boga, a potem postępowanie jakby to naprawdę było Bogiem. Uważa się, że intelektualny wzlot do tych ludzkich domysłów wystarczy, by zapewnić sobie przebaczenie grzechów. Poprzez takie nauczanie świat znajduje przykrywkę dla swoich grzechów.

Człowiek może głosić prawie wszystko, a publiczność będzie go popierać; gdy jednak zacznie się wypowiadać przeciwko religii, rozlegnie się krzyk. Bywałem wyrzucany ze stacji telewizyjnych, nawet religijnych, gdyż głosiłem taką prawdę: „Bóg nie pozwala na mieszanie się”. Nie można mieszać doktryn zielonoświątkowych i katolickich, oczekując, że Bóg na to przytaknie.

Jan powiedział: „Bóg nienawidzi każdej drogi kłamstwa”. Kiedy mówisz przeciwko fałszywej religii, występujesz przeciwko „świętej krowie” i jeśli będziesz głosił przeciwko niej, będziesz miał kłopoty. James Robinson wypowiadał się przeciwko homoseksualizmowi w dużej stacji telewizyjnej w Dallas i został wyrzucony. Ludzie, kaznodzieje i zbory wypełnili podpisami całą stronę gazety w Dallas. Postawili stacji ultimatum: „Nie będziemy oglądać waszego programu, jeśli ten człowiek nie wróci antenę”. Przywrócili go z powrotem. Możesz głosić przeciwko homoseksualizmowi i wiele osób cię poprze. Gdy jednak ten sam człowiek wypowie się przeciwko fałszywej religii, będzie najsamotniejszym człowiekiem w mieście. Dzięki Bogu, że w pewnym momencie ludzie poparli kaznodzieję, lecz przeciwstawienie się sprzedaży taniej łaski wymaga więcej odwagi niż przeciwstawienie się homoseksualizmowi.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

czwartek, 27 września 2012

tanią łaskę sprzedaje się na bazarach!

Prawdziwi uczniowie poprzez stulecia umierali całymi milionami. Byli paleni na stosach, przerzynani piłą, walczyli z dzikimi zwierzętami, wszystko z powodu świadectwa Jezusa. Gdyby tylko zaparli się Chrystusa, wszystkie prześladowania skończyłyby się. W 1978 roku byłem w Szkocji. Niedaleko od miejsca w którym głosiłem, było miejsce zwane Wzgórzem Męczenników. Trzysta tysięcy Szkotów zostało zabitych w ciągu dwudziestu dziewięciu lat dlatego tylko, że nie chcieli uznać zwierzchnictwa papieża. Stali w szeregu od świtu do zmierzchu. Widzieli jak krew mordowanych spływa ze wzgórza. Kiedy zbliżali się do miejsca egzekucji, słyszeli uderzenia siekiery. Przez cały czas opętany przez demona ksiądz mówił do tych, którzy znajdowali się w szeregu: „Zaprzyj się tego w co wierzysz, wyznaj, że papież jest głową kościoła i wystąp z szeregu”. Oni jednak „nie umiłowali życia swojego tak, by raczej je obrać niż śmierć”. Woleli zginąć, niż zaprzeczyć temu, w co wierzyli. Wierzyli w coś, i to znaczyło dla nich więcej niż życie. Mogli zachować swoje życie, lecz wiedzieli, że zachowując je, straciliby je. Nie ważne jak złe były czasy, Bóg zawsze potrzebował odważnych, gotowych do boju uczniów. Czyż to nie wspaniała miłość!

W czasach Noego, kiedy świat był tak bardzo zepsuty, że Bóg musiał go zniszczyć przez potop, Bóg potrzebował tylko gotowego do boju kaznodziei. Noe był jednym z najefektywniejszych kaznodziejów jacy kiedykolwiek żyli. Stał wśród tego krnąbrnego i przewrotnego pokolenia i ogłaszał ewangelię wyzwolenia dla wszystkich, którzy posłuchają. Kiedy Niniwa była tak zepsuta, że przelatujący nad nią sęp musiał zatkać nos, Bóg potrzebował odważnego człowieka. Jonasz wyszedł na ulice Niniwy, głosząc: „Jeszcze czterdzieści dni pozostaje do zburzenia Niniwy” (Jonasza 3:4). Sześćset dwadzieścia tysięcy ludzi pokutowało w worze i popiele. Aby zmienić sytuację, Bóg potrzebował tylko bojownika, który stanąłby i głosił to, w co wierzył. Miejscem kaznodziei nie są marsze uliczne lub bratanie się z politykami, lecz kazalnica, przy której zajmuje się zborem. W kościele jest dość grzechu, by dorosły człowiek zwymiotował. Uporządkuj kościół, spraw, aby stał się sprawiedliwością Bożą, a wtedy kościół zgromi ciemność. Niech ma odwagę by być innym w tym społeczeństwie, a Bóg zmieni sytuację. Bóg zawsze potrzebował tylko ludzi, którzy potrafią stać na pozycji. Kiedy Sodoma stała się tak zepsuta, że Bóg nie miał innego wyjścia i musiał ją zniszczyć, ze względu na Lota dał Abrahamowi obietnicę. Bóg rzekł: „Nie zniszczę ze względu na tych dziesięciu” (1 Mojżeszowa 18:32). Abraham nie musiał ratować obywateli Sodomy. Musiał tylko znaleźć dziesięciu ludzi, w których żył Bóg.

Niech kościół reprezentuje Boga, a On zachowa naród. Jeśli jednak będziemy trwać w tragicznej miksturze prawdy i fałszu, ciała i Ducha, Bóg pozwoli, by spadł na nas ten sam sąd, który spadł na wschodnią Europę. Prawdziwy kościół we wschodniej Europie wiedział, że Bóg pozwolił by zapanował tam komunizm dla tych samych powodów, dla których pozwolił Nebukadnesarowi wkroczyć do Jerozolimy; aby zburzyć warownię fałszywej religii. Bóg nie kocha Ameryki lub jakiegokolwiek innego narodu bardziej, niż Europy Wschodniej lub Rosji. Albo kościół będzie w porządku, albo Bóg będzie sądził kraj. Jeśli w którymkolwiek wieku Bóg znajdzie ludzi, gotowych stanąć u Jego boku i żyć dla Niego, zanim to społeczeństwo osiągnie punkt z którego nie ma powrotu, On wybawi to społeczeństwo. Prawdziwi uczniowie wiedzą, że to, co Bóg umieścił w środku cywilizacji, czyli Swój kościół, ma wpływ na całość. Wiedząc o tym, nie boją się uderzyć w sam środek. Tanią łaskę sprzedaje się na bazarach! Sakramenty, przebaczenie grzechów, chrzest i wyznania wiary rozdawane są po obniżonych cenach. Współczesny kościół głosi niebo bez piekła, wieczerzę bez dyscypliny, członkostwo w kościele bez owoców sprawiedliwości. Kościół, porwany w wir taniej łaski, nie głosi całej prawdy Bożej, bojąc się urazić dusze tych, którzy w niedzielny poranek mienią się uczniami Bożymi, a w poniedziałek żyją jak bezbożnicy.

Kościół musi powiedzieć tym ludziom: „Nie możesz żyć jak bezbożnik i oczekiwać, że Bóg będzie z tobą współdziałał”. Uczniowie nie bali się podnieść swego głosu przeciwko takim kpinom. Nie poświęcali się dla sukcesu, lecz dla Jezusa Chrystusa. Łaska przedstawiana jest jako niewyczerpany skarb kościoła, z którego spływa błogosławieństwo bez zadawania pytań lub ustalania granic. Ośmielamy się drukować książki które zawierają tylko obietnice Boże i nazywać je Bibliami. Nikt nie ma prawa wyrywać z kontekstu obietnicy Bożej. Musimy wiedzieć, że Bóg oczekuje jakości, a nie ilości. Bycie uczniem Pana pośród tego krnąbrnego i przewrotnego rodu wymaga odwagi. To tego powołał nas Bóg.


„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

środa, 26 września 2012

czym bardziej zbliżamy się do Golgoty, tym mniej ludzi tam widzimy

Jesteśmy uczniami Pana, musimy powstać, obwieścić kim jesteśmy. Powiedz im: „Jestem chrześcijaninem, należę do Boga”. To wymaga więcej odwagi, niż uderzenie kogoś pięścią. Jezus powiedział: „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mateusza 5:39). To wymaga więcej odwagi, niż oddanie ciosu. Człowiek, który boi się żyć zgodnie z tym, w co wierzy, jest niedostosowany. Bóg oczekuje jakości, nie ilości. Faktem jest to, że czym bardziej zbliżamy się do Golgoty, tym mniej ludzi tam widzimy. Kiedy Jezus łamał chleb i karmił tłumy na wzgórzach Galilei, tysiące ludzi oglądało religijne przedstawienie, kiedy jednak zbliżył się do Golgoty i powiedział do ludzi: „jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie” (Jana 6:53), opuszczali go całymi tłumami. Sens tego co powiedzieli był następujący: „Nie przyszliśmy tutaj, by słuchać takich rzeczy. Nie jesteśmy tu po to, byś nam mówił że musimy cierpieć. Przyszliśmy po to, by oglądać cuda”. Zostawili Go i odeszli. Ruch Zielonoświątkowy nie powstał dzięki całostronicowej reklamie w „Jerusalem Post”, lub dzięki trzystu stacjom telewizyjnym. Powstał w wyniku Bożego działania w sercach dwunastu ludzi. On pohamował każdą emocję, każdą ambicję, aż ich złamał. Oni mówili: „Pozwól mi siedzieć po Twojej prawicy”, a On odrzekł: „To nie ja daję”. Oderwał ich z urzędów celnych, gabinetów lekarskich i łodzi rybackich. Kiedy ich opuścił, byli puści, złamani, okaleczeni, i w takie rozbite naczynia po raz pierwszy zstąpił Duch Święty. Do takich samych naczyń przyjdzie po raz drugi, kiedy nie pozostanie im nikt oprócz Boga.

Bóg oczekuje jakości, nie ilości. On zmienił świat przy pomocy garstki ludzi. Wielki, religijny tłum nie potrafi dzisiaj niczego zmienić. To jakość wierzącego sprawia, że po wykonaniu wszystkiego może się ostać. Choć lew ryczy, rzeka płynie, ogień płonie, on stoi, mając biodra przepasane prawdą Bożą. Kiedy Marcin Luter miał stawić się na Sejmie w Wormancji, jego ludzie prosili go, by nie szedł. Mówili mu: „Spalą cię na stosie”. On odrzekł: „Nie ważne czy zbudują stos od Wittenbergi do Rzymu, mogę maszerować prosto na niego, śpiewając na chwałę Temu, który na Golgocie odkupił moją duszę”. Musisz tylko wiedzieć, że masz rację, a potem trwać w tym. Bóg będzie wspierał takich ludzi. On nigdy nie używa niezdecydowanych. Nie ma dla nich miejsca w Królestwie Bożym. Należy ono do tych, którzy odrzucają zabezpieczenie i mówią: „Albo Jezus albo nic”. Albo warto dla Ewangelii poświęcić wszystko, albo nic. „Oto jestem, nic innego nie potrafię” brzmiały słowa Marcina Lutra w najczarniejszej godzinie, kiedy napisał pieśń „Warownym grodem jest nasz Bóg”. Bóg chce, byśmy osiągnęli poziom, w którym odrzucimy wszelkie zabezpieczenia, poprzestając na tym, że ewangelia jest odpowiedzią na wszystko. Nie tylko posiadamy prawdę, lecz staliśmy się prawdą i stoimy wśród rodu krnąbrnego i przewrotnego, który zmierza w złym kierunku i mówimy: „To jest droga, idźcie nią”. Bóg powołuje odważnych uczniów. Nigdy nie używa niezdecydowanych. Bóg chce mieć żołnierzy. Paweł wziął ze sobą w podróż misyjną Jana zwanego Markiem. W najgorętszym miejscu bitwy Jan się wycofał. Kiedy przyszedł czas na kolejną podróż, Barnaba chciał aby Paweł zabrał Jana Marka. Paweł odmówił. Powiedział przez to: „Oparłem się kiedyś na tej trzcinie, a ona się złamała. Nie wezmę go po raz kolejny.” Jan zwany Markiem zmienił się i  stał się żołnierzem, lecz musiał to udowodnić Pawłowi. Odmawiając zabrania Jana Marka, Paweł rzekł: „Nie mogę użyć niezdecydowanego”.

Musicie się zdecydować. „Człowiek o rozdwojonej duszy, (jest) chwiejny w całym swoim postępowaniu” (Jakuba 1:8). Musicie być całkowicie przekonani. O Hebrajczykach powiedziano: „Gdyby pamiętali skąd przyszli, mieliby sposobność aby tam powrócić”. Paweł rzekł: „Demas mnie opuścił, umiłowawszy świat doczesny”. Demas nigdy nie opuścił świata, marzył o nim i wrócił do niego.

Jeśli wciąż masz aspiracje związane z tym światem, będziesz obracał się wokół tego świata. Bóg domaga się twojego życia i aby On mógł je mieć, ty musisz je stracić. Bóg nie szuka niedzielnych świętych. Nie potrzebuje ludzi, którzy modlą się usilnie tylko wtedy, gdy są w potrzebie. On chce, abyś z Nim rozmawiał. W 2 Księdze Kronik 7:14 Bóg mówi: „ukorzy się mój lud, który jest nazwany moim imieniem, i będą się modlić, i szukać mojego oblicza...” Tu nie chodzi o powtarzanie, „Ukorzy się, i będzie się modlił i szukał mego oblicza”. Poganie się modlą, muzułmanie się modlą, Hindusi się modlą; lecz szukanie Bożego oblicza to szukanie obecności Wszechmogącego, nie po to tylko by coś od Niego otrzymać, lecz by mieć z Nim społeczność.

Bóg nie jest Bogiem wygodnictwa. On nie pragnie ludzi, którzy uznają Go w niedzielę, a w poniedziałek żyją jak bezbożnicy. Pragnie ludzi, którzy w każdym momencie każdego dnia zajęci są Jego osobą, ludzi, którzy nie zainteresowani są tym, co Bóg dla nich uczynił, lecz Nim Samym. Bóg nie musi mieć akurat ciebie, lecz ty musisz mieć Boga. Grzech jest znakiem słabości. Mówimy o świeckości. Próbowaliśmy uczynić ze świeckości pewnego rodzaju okrycie, traktować ją jak miejsce, do którego się idzie. Świeckość to wpływ niewłaściwego systemu.

Jeśli wizyta babci w niedzielę wystarczy diabłu do powstrzymania cię przez pójściem do kościoła, jesteś tak samo świecki jak człowiek przy stoliku w barze. Jeśli odwiedziny babci są dla ciebie ważniejsze niż dom Boży, jesteś pod wpływem niewłaściwego systemu. Jesteśmy na ziemi po to, by wykonywać wolę Bożą. Wszelkie inne działania są tyko środkiem do osiągnięcia tego, do czego nas powołał. Bożą wolą jest, abyśmy byli naczyniami, poprzez które On będzie mógł żyć. Powinniśmy być napełnieni Duchem Świętym, a wtedy gdziekolwiek pójdziemy, Bóg tam będzie. Muszę mieć odwagę, by przedstawić ludziom Boga. To, czy ludzie chcą Boga czy nie, nie ma znaczenia. Muszę im powiedzieć o Bogu. Jeżeli boimy się być innymi, nie przedstawiamy dla Boga żadnej wartości. Jeśli jesteś chrześcijaninem, jesteś inny. Świat nie ma niczego takiego jak Bóg i jeśli jesteś prawdziwym chrześcijaninem, ludzie poznają, że jesteś inny. Jeśli boisz się być inny, zginiesz razem z tłumem. Bóg cię opuści. „Kiedy wejdziesz między wrony musisz krakać jak i one”, to bardzo niewłaściwe motto. Kiedy wejdziesz między wrony, rób to, co robiłby Chrystus. Miej odwagę. Powstań i ogłaszaj Chrystusa gdziekolwiek jesteś.

Wszelki grzech jest objawem słabości. Kłamstwo jest próbą ukrycia wad twego charakteru. Przeklinanie wskazuje na brak zdolności do wyrażania się. Prawdą jest, że „czyny pijanego świadczą o myślach trzeźwego”. Pijak bez alkoholu nie ma odwagi uczynić tego, co chce. Paweł rzekł: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Filipian 4:13). Mogę kochać, mogę wierzyć, mogę stać i mogę być wierny dzięki Panu Jezusowi Chrystusowi.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

wtorek, 25 września 2012

po ich owocach poznacie ich

Czytam z Ewangelii Łukasza 9:23 i 24: „I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie. Kto bowiem chce zachować duszę swoją, straci ją, kto zaś straci duszę swoją dla mnie, ten ją zachowa”.

W innej Ewangelii, powiedział: „Jeśli ktoś chce być uczniem moim, niech zaprze się samego siebie ...”. Kościół jest żywym, rozmnażającym się organizmem. Życie nie wywodzi się z kościoła, to kościół wywodzi się z życia. Zadaniem kościoła nie jest nawracanie ludzi, lecz czynienie ich uczniami. Rozpatrujemy kwestię uczniostwa i cech uczniostwa, rozumiejąc, że jak powodzi się kościołowi, tak powodzi się światu. Aby uzdrowić społeczeństwo, musisz uzdrowić kościół. Jest to fakt historyczny. Żadne społeczeństwo ani cywilizacja nie upadło, dopóki nie upadł kościół. Kiedy ci, których Bóg umieścił w centrum społeczeństwa, Jego lud, Jego kościół, przestanie reprezentować Boga, wtedy cała cywilizacja upada. Każdy ewangelista, który pracując dla Boga wywarł wpływ na swoje pokolenie, od Pawła aż do teraz, miał do czynienia z tym, co nazywany kościołem. Czternaście ksiąg Nowego Testamentu zostało napisanych przez jednego człowieka, Apostoła Pawła. Każdą z tych czternastu ksiąg napisał po to, by poprawić w kościele coś, co było złe. Oczywiście przynosił też objawienie, lecz w każdym liście chciał poprawić coś złego w kościele. To daje nam do zrozumienia, jak ważna jest zdrowa doktryna.

Aby uporządkować kościół, musimy zacząć od podstaw. Owoc poznaje się dopiero w drugim pokoleniu. Nie mówi się po prostu: „Po ich owocach poznacie ich” (Mateusza 7:16) i nie osądza osoby na podstawie tego, co czyni w tej chwili. Nie o tym mówi Bóg. Chodzi o to, że kościół poznaje się po rodzaju nawróconych, którzy będą tworzyli kościół jutra. Spójrzmy więc na osobę, którą Biblia nazywa uczniem. Wykazaliśmy na podstawie Słowa Bożego, że główną cechą ucznia jest wierność.

Teraz porozmawiajmy o odwadze. Odwaga cechuje tych, którzy są prawdziwymi uczniami Pana. W Ewangelii Mateusza 10:33 Jezus mówi o tych, którym brakuje odwagi. Mówi: „Tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim”. Jeśli wyznacie mnie przed ludźmi, ja wyznam was przed Ojcem. W wersecie 39 mówi: „Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je”. Taka jest cecha ucznia. Jezus powiedział: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną”.

Właściwe postępowanie wymaga odwagi. W naszych czasach pełnych niewierności trzeba mieć odwagę by być wiernym, by chodzić z Bogiem, by mówić o tym, co właściwe. Nic nie wymaga większej odwagi od jednostki niż prowadzenie świętego życia pośród tego przewrotnego i krnąbrnego pokolenia. Jest to czas, w którym uwaga wszystkich zwrócona jest na chrześcijan. Istnieje pokusa, by wtopić się w otoczenie. Słabość kościoła widać po jego niezdolności do przeciwstawienia się. Gdy świat stawia wyzwanie temu w co wierzą, rezygnują ze swych przekonań, by uniknąć czołowego zderzenia ze światem. Pierwsi chrześcijanie nigdy nie martwili się o to, co świat o nich pomyśli. Mieli poselstwo i je zwiastowali. Nie miało znaczenia, czy opinia publiczna była po ich stronie czy nie. Wiedzieli, że mają rację i ta pewność dawała im odwagę by trwać. Nigdy nie stawiali Jezusa w pozycji współzawodnictwa z innymi bogami. Zeszli z sali na górze oznajmiając wszystkim innym religiom, że „nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dzieje Apostolskie 4:12). Nie współzawodniczyli z nikim. Po prostu mówili tym, którzy chcieli słuchać: „taka jest droga, albo nią pójdziesz, albo będziesz potępiony”. Nie ważne, czy świat nazwał ich bigotami, wiedzieli, że to w co wierzyli jest słuszne i dla tego poselstwa oddali swoje życie.

Pierwsi chrześcijanie poprzez swoje życie i czyny byli uosobieniem wiary. Zamienili pręgierze w kazalnice, więzienia w kościoły i walczyli z bestią z Efezu. Byli bici, torturowani, wywlekani z domów, a jednak zwiastowali ewangelię, która zachwiała posadami imperium. Brak odwagi w tym pokoleniu jest smutnym komentarzem do naszych czasów. Żyjemy w wieku ugody. Przeszliśmy przez to, co nazywano „Ruchem dla Jezusa”; była to młodzież, która twierdziła iż walczy z konformizmem społeczeństwa, choć każdy jeden z nich był wierną kopią innego. Mówili w taki sam sposób, ubierali się tak samo i biegli z tym samym tłumem.

Mówię wam, że służymy wyjątkowemu Bogu, który powołał nas by być innymi. Powołał nas by zwiastować prawdę, która uczyni ludzi innymi. Kto boi się śmierci, nie ma prawa żyć. Dopóki my, jako chrześcijanie, nie uwierzymy, że to, czemu służymy jest większe od nas samych, nie będziemy mieli odwagi by sprostać życiu takim jakie ono jest. Dopóki nie pojawi się coś, za co warto oddać życie, tak naprawdę nie wiemy nic o życiu. O pierwszych chrześcijanach powiedziano, że „nie umiłowali życia swojego tak, by raczej je obrać niż śmierć”.

Dziewięćset zwiedzionych osób, które poszły za Jim’em Jones’em do Gujany, wierzyło, że ich droga życia jest jedynie prawdziwą i woleli oddać swoje życie niż poddać się. Byli oszukani, lecz pokazali światu najwyższy rodzaj poświęcenia. Gdybyśmy tylko widzieli Chrystusa i Jego sprawę w takim świetle, jak życzyłby sobie tego Bóg, my również bylibyśmy zdolni do takiego poświęcenia.

Bóg chce, aby Chrystus stał się dla nas tym, czym Jim Jones dla tych oszukanych dusz. Jezus musi być naszym Panem do takiego stopnia, że będzie dla nas ważniejszy niż życie. To w takim sensie należy rozumieć słowa, że kto boi się śmierci, nie ma prawa żyć. Życie dla tchórza jest czymś przykrym. Żyjemy w wieku strachu, nasze drzwi mają zasuwy a miejsca pracy wyglądają jak fortece. Nigdy nie wierzyłem, że nasze społeczeństwo może do tego dojść. Żyjemy w czasach masowych morderstw, świat został prawie całkowicie opanowany przez demony. To wywołuje strach, który trzyma ludzi za zabarykadowanymi drzwiami.

Wolałbym umrzeć, niż żyć w taki sposób. Lepiej jest żyć tylko jeden rok jako wolny człowiek, niż tysiąc lat będąc zabarykadowanym, ukrywającym się przed diabłem przez całe życie, ściganym przez strach. Ci, którzy są zbyt słabi by żyć zgodnie z tym, w co wierzą, są nieudacznikami niedostosowanymi do życia. Ciężko się do tego przyznać, lecz w kościele widzimy więcej strachu, niż gdziekolwiek indziej. Ludzie chodzą do kościoła, mówią o tym, jak cudowny jest Jezus, a potem idą do pracy i boją się nawet wspomnieć Jego Imienia. Świat dmucha nam w twarz oparami piwa, zmuszając do wysłuchiwania brudnych dowcipów, a my próbujemy ukryć to, co Bóg dla nas uczynił.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Odważny Uczeń

poniedziałek, 24 września 2012

Orkiestra radośnie gra....


Jack Dawson, biedny amerykański szkicownik czasowo przebywający w Anglii, wygrywa w pokera bilet na Titanica, traktuje to jako dar niebios. - jest to element fabuły jednego z najdroższych filmów, o katastrofie Titanica. Każdy z nas nawracając się do Boga Żywego trafiając do zboru traktuje go jako dar niebios. Jednak podobnie, jak w przypadku Jacka Dawsona, dla wielu z nas “dar niebios”, może nie nieść za sobą wiele błogosławieństwa.

Nawróciłem się około 10 lat temu, jako młody, niespełna 18 letni chłopak. Z moich obserwacji widzę, jak “statek” naszego polskiego ewangelicznego chrześcijaństwa dziurawi się, a morze brudów i praktyk tego świata wlewa się do niego. Jeden kaznodzieja powiedział, że do tonącego okrętu nie musi się wlać całe morze, aby statek utonął, a jedynie trochę wody, niewielka część otaczającego go morza. Myślę, że właśnie to obserwujemy. Nasz chrześcijański Titanic zderzył się z górą lodową, kolejne elementy kadłuba są zalewane wodą. Ludzie są zapewniani, że nic się nie dzieje, mogą bezpiecznie wracać do swoich kabin. Orkiestra radośnie gra....

Jakiś czas temu przeczytałem historię pastora Johna Harpera, który będąc pasażerem Titanica, ostatnie chwile swojego życia spędził na ratowaniu niezbawionych . Świadkowie zapamiętali jego okrzyk “Niezbawieni do łodzi ratunkowych!’. Myślę, że dokładnie takie samo przesłanie i rolę miał pastor Bert Clendennen. Z jego słów wynika, że olbrzymie fale grzechu nacierają na kościół. Statek jest dziurawy, na pokładzie brakuje szalup, a wśród załogi są dezerterzy. Niestety taka jest prawda i dopóki my chrześcijanie nie zrobimy coś z tym, jesteśmy jak ci biedacy, którzy walczą o ostatnie miejsca w szalupach ratunkowych.

Czy więc potrzebujemy złotej recepty, jakiegoś programu naprawczego, konferencji, czy chrześcijańskiego seminarium? Nie. Pastor Bert, jak niewielu mu współczesnych podał jedyne i słuszne rozwiązanie: pokutę, modlitwę, podniesienie własnego krzyża, bezkompromisowe życie, bezkompromisowe poglądy i powrót do biblijnej Pięćdziesiątnicy. Myślę, że musimy być jak Nehemiasz, który zawołał “zgrzeszyliśmy wobec ciebie; także ja i dom mojego ojca zgrzeszyliśmy” (Neh. 1:6). Myślę, że właśnie o tym głosił pastor Clendennen, a dla nas często jest zbyt proste żeby to przyjąć.

Ktoś może zapyta: jak to się stało? kiedy i dlaczego utraciliśmy Boże namaszczenie. Nawróciłem się jako młody człowiek. Na samym wstępie mojego chrześcijaństwa doświadczyłem wielu błogosławionych przeżyć w relacji z Duchem Świętym. Jednak z biegiem czasu zacząłem zauważać, że obozy i spotkania chrześcijańskie zostały całkiem zmienione. Pamiętam, jak 10 lat temu podczas zlotu młodzieżowego, jeden z kaznodziei szczycił się, że w Polsce młodzież, głodna Boga, może słuchać trzy godzinnego nauczania i nie potrzebuje atrakcji. Przez kolejne lata jednak skracano czas modlitwy i głoszenia słowa, w zamian dając młodzieży duchową papkę, wygłupy, błazeńską mowę, głośną muzykę i efekty specjalne. Pamiętam moje zniesmaczenie, kiedy zamiast modlitwy i społeczności przy Słowie Bożym wiele osób bardziej zainteresowana była “chrześcijańskim” pogowaniem, zabawą i tańcami. W późniejszych latach czymś normalnym było uciekanie przez płot na dyskotekę i palenie marihuany w namiotach (jedna osoba mająca problem z paleniem narkotyków wyznała mi: “mój zbór jest martwy, ludzie nawet nie klaszczą na nabożeństwach...”). Wśród uczestników chrześcijańskich obozów młodzieżowych wielkim nietaktem stawało się pytanie: “jak twój czas z Bogiem?”. Jeden z liderów takich obozów powiedział mi wtedy “Naszym celem jest przyciągnięcie młodzieży do zboru i naszych obozów. Oni chcą dyskoteki, chcą się wyszaleć - my im damy dyskotekę, ale z chrześcijańską muzyką.”. Filozofia ta niestety zakradła się nie tylko do młodzieży, ale także do naszych zborów, nabożeństw, muzyki, do całego naszego “chrześcijaństwa”, a raczej “pseudo chrześcijaństwa”.

Titanic uderzył o skałę i zaczął tonąć, my jednak sami zrobiliśmy otwór w naszym “duchowym statku” i toniemy. Dziękuję Bogu za nauczanie pastora Berta Clendennena, gdyż nie tylko pokazuje on problem naszego współczesnego chrześcijaństwa, pozbawionego mocy, ale też daje wyjście.



Michał Basiewicz



2012 - Michael Durham - Kryzys chrześcijaństwa

sobota, 22 września 2012

Chrześcijaństwo kiedyś i dziś cz. 1


Bert Clendennen
"A vessel of recovery"
"Naczynie odnowy"
tłum. Katarzyna Zieleźnik


Od dzisiaj, w każdą sobotę, będziemy publikować na Blogu książkę "Odnowa naczynia". Dzięki tłumaczeniu siostry Kasi mamy tę możliwość zapoznania się z kolejną publikacją pastora Berta Clendennena. Niech Duch Święty poprowadzi nas w tych rozważaniach.



Chrześcijaństwo kiedyś i dziś

Rozdział 1

 
Malachiasz 3,6 - „ Ponieważ Ja, Pan nie odmieniam się, więc dlatego wy, synowie Jakuba, nie jesteście zniszczeni.” ( BT )
List do Hebrajczyków 13,8 - „ Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”
Ewangelia Mateusza 28, 18-20 - „ A Jezus przystąpiwszy, rzekł do nich te słowa : Dana jest mi wszelka moc na niebie i na ziemi. Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, Ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż, do skończenia świata.”

Chrześcijaństwo jest objawieniem historii. Gdyby nie życie, śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego, Zielone Święta ( zesłanie Ducha Świętego ) nigdy by nie miały miejsca. Połączenie z bezosobowym absolutem nie ma żadnej mocy, by przemienić życie człowieka. Obecne tylko w chrześcijaństwie objawienie się Boga poprzez krzyż, jako  miłości i czystości absolutnej oraz poprzez zmartwychwstanie, jako mocy absolutnej, musiało się wypełnić najpierw, by Duch Święty mógł być dany. Kiedy objawienie się dokonało i kiedy Kościół przyjął je poprzez wiarę, zesłanie Ducha stało się koniecznością. Żywy Ojciec poprzez Syna znalazł ludzi zdolnych do przyjęcia Jego daru i Duch Święty mógł być wylany. Od tej chwili ludzie wierzący wiedzieli, że relacja z takim właśnie Bogiem może być bardzo bliska i mocna. Wiedzieli, że ich prawdziwe życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu i, że duchowy rozwój ma miejsce tylko w tym, co zostało im objawione. Czy nie wydaje się to zbyt mocnym stwierdzeniem kiedy myślimy o zwykłym chrześcijaninie ?

Czy nie jest prawdą pogląd dotyczący chrześcijańskiego objawienia mówiący, o tym, że nie ma ograniczenia dla mocy Ducha Bożego w wierzącym człowieku wyłączając miarę jego wiary i, że wystarczy tę moc przyjąć ? O co chodzi w obietnicy dotyczącej Ducha dla Kościoła ? Jak dalece możemy liczyć na Boga w kwestii podtrzymywania i przemieniania nas ? Jak bardzo możemy zbliżyć się do Boga w danym czasie ? Czy prawdziwe jest stwierdzenie, że Bóg nadal jest stwórcą w swoim świecie wszędzie tam, gdzie znajduje wiarę w człowieku ? Czy w Bogu nadal są zasoby życia, o których nam się nie śniło, a które po prostu czekają  na naszą wiarę, byśmy mogli je otrzymać ?

Odpowiedź na wszystkie pytania brzmi następująco : Bóg jest Bogiem niezmiennym, cokolwiek było możliwe kiedyś, nadal takie jest. ( I List do Koryntian 2,9 ) „ Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” Bóg jest niezmienny w swej łasce, Kościół natomiast zawiódł, jeśli chodzi o zastosowanie się do pierwszych warunków przyjęcia tej łaski. Zwiastowanie, w który głosi się, że Bóg ograniczył nasze zasoby nie ma uzasadnienia w objawieniu. Wszędzie się przyjmuje, że wierzący mogą liczyć na moc Ducha Bożego w dzisiejszych czasach, z taką samą pewnością jaka im towarzyszy, gdy liczą na  Bożą opiekę. Jedyne lekarstwo na naszą porażkę to skupienie wszystkich naszych wysiłków i modlitwy na zadaniu, które ma na celu ożywienie Kościoła. Cała  nieograniczona moc Ducha Świętego, która była dostępna w czasach pierwszego Kościoła wciąż jest także dla nas dzisiaj. Ta moc oczekuje powstania nowego pokolenia mocniejszego w wierze i miłości od obecnego pokolenia. To oznacza, że kościół może mieć tylko jedną, prawdziwą postawę – wyznać swój grzech, powrócić do Bożego ołtarza i czekać tak długo, aż ponownie zostaniemy obdarzeni Jego mocą.

Poszukiwanie i znalezienie nadnaturalnej mocy Ducha Świętego jest jedynym warunkiem sukcesu w Bożym Królestwie. Wszystkie bolączki, na które Kościół cierpi dotyczące spadku liczby członków lub braku mocy, aby wypełnić swoje powołanie wypływają z braku obecności Ducha Świętego. Przyznanie się do tego, że nie mamy Ducha Świętego to zaledwie pierwszy krok, drugi to odzyskanie Go. W 17 rozdziale Ewangelii Mateusza i w 9 rozdziale Ewangelii Marka Jezus bardzo wyraźnie tłumaczy, że brak mocy było bezpośrednio związane z brakiem modlitwy i postu. Modlitwa jest Bożą metodą na połączenie Jego nieograniczonej siły i mocy ze służbą w Bożym Królestwie.

Bóg warunkuje rozprzestrzenianie się i obfitość Swego Królestwa od wierności i oddania Jego dzieci w modlitwie. Modlitwy świętych są najwyższą formą chrześcijańskiej służby. Modlitwa jest największym wysiłkiem do jakiego zdolny jest nasz duch. Wydajności i mocy w modlitwie nie można osiągnąć bez cierpliwej wytrwałości i praktyki. Modlitwy uczymy się modląc się. Podstawową potrzebą nie jest mnożenie liczby spotkań modlitewnych, lecz,  by każdy z osobna nauczył się modlić. Spora część Kościoła Zielonoświątkowego straciła wiarę w moc Ducha i teraz próbuje zastąpić ją ludzkimi wysiłkami i pomysłami. Musimy wrócić do Bożej mądrości, do żywej mocy Jezusa Chrystusa, musimy wrócić przez modlitwę, by dotrzeć do źródła wszelkiej mocy. Musimy zrobić wszystko by propagować duchowość i nawyk modlitwy pośród wszystkich Bożych pracowników. Musimy dać im do zrozumienia, że ich brak wiary i połowiczne oddanie blokuje szybkie rozrastanie się Królestwa Bożego.

cdn.

piątek, 21 września 2012

20 lecie "Szkoły Chrystusa" Berta Clendennena



"Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich." Hebr. 13:7

W 1992 roku pastor Bert  Clendennen po raz kolejny przyjechał do Rosji, aby jako współczesny kaznodzieja sprawiedliwości wygłosić tam kazania. W czasie tej  krucjaty ożywienia,  uzgodnił szereg niezbędnych warunków dotyczących nieruchomości i innych spraw organizacyjnych, tak aby w tym kraju mogła się rozpocząć szkoła dla rosyjskich pastorów, kaznodziejów i liderów służb.  We września brat  Clendennen wraz z żoną Janice przenieśli się do Moskwy, aby wszystko przygotować na otwarcie w dniu 21 września 1992 r. szkoły biblijnej, którą później nazwano Szkołą Chrystusa.

Nie była to typowa szkoła teologiczna. Bratu Bertowi zależało bardziej na tym aby słuchacze nauczyli się nie tyle o Chrystusie, co osoby Chrystusa i nawiązali lub pogłębili z Nim swoją osobistą relację. Szkoła Chrystusa miała przede wszystkim uczyć swoich słuchaczy jak stawać się bardziej podobnym do Chrystusa, jak być świetym członkiem Jego Kościoła, przygotowana Oblubienicą na Jego powrót.  Brat Clendennen nauczał rosyjskich studentów przez cztery godziny każdego dnia, ale kolejne godziny przeznaczono na modlitwę i dialog z Bogiem. Modlitwa stała się najważniejszym „przedmiotem” w tej Szkole.

Brat Bert Clendennen dużo nauczał na temat Kościoła - jaka jest jego misja na ziemi i jaka jest nasza rola w Kościele. To bardzo istotne tematy, z którymi warto się zapoznać niezależnie od przynależności denominacyjnej. W dniu 1 października 1992 rozpoczęły się kolejne zajęcia w Międzynarodowym Zielonoświątkowym Bible College w Moskwie dla stu dwóch studentów z całej Rosji i na Ukrainy. Od tej jednej szkoły w Moskwie, Szkoła Chrystusa rozszerzyła się bardzo szybko i dynamicznie na obszar całego byłego Związku Radzieckiego,  w Armenii, Gruzji, Kirgizji, Ukrainy, Litwy, Permu i Rostowa. Warto dodać, ze Szkoła Chrystusa rozpoczęła się gdy pastor Bert miał 70 lat. To jest bardzo cenne, gdyż poprzez ta Szkolę, ten starszy człowiek, dzieli się ze słuchaczami swoim wieloletnim osobistym doświadczaniem wiernego chodzenia z Bogiem.

Szkoła szybko rozszerzyła się na inne państwa i kontynenty. W marcu 1994 roku przetłumaczono materiały SCh na język hiszpański. Pierwsza Szkoła w Peru została otwarta w Haunuco. Potem Szkoła zawitała do Limy i innych miast. Kolejnym miejscem był Ekwador, gdzie pierwsza Szkoła rozpoczęła się w styczniu 1996 roku. Pierwsza SOC w Chile rozpoczęła się w styczniu 1997 r. Ukończono również prace nad chińską i indyjską wersją Szkoły Chrystusa, co umożliwiło dotarcie do wielu miast w Chinach, Hong Kongu, Indiach i Pakistanie.

Obecnie podręcznik SCh został przetłumaczony na 35 języków, a Szkoły Chrystusa  działają w 120 krajach świata, w tym  w wielu więzieniach.  Pastor Bert odwiedził również Polskę w 2002 i 2003 roku oraz dwukrotnie w 2005, te wizyty rozpoczęły zajęcia "Szkoły Chrystusa" w naszym kraju.


na świecie, lecz nie ze świata

W Księdze Jeremiasza 11:1-11 (musicie poświęcić czas na przeczytanie tego), Bóg ma sprawę ze Swoim ludem, Izraelem. Kanaan stanowi symbol naszego zwycięstwa. Bóg znosił zachowanie Izraela przez 40 lat na pustyni, sprawdzając ich postawę i usuwając niegodziwość z ich serc. Nigdy nie usunął niegodziwości z kraju, lecz nakazał Swemu ludowi nie mieszać się z nimi. To samo dotyczy kościoła. „Na świecie, lecz nie ze świata” (Jana 8:23). Wszelkie problemy mają swoje źródło w mieszaniu się. Chodzi o bunt. Jeśli nie jesteśmy posłuszni, On nie jest Panem. Moc tkwi w wyborze. Tylko chrześcijanie mają wolną wolę. Grzesznicy nie mogą przyjść do Boga, jeśli Ojciec ich nie pociągnie. 

Krzyż rozprawia się z ciałem. Bóg nakazał nam wyrzec się samego siebie, wziąć na siebie swój krzyż i naśladować Jezusa. Łaska Boża uczy nas, by nie godząc się na bezbożność i świeckie pożądliwości, oczekiwać powrotu Jezusa. Oczekujemy tego poprzez nasze życie. Żyjąc, oczekujemy Jego przyjścia. Kiedy rezygnujemy z bezbożności, kiedy rezygnujemy ze świeckich pożądliwości, wtedy oczekujemy przyjścia Jezusa. Taka jest łaska Boża w naszym życiu.

Na początku cyklu naszych lekcji na temat uczniostwa chcę wam pokazać, że narodzony na nowo wierzący jest takim uczniem. Jest zrodzony do doskonałości, „stworzony według Boga w sprawiedliwości i świętości prawdy”. Wybory, których dokonuje w życiu decydują o tym, kim się stanie. Za każdym razem kiedy spotykam się z pokusą, za każdym razem kiedy ty spotykasz się z pokusą, zawsze jest tak samo. Nie chodzi o to, że pokusa jest taka sama; czy jest to pożądliwość, czy pycha, czy cokolwiek innego, wybór jest zawsze ten sam. Czy będę trwał w Bogu, czy w sobie samym? Na tym polega wybór. Trwanie w Nim oznacza, że Bóg widząc mnie w Chrystusie, uznaje doświadczenia Chrystusa za moje. Jeśli chodzi o Boga, jest to zakończone dzieło, chociaż On je wykonuje poprzez praktyczną świętość w codziennym życiu. Jeśli trwam w Chrystusie i Jego Słowo trwa we mnie, proszę o cokolwiek chcę i tak się staje. Trwanie w Nim uzależnione jest zawsze od wyborów, które dokonuję.

„Szkoła Chrystusa” - cykl Uczniostwo, z rozdziału – Narodzenie jako wyzwolenie